Putin wie, że po Kijowie mogłaby przyjść kolej na Moskwę

To więc, że Putin zdecydował się na interwencję na Ukrainie, nie zaskakuje. Od tego zależało przetrwanie reżimu w Moskwie i uratowanie imperialnych planów Kremla.

Publikacja: 04.03.2014 01:00

Jędrzej Bielecki

Jędrzej Bielecki

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Wydając rozkaz opanowania Krymu, Władimir Putin złamał wszelkie zasady prawa międzynarodowego. Nie miał też prawa podburzać przeciw władzom w Kijowie rosyjskojęzycznej ludności w Charkowie, Doniecku czy Ługańsku,?ani grozić wstrzymaniem dostaw gazu oraz embargiem na ukraińskie towary.

To, że się na to zdecydował, nie jest jednak zaskakujące. Upokarzająca ucieczka Wiktora Janukowycza z Kijowa oznaczała dla budowanego od 14 lat przez Putina reżimu śmiertelne zagrożenie. Stanowiła jawny dowód, że zdeterminowani manifestanci mogą obalić autorytarny reżim na postsowieckim obszarze, a więc także w Moskwie. Pozostawienie Ukrainy w rękach Majdanu musiało także ostatecznie przekreślić marzenia o odbudowie rosyjskiego imperium, drugiego najważniejszego celu działań Kremla od 14 lat.

Zachód nie jest gotowy ryzykować nawet części tego, co na szali postawiła Moskwa

Motywacja rosyjskiego prezydenta do uderzenia była więc ogromna. Ale zdecydował się na to także dlatego, że okoliczności były wyjątkowo sprzyjające. Na Krymie Moskwa ma właściwie wszystkie atuty: wojsko na miejscu, większość ludności odnosi się co najmniej neutralnie do Rosji, jasno wydzielony obszar.

W pozostałych częściach wschodniej i południowej Ukrainy sytuacja dla Putina tak korzystna nie jest. Właśnie dlatego Kreml nie decyduje się tam na bezpośrednią interwencję.

Ale Moskwa jest w stanie jeszcze bardzo dużo ugrać bez użycia wojska. Może destabilizować sytuację gospodarczą Ukrainy,  a podkreślając niejasne umocowanie konstytucyjne nowego ukraińskiego rządu, dążyć do osadzenia w Kijowie ekipy bardziej sprzyjającej Rosji.

Jeśli tak się stanie, cena za marzenia Ukraińców o integracji z Europą, zainicjowanej w 2009 r. przez polsko-szwedzki program partnerstwa wschodniego, będzie ogromna: utrata części kraju, skrajna polaryzacja społeczeństwa, załamanie gospodarki, bardzo napięte stosunki ze wschodnim sąsiadem.

Po nocy trudnych negocjacji Janukowycza z szefami dyplomacji Polski, Francji i Niemiec Radosław Sikorski wracał 22 lutego do Warszawy z triumfalnym uśmiechem. Był przekonany, że nie tylko zapobiegł wojnie domowej, ale otworzył także drogę do władzy dla ukraińskiej opozycji. Ucieczka Janukowycza cały ten kompromis przekreśliła momentalnie.

Trudno dziś rozstrzygnąć, dlaczego rewolucja w Kijowie przyspieszyła wówczas tak gwałtownie. W części może być to wynik paniki prezydenta, który nagle poczuł się zdradzony przez resorty siłowe i pozostawił władzę na ulicy. Nie bez znaczenia była także radykalizacja samego Majdanu, który narzucał tempo zmian liderom opozycji parlamentarnej: Witalijowi Kliczce, Arsenijowi Jaceniukowi i Ołehowi Tiachnybokowi.

Wymowna była także postawa części zachodnich polityków,  którzy uznali, że z Janukowyczem nie ma już o czym rozmawiać.

Gdy w połowie lutego pytałem liderów ukraińskiej rewolucji, czy po ewentualnym przejęciu władzy biorą pod uwagę przyznanie prezydentowi gwarancji bezpieczeństwa i zachowania majątku, odpowiedź była negatywna. Zasady moralne – podkreślali nie bez racji – nie mogą być podważane. Tyle że nie brali pod uwagę realiów geopolitycznych, a za to zawsze płaci się wysoką cenę.

Dziś coraz wyraźniej widać, że o ile Władimir Putin bardzo starannie przygotował ripostę na porażkę w Kijowie, dziś zaś konsekwentnie wprowadza ją w życie, o tyle Zachód improwizuje i nie jest gotowy dla Ukrainy ryzykować nawet części tego, co na szali postawiła Moskwa. Zachęcając Kijów do wyboru europejskiej drogi, jednocześnie nie zamierza za bardzo się poświęcać. Całą cenę mają zapłacić Ukraińcy. Oby uznali, że było warto.

Wydając rozkaz opanowania Krymu, Władimir Putin złamał wszelkie zasady prawa międzynarodowego. Nie miał też prawa podburzać przeciw władzom w Kijowie rosyjskojęzycznej ludności w Charkowie, Doniecku czy Ługańsku,?ani grozić wstrzymaniem dostaw gazu oraz embargiem na ukraińskie towary.

To, że się na to zdecydował, nie jest jednak zaskakujące. Upokarzająca ucieczka Wiktora Janukowycza z Kijowa oznaczała dla budowanego od 14 lat przez Putina reżimu śmiertelne zagrożenie. Stanowiła jawny dowód, że zdeterminowani manifestanci mogą obalić autorytarny reżim na postsowieckim obszarze, a więc także w Moskwie. Pozostawienie Ukrainy w rękach Majdanu musiało także ostatecznie przekreślić marzenia o odbudowie rosyjskiego imperium, drugiego najważniejszego celu działań Kremla od 14 lat.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości