W Polsce coraz częściej słychać ironiczne uśmiechy, gdy Niemcy zmagają się z gospodarczym kryzysem. Tymczasem tytuł książki Wolfganga Münchau „Kaput. Koniec cudu gospodarczego Niemiec” to raczej sygnał ostrzegawczy niż powód do satysfakcji. Dlaczego Polacy — zamiast się cieszyć — powinni raczej się niepokoić, widząc, jak Berlin traci ekonomiczny grunt pod nogami?
Ironiczne uśmiechy mogą pojawiać się na polskich twarzach z tego względu, że większość problemów gospodarczych, z którymi borykają się Niemcy, zafundowali sobie sami. To Niemcy są odpowiedzialni za instytucjonalne i regulacyjne otoczenie, w którym muszą funkcjonować ich firmy. To Niemcy, a zwłaszcza kadry zarządzające wielkimi korporacjami, popełniły szereg błędnych decyzji dotyczących rozwoju tych firm. No i wreszcie to niemieccy politycy przez lata prezentowali zaskakującą niechęć do innowacji.
Uśmiech na naszych twarzach może jednak szybko zniknąć, kiedy uzmysłowimy sobie, że aż 27–28 proc. polskiego eksportu trafia do Niemiec. Wystarczy porównać analogiczne uwikłanie Niemiec. Największym odbiorcą niemieckiego eksportu są Stany Zjednoczone, a udział wynosi 11 proc. Oznacza to, że niemiecka gospodarka jest znacznie bardziej zdywersyfikowana, jeśli chodzi o eksport. A mimo to działania administracji prezydenta Donalda Trumpa i jego polityka celna wywołują znaczącą presję na niemiecką gospodarkę. W jakiej sytuacji znajdzie się Polska, gdy Niemcy, mające coraz większe problemy gospodarcze, zaczną prowadzić taką politykę, która będzie ze szkodą dla nas? Przedsmakiem tego mogą być wprowadzane obecnie ostrzejsze kontrole graniczne, które uderzają zarówno w handel transgraniczny, jak i w polską branżę logistyczną.
Co można zrobić? Niemcy mają problem ze zbyt dużym zaangażowaniem ich firm na rynku chińskim i od lat prowadzą politykę tzw. de-riskingu, czyli zmniejszania ryzyka poprzez zachęcanie firm do inwestowania na innych rynkach (np. w państwach Azji Południowo-Wschodniej). Firmy inwestujące w Chinach od 2021 r. straciły także część wsparcia instytucjonalnego niemieckiego państwa (kredyty i gwarancje eksportowe). Wydaje się, że mając w perspektywie fakt, iż niemiecka gospodarka jest w stagnacji od 2019 r., a przez ostatnie dwa lata w recesji i nie widać w najbliższej przyszłości szans na zmianę tego trendu, należy u nas zacząć prowadzić politykę de-riskingu na kierunku niemieckim. Tutaj mogę podać bardziej pozytywną wiadomość: polskie firmy są zdecydowanie bardziej elastyczne w porównaniu z ich niemieckimi odpowiednikami. Miałem przyjemność rozmawiać z polskim biznesem na kongresie Industry360 i usłyszałem tam, że wielu polskich przedsiębiorców samodzielnie zaczęło prowadzić działania dywersyfikacyjne, nie czekając na zachęty czy wsparcie państwa.
Należy też mieć na uwadze fakt, że każdy kryzys jest szansą. Problemy gospodarcze Niemiec negatywnie odbijają się na szeregu polskich gałęzi gospodarki. Niemniej jednak pojawiają się nowe możliwości: część niemieckich firm, chcąc ciąć koszty, może wybrać Polskę jako miejsce dalszych inwestycji. Polskie firmy mogą także wykorzystać szansę i zacząć rozpychać się na niemieckim rynku, oferując tańsze alternatywy produktów czy usług.
Dożyliśmy ciekawych czasów, kiedy to wzrost gospodarczy w Polsce de facto pomaga Niemcom utrzymać się na powierzchni. Gdy u nas pogorszy się koniunktura, będzie to od razu odczuwalne po drugiej stronie Odry. Możemy zatem odczuwać Schadenfreude z problemów gospodarczych Niemiec, ale jednocześnie podejść do obecnej sytuacji jak do wyzwania i nowej szansy.