Piotr Bartkiewicz, Pekao: Polska gospodarka przeszła bardzo trudne stress testy

- Polska wykonała bardzo duży krok w 30-35 lat, i jest blisko zrobienia kolejnego. Żeby dojść do 60 proc. PKB USA per capita, trzeba mieć różnorodną gospodarkę. Nasza taka jest - mówi dr Piotr Bartkiewicz z Departamentu Analiz Makroekonomicznych Pekao S.A.

Publikacja: 17.06.2025 14:48

Piotr Bartkiewicz, ekonomista z Banku Pekao

Piotr Bartkiewicz, ekonomista z Banku Pekao

Foto: parkiet.tv

W swoim najnowszym raporcie "Czas Polski. Jak się wzbogaciła i zmienia w odporną gospodarkę opartą na wiedzy" przedstawiacie optymistyczną wizję Polski za 10 lat, m.in. z mieszkańcami żyjącymi średnio pięć lat dłużej, domkniętą luką w zakresie podaży mieszkań, solidną stopą inwestycji (25 proc., obecnie to około 17 proc.) czy z przeciętną płacą godzinową na poziomie 80 proc. średniej unijnej (w 2024 r. około 50 proc.). Mamy przegonić Włochy pod względem PKB per capita (według parytetu siły nabywczej), choć w 2024 r. byliśmy na poziomie 81 proc. tego kraju. Miło się czyta taki scenariusz, gdy jednocześnie często słyszy się o tym, jak w polską gospodarkę może uderzyć już w najbliższych latach np. spadek siły roboczej, słabość inwestycji sektora prywatnego oraz pogarszająca się kondycja finansów publicznych.

My w Polsce wszystkiego się boimy, ale może jest w tym pozytyw - że te obawy motywują nas do szukania rozwiązań i cięższej pracy. Niemniej uważam, że one są trochę przesadzone. Nakreślona przez nas ścieżka oczywiście nie jest oczywiście pewna, nie wspomniał pan choćby o ryzyku związanym z szeroko pojętym bezpieczeństwem. Natomiast w całym raporcie pokazujemy, że Polska wykonała bardzo duży krok naprzód w ostatnich 30-35 latach, i że jesteśmy blisko zrobienia kolejnego. To nie jest tak, że nakreślone przez nas cele są odległe. Przegonienie Włoch czy osiągnięcie nakładów na badania i rozwój na poziomie 2,5 proc. PKB [wobec 1,6 proc. w 2023 r. - red.] wynikają z kontynuacji obecnych trendów.

Jeżeli niczego nie zepsujemy, ani nie zepsuje się w otoczeniu Polski, to damy radę?

Można tak powiedzieć. Gospodarka jest bardzo dużym, skomplikowanym i praktycznie niemożliwym do ogarnięcia z lotu ptaka tworem. Nie ma jednego konkretnego trybu, który można wyjąć albo wsadzić tam pręt, i ją zatrzymać. Przeszliśmy w ostatnich 15-20 latach kilka bardzo trudnych stress testów.

Polska wykonała bardzo duży krok naprzód w ostatnich 30-35 latach, i że jesteśmy blisko zrobienia kolejnego

dr Piotr Bartkiewicz, ekonomista banku Pekao S.A.

Czytaj więcej

Czy Polska osiągnie europejski poziom wynagrodzeń? Ekonomiści Pekao rysują scenariusz

Co może pójść nie tak? Zakładam, że dużym ryzykiem jest szeroko rozumiane bezpieczeństwo. A może swego rodzaju inercja polityczna? Piszecie w raporcie, że jednym z warunków powodzenia waszej wizji jest dalsza realizacja ambitnych planów infrastrukturalnych.

Mam wrażenie, że tej inercji jest mniej. Podejrzewam, że dotyczy bardziej spółek Skarbu Państwa, a nie całej gospodarki. Jeżeli chodzi o inwestycje realizowane przez agencje rządowe, to tutaj mamy więcej ciągłości niż politycy byliby skłonni przyznać. Nawet na poziomie dokumentów strategicznych te plany, cele czy środki, które mają być zaprzęgnięte, nie różnią się aż tak znacząco między kolejnymi ekipami.

