Sukces jest kluczowy, ale niepewny. Po raz pierwszy od powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu Europejczycy uzyskali realny wpływ na kształt ewentualnych rokowań o zakończeniu wojny w Ukrainie. Spektakularny wyjazd w sobotę do Kijowa Donalda Tuska, Keira Starmera, Emmanuela Macrona i Friedricha Merza oraz ich wspólny z Wołodymyrem Zełeńskim apel do Moskwy o zawieszenie od poniedziałku broni pod groźbą nowych, surowych sankcji zaskoczył Putina i skłonił do zaproponowania Ukraińcom bezpośrednich rokowań. Na Kremlu przestraszono się, że oto wraca jedność Zachodu, skoro do inicjatywy wielkiej czwórki przyłączył się i amerykański prezydent. Putin zaproponował w nocy z soboty na niedzielę bezpośrednie rozmowy między Moskwą i Kijowem.
Czytaj więcej
W kulturze obrazkowej, w jakiej przyszło nam żyć, fotka Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem jes...
To europejscy przywódcy przekonali Zełenskiego do rozmów z Putinem
Świeże ocieplenie między Amerykanami i Europejczykami może jednak szybko się skończyć. W reakcji na propozycję Rosji Trump wezwał Zełeńskiego do natychmiastowego spotkania się z Putinem. W ten sposób przekreślił podstawowy warunek stawiany do tej pory nie tylko przez Europejczyków, ale i sam Biały Dom: bezwarunkowe zawieszenie broni przynajmniej na 30 dni zanim zaczną się negocjacje pokojowe.
W niedzielę, już po powrocie z Kijowa, przywódcy czterech państw przeprowadzili raz jeszcze konsultacje i uznali, że mimo wszystko trzeba przekonać ukraińskiego prezydenta do przyjęcia propozycji Putina. Rozumowali: w tej chwili najważniejsze jest utrzymanie jedności transatlantyckiej i przekonanie Trumpa, że to rosyjski dyktator jest winny temu, iż wojna wciąż trwa.
Czytaj więcej
Z Donaldem Trumpem nigdy nie wiadomo. Jutro może powiedzieć coś odwrotnego, niż dziś. Ale w tę so...