Polityczki i politycy Platformy Obywatelskiej tłumnie nawiedzili w tym roku Kongres Kobiet. Pojawili się premier Donald Tusk, Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy, marszałek Sejmu Ewa Kopacz, minister nauki Lena Kolarska-Bobińska, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania. Prezydenta reprezentowała Anna Komorowska.
Jedynym politykiem spoza PO obecnym na Kongresie był Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL. Premier komplementował panie na wszelkie możliwe sposoby. Opowiadał, że są jednym z najskuteczniejszych lobby w Polsce, które może zmieść wielu mężczyzn nieidących za duchem czasu. Chwalił za determinację w dążeniu do realizacji postulatów. Mówił, że w wielu sprawach panie miały rację.
Obiecał, że ustawa o tzw. suwaku na listach wyborczych, czyli naprzemiennym umieszczaniu kobiet i mężczyzn, jest już prawie przesądzona. A na zakończenie stwierdził, że przy realizacji wielu postulatów panie mają w nim sojusznika.
Uczestniczki Kongresu Kobiet różnie to przyjęły. Niektóre nawet gniewnie pokrzykiwały. Ale to nie zmienia faktu, że postulaty Kongresu wręczyła premierowi Danuta Hübner z PO, która została wybrana kobietą roku Kongresu.
A jeszcze niedawno – gdy w Sejmie upadły wszystkie projektu ustawy o związkach partnerskich, za to odbyła się debata nad prawem do przerywania ciąży z tzw. względów eugenicznych (czyli w sytuacji, gdy płód jest ciężko uszkodzony), wydawało się, że rozbrat Kongresu z PO jest nieunikniony. Tymczasem wszystko poszło w zapomnienie, dziś można nawet odnieść wrażenie, iż Kongres Kobiet staje się powoli przybudówką PO. Zauważyły to nawet kobiety z innych partii aspirujących do miana organizacji walczących o prawa kobiet.