Natomiast jeśli chodzi o zagrożenia, z którymi musimy się liczyć, to jednak trochę ich niewątpliwie będzie. Wspomniał pan o zagrożeniu wojennym za naszą wschodnią granicą. Z tym musimy się liczyć. To też wiąże z faktem, że wydatki, które ponosimy na podniesienie naszego bezpieczeństwa, mają trochę podwójne oblicze. Z jednej strony one mają formę inwestycji, podnoszenia pewnych zdolności w przemyśle. Z drugiej, to rodzaj konsumpcji, którą realizujemy na cele niepodnoszące przyszłego potencjału gospodarczego. To od nas zależy, czy to pchnięcie Europy w stronę zbrojeń wykorzystamy w sposób, który maksymalizuje nam korzyści gospodarcze z tego płynące czy nie. Można zbroić się w sposób, który gospodarczo jest bezproduktywny.

To, jak będziemy się rozwijać, jest uzależnione też od tego gdzie jest "króliczek", którego gonimy. Króliczkiem są oczywiście w pierwszej kolejności Niemcy, a szerzej: inne kraje zachodniej Europy. Może być tak, że europejska stagnacja będzie trwała dłużej niż się zakłada, i to też nas spowolni w najbliższych latach.

Co z kwestią przystosowania się do zmian technologicznych?

My absorbujemy owoce postępu technologicznego i nie ma w tym niczego złego. Byliśmy w tym dobrzy i potrafiliśmy wykroić sobie różnego rodzaju nisze. Niemniej są też technologie, które stanowią jakieś zagrożenia np. dla sektora usług wspólnych, który mocno rósł w poprzedniej dekadzie. Może być tak, że będziemy mieli spore zaburzenia na rynku pracy ze względu na upowszechnienie sztucznej inteligencji. Jednak nie przesadzałbym z tym czynnikiem - szybciej się opracowuje technologie niż faktycznie wdraża w organizacjach i w gospodarce.

Trzeba też zwrócić uwagę na kwestie długości "kołderki" w polskich finansach publicznych. Powodzenie niektórych projektów cywilizacyjnych zależy od tego czy będziemy w stanie wydawać w miarę stabilną lub większą część naszego PKB na określone cele: edukacja, nauka czy szeroko pojęta jakość państwa. Nie jesteśmy w stanie wydawać więcej w procentach PKB na wszystko, więc pytanie jak rozłożone będą priorytety. Mogę sobie wyobrazić ryzyko dla niektórych wydatków, na przykład związanych z innowacyjnością gospodarki, z nakładami na badania i rozwój.

A demografia?

W horyzoncie 20-30 lat to jest duża sprawa, natomiast w horyzoncie 10 lat dużo mniejsza. Jest też oczywiście kwestia migracji zarobkowej. W ostatnich dwóch latach mieliśmy do czynienia z wyraźnym spowolnieniem napływu migrantów do Polski. Czy to się utrzyma, czy zostanie wypracowany jakiś model uporządkowanego przyciągania migracji i powrotu na poprzednią ścieżkę? Różnica między sytuacją ze spowolnioną migracją, jak w ostatnich dwóch latach, i z napływem do 2022 r., przekłada się na około 0,5 pkt proc. wzrostu gospodarczego. To już jest skala do odnotowania i być może schylenia się przez polityków. Acz oczywiście wszędzie na świecie to obecnie temat drażliwy.

Czytaj więcej

Po wyborach rośnie ryzyko fiskalne w Polsce

"Polski sukces gospodarczy wciąż bywa niedoceniany lub wręcz lekceważony" - piszecie w swoim raporcie. Zauważacie, w latach 2015-2024 byliśmy liderem wzrostu gospodarczego w UE, mieliśmy największy wzrost rynku konsumpcyjnego czy średnich płac. W ujęciu PKB per capita według parytetu siły nabywczej nadrobiliśmy względem średniej UE 9 pkt proc. (z 70 proc. średniej UE w 2015 r. do 79 proc. w 2024 r.). Ale gdyby rankingować kraje UE pod tym względem, to od dekady jesteśmy gdzieś w okolicach 20. miejsca w Unii. Czyli - inni też gonią. Czy zatem w Polsce dzieje się coś, co wymyka się takim "standardowym" ramom konwergencji - tego, że kraje niżej rozwinięte po prostu nadrabiają dystans do tych lepiej rozwiniętych?

W ostatniej dekadzie to jest szybka, ale standardowa i zgodna z teorią ekonomii konwergencja. To nie jest tak, że wzlecieliśmy ponad ścieżkę, którą pokazują nam wiatry historii i gospodarcza grawitacja.

Natomiast zwrócę uwagę na jeden fakt. Jeśli porównamy sobie kraje, których PKB przekroczyło w pewnym momencie poziom 25 tys. dolarów per capita w parytecie siły nabywczej, to Polska jest ex aequo z Koreą Południową najszybciej rosnącym krajem od tego poziomu do obecnego. Na tym odcinku rośliśmy dużo szybciej niż Hiszpania, Portugalia czy Izrael. Więc to też nie jest tak, że jesteśmy jakimś kompletnym przeciętniakiem w tej konkurencji. Jesteśmy dobrze konwergującym krajem.

