2 kwietnia elektryzującą wiadomość o cyberataku na system informatyczny Platformy na portalu X podał premier Donald Tusk: „Zaczęła się obca ingerencja w wybory. Służby wskazują na wschodni ślad”. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, po półtora miesiąca od tego zdarzenia sprawy wciąż nie zgłoszono do prokuratury. Nie odnotowano jej w Prokuraturze Krajowej ani w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie właściwej dla miejsca popełnienia przestępstwa. „Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, we współpracy z CSIRT NASK, zajęła się incydentem związanym z atakiem na skrzynki poczty elektronicznej członków Platformy Obywatelskiej w sposób przewidziany właściwymi procedurami. Działania Agencji nie są prowadzone pod nadzorem żadnej prokuratury” – odpowiada biuro prasowe ABW.
– Prokuratura nie może wszcząć postępowania w sprawie, jeśli nie wpłynęło do niej zawiadomienie poszkodowanego – mówi Adam Haertle, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa, redaktor naczelny portalu zaufanatrzeciastrona.pl.
Nasze pytania do biura Platformy w Warszawie i Marcina Kierwińskiego, sekretarza generalnego PO, pozostały bez odpowiedzi.
Wschodni ślad? Eksperci podzieleni
Cyberatak, jak ujawniła „Rz”, miał klasyczną formę phishingu, w której rzeczywiście specjalizują się cyberprzestępcy zza wschodniej granicy. Haker przejął konto e-mailowe jednego z lokalnych działaczy Platformy, przełamując zabezpieczenia. Następnie z jego adresu mailowego wysłanych zostało kilkadziesiąt maili, w tym do posłów PO, ze specjalnym linkiem – był on zainfekowany złośliwym oprogramowaniem.
„Zastosowana przez atakującego taktyka oraz techniki są charakterystyczne dla pochodzących ze Wschodu grup hakerskich” – twierdzi ABW w odpowiedzi dla „Rz”.