Gest dobrej woli okazał się ostatecznie poważnym błędem. 8 maja, zaraz po przejęciu sterów nowego niemieckiego rządu, Friedrich Merz najpierw poleciał do Paryża, a potem do Warszawy. To miało pokazać znaczenie, jakie Berlin przywiązuje do swoich dwóch najważniejszych sąsiadów.
Jednak w chwili, gdy Merz rozmawiał z Donaldem Tuskiem, Dobrindt wprowadzał wzmocnione kontrole na granicach niemieckich, w tym na Odrze i Nysie. Spełniał w ten sposób obietnice wyborcze ukrócenia nielegalnej imigracji. Jednocześnie Niemcy zapowiedzieli odstawianie osób, które nielegalnie dostały się do ich kraju, do państw, w których przebywali wcześniej. Jednak cena tego ruchu dla Polski okazała się wysoka.
Niemcy w 2015 roku przyczynili się do przejęcia władzy przez PiS
– Niemcy mogą oczywiście decydować, kogo chcą na swoim terytorium, ale i Polska będzie decydować, kogo przyjmie – powiedział twardo na konferencji prasowej Donald Tusk.
Na wiele się to już jednak nie zdało. Temat odsyłania emigrantów przez Niemcy, choć całkowicie zgodny z unijnymi regulacjami, stał się znaczącym paliwem dla zwycięstwa w wyborach prezydenckich Karola Nawrockiego. Zaraz potem pojawiły się też sondaże wskazujące na niezwykle silną pozycję Konfederacji, która także buduje swoją pozycję na niechęci do zachodniego sąsiada. W najnowszym badaniu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” partia Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka cieszy się ponad 20-proc. poparciem. Kształtów zaczęła nabierać wizja koalicji w 2027 roku nacjonalistyczno-populistycznego PiS-u ze skrajnie prawicowymi ugrupowaniami, być może nawet z Konfederacją Korony Polskiej Grzegorza Brauna.
Czytaj więcej
Gdy narasta rosyjskie zagrożenie, a Stany Zjednoczone ograniczają zaangażowanie w obronę Europy,...