Podkreślacie też, że Polska nie jest "montownią", a silną gospodarką opartą na wiedzy.

W ostatnich dekadach zdecydowanie zyskiwały bardziej zaawansowane usługi czy przemysły wyższych technologii i to nie jest bardzo kontrowersyjny wniosek. Żeby dojść do 60 proc. PKB Stanów Zjednoczonych per capita, trzeba mieć różnorodną gospodarkę i nasza taka jest. Jeśli popatrzymy na strukturę eksportu Polski – jaką rolę odgrywają w niej czy to surowce, czy płody rolne, czy różnego rodzaju dobra przemysłowe takie jak maszyny, urządzenia, części, pojazdy, elektronika, sprzęt gospodarstwa domowego, sprzęt elektryczny itd. - to jest ona taka jak w krajach rozwiniętych.

Jeśli porównamy sobie kraje, których PKB przekroczyło w pewnym momencie poziom 25 tys. dolarów per capita w parytecie siły nabywczej, to Polska jest ex aequo z Koreą Południową najszybciej rosnącym krajem od tego poziomu do obecnego

dr Piotr Bartkiewicz, ekonomista banku Pekao S.A.

Czytaj więcej

Doganiamy Japonię, ale jak przedłużyć złoty wiek

Zmieniając temat na bieżące wydarzenia: właśnie zrewidowaliście prognozę stóp procentowych. Po jeszcze dwóch cięciach w 2025 r. (łącznie o 50 punktów bazowych) oczekujecie obecnie tylko kolejnych dwóch, też o 50 pb, w 2026 r. Dotychczas spodziewaliście się w 2026 r. aż pięciu cięć, razem o 125 pb. Ta rewizja wynika z większego akcentowania przez Radę Polityki Pieniężnej obaw o kształt polityki fiskalnej w 2026 r., o mało żwawą konsolidację fiskalną?

Tak. Widzimy, że po wyborach prezydenckich szanse na bardziej zdecydowaną konsolidację zniknęły. Rada Polityki Pieniężnej to dostrzega i będzie dostrzegać, i będzie dużo ostrożniejsza.

Polska jest w procedurze nadmiernego deficytu, a tymczasem uzgodniona z Brukselą ścieżka redukcji może się coraz mocniej rozjeżdżać z rzeczywistością. Jakie to może mieć konsekwencje?

Naszym zdaniem nie będzie znaczących sankcji ze strony Komisji Europejskiej. Przynajmniej na papierze trzymanie się łagodnej ścieżki konsolidacji plus wyrastanie z długu przez wzrost gospodarczy powinny Komisji wystarczyć. Nie widzimy na szczeblu europejskim "parcia", abyśmy konsolidowali się fiskalnie.

Czy widzicie w tej ospałej konsolidacji fiskalnej ryzyko obniżki ratingów Polski albo jego perspektyw, i nadwerężenia czy utraty zaufania inwestorów?

Już w tym momencie jesteśmy postrzegani gorzej przez rynki. Pojawiają się epizody wyprzedaży polskim obligacji, acz nie są one duże. Mamy niskie wyceny polskich obligacji relatywnie do stawek swap. To sugeruje, że polskie obligacje generalnie nie są bardzo preferowane i inwestorzy oczekują wyższej premii za ryzyko. Aczkolwiek Polska nie ma problemów ze sfinansowaniem deficytów fiskalnych.

Co do agencji ratingowych, to myślę, że jest dużo za wcześnie na takie decyzje. Kluczem jest to, że trwale podwyższone deficyty są równoważone przez inne czynniki, m.in. spójną, długą historię wysokiego wzrostu PKB, który ma być kontynuowany w kolejnych latach. Tym, co mogłoby być potencjalnie groźne, to nie sam wysoki deficyt, ale jego kombinacja z głębszymi problemami ze wzrostem gospodarczym.

Widzimy, że po wyborach prezydenckich szanse na bardziej zdecydowaną konsolidację zniknęły. Rada Polityki Pieniężnej to dostrzega i będzie dostrzegać, i będzie dużo ostrożniejsza.

dr Piotr Bartkiewicz, ekonomista banku Pekao S.A.

Czytaj więcej

Stopy procentowe w dół dopiero po wakacjach? Adam Glapiński: Sygnały są mieszane

Zgodnie z waszymi prognozami, od lipca zejdziemy z inflacją właściwie do celu inflacyjnego 2,5 proc. Jednocześnie prezes NBP Adam Glapiński mówił podczas ostatniej konferencji, że wzmocniły się fundamentalne czynniki mogące podnosić presję inflacyjną w dłuższym okresie. Też to widzicie?

Nieszczególnie. Mamy obecnie najkorzystniejszą konstelację czynników wewnętrznych i zewnętrznych sprzyjających dezinflacji od 2017-2018 r. Widać różnicę między nami a prezesem NBP. W krótkim okresie to zapewne kwestia założeń co do cen energii dla gospodarstw domowych od października. NBP nie zakłada konkretnego scenariusza o ile nie ma wiążącego prawnie dokumentu w tym zakresie.

W dalszym horyzoncie rzeczywiście wydaje się, że ryzyka są ustawione bardziej w stronę wyższej, a nie niższej inflacji, relatywnie do celu, ale to historia globalna. Poprzednia dekada upływała nam pod znakiem uporczywie niskiej inflacji i stóp procentowych i niedoboru popytu na świecie. Ta dekada na razie jest dekadą niedostatecznej podaży, uporczywie wysokiej inflacji, ciasnych rynków pracy. Banki centralne mają powody, aby utrzymywać stopy na relatywnie wysokim poziomie, aby łagodzić ryzyka inflacyjne.

Dlatego taka komunikacja przez NBP rozkładu ryzyk dla ścieżki inflacji nie jest dla mnie zaskoczeniem. Natomiast biorąc pod uwagę nasze oczekiwanie, że inflacja będzie w celu przez najbliższe półtora roku czy nawet dłużej, to nawet gdyby - że tak powiem - RPP nie chciała obniżać stóp, to kolejne cięcia będą. Obecnie stopy NBP są prawdopodobnie za wysokie biorąc pod uwagę stopy realne i ich wpływ na aktywność ekonomiczną.

Pozostajecie przy prognozie wzrostu PKB Polski z czwórką z przodu, jesteście większymi optymistami niż rynkowy konsensus. W czym upatrujecie większych szans dla polskiej gospodarki niż rynek?

Oczekujemy lepszych niż konsensus wyników inwestycji i eksportu. Dane sugerują, że inwestycje w pierwszym kwartale radziły sobie dobrze [+6,3 proc. r./r. - red.], acz zobaczymy, czy ten wynik się utrzyma po kolejnych rewizjach. Jest duży rozdźwięk między tym odczytem a danymi o produkcji budowlano-montażowej w pierwszym kwartale [+0,2 proc. r./r. - red.].

Więcej ryzyk widzimy jeśli chodzi o eksport i koniunkturę u głównych partnerów handlowych. Te ryzyka związane są m.in. z niepewnością, wojną celną, strukturalnymi wyzwaniami wypychania z niektórych rynków zbytu europejskich producentów przez chińskich konkurentów, pewnie też wolniejszym ożywieniem popytu wewnętrznego w Europie.

dr Piotr Bartkiewicz

ekspert w Departamencie Analiz Makroekonomicznych banku Pekao S.A. Wcześniej związany z mBankiem i Instytutem Badań Strukturalnych. Absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

W swoim najnowszym raporcie "Czas Polski. Jak się wzbogaciła i zmienia w odporną gospodarkę opartą na wiedzy" przedstawiacie optymistyczną wizję Polski za 10 lat, m.in. z mieszkańcami żyjącymi średnio pięć lat dłużej, domkniętą luką w zakresie podaży mieszkań, solidną stopą inwestycji (25 proc., obecnie to około 17 proc.) czy z przeciętną płacą godzinową na poziomie 80 proc. średniej unijnej (w 2024 r. około 50 proc.). Mamy przegonić Włochy pod względem PKB per capita (według parytetu siły nabywczej), choć w 2024 r. byliśmy na poziomie 81 proc. tego kraju. Miło się czyta taki scenariusz, gdy jednocześnie często słyszy się o tym, jak w polską gospodarkę może uderzyć już w najbliższych latach np. spadek siły roboczej, słabość inwestycji sektora prywatnego oraz pogarszająca się kondycja finansów publicznych.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
PIE: Ukraina bardzo skorzysta na akcesji do UE. Polska też
Gospodarka
Zmarł prof. Jan Czekaj, wybitny ekonomista, wieloletni autor „Rzeczpospolitej”
Gospodarka
Polska w roli regionalnego filaru stabilności
Gospodarka
Korupcja kwitnie w Rosji. Wojna Putina ją tuczy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Gospodarka
Polacy na spotkaniu Grupy Bilderberg. Zamknięta dyskusja elit o wyzwaniach świata