"Rzeczpospolita": Czy kursy euro i dolara zrównają się po raz pierwszy od kilkunastu lat?
Marek Belka, szef Narodowego Banku Polskiego: Wiedzą panowie, że przewidywania kursów walutowych nie mają większego sensu. Jednak teraz sytuacja wydaje się raczej oczywista: gospodarka amerykańska dość żwawo się rozwija, wszyscy się spodziewają, że tamtejszy bank centralny zacznie wkrótce podwyższać stopy procentowe. Tymczasem Europejski Bank Centralny (EBC) politykę pieniężną rozluźnia. To musi prowadzić do wzmocnienia dolara względem euro. Dlatego też dolar się umacnia w stosunku do złotego, a złoty – mam nadzieję – będzie „płynął" z euro tak jak dotychczas.
Już teraz za dolara musimy płacić najwięcej od początku minionej dekady. Jakie konsekwencje dla polskiej gospodarki miałby dalszy wzrost kursu tej waluty?
Nasz handel z krajami rozliczającymi się w dolarach będzie się odbywał dzięki temu na korzystniejszych warunkach. Wprawdzie ropa naftowa będzie droższa, ale za to nasz eksport do krajów Azji, Bliskiego Wschodu, który dość szybko się rozwija, będzie bardziej konkurencyjny.
Skąd założenie, że złoty w sytuacji, gdy EBC pompuje euro w gospodarkę, nie umocni się wobec tej waluty?
W ciągu ostatnich kilkunastu lat już kilka razy było tak, że złoty miał się gwałtownie umacniać, ale ostatecznie mieliśmy w tym czasie tylko jeden epizod silnej aprecjacji waluty. To było wtedy, gdy dopuściliśmy do rozwoju kredytów frankowych i przez to straciliśmy kontrolę nad międzybankowymi przepływami kapitału. Poza tym epizodem nie doświadczaliśmy właściwie gwałtownego osłabienia lub wzmocnienia złotego w stosunku do euro.
Ostatnia deklaracja Rady Polityki Pieniężnej, że to już koniec obniżania stóp procentowych, nie niesie ryzyka, że tym razem złoty się umocni? Brzmi ona jak zaproszenie dla spekulantów.
Raczej odwrotnie, gdyż to oczekiwania na obniżki przyciągają krótkoterminowych inwestorów. Poza tym tej deklaracji towarzyszyła obniżka stóp procentowych w Polsce, która przybliżyła je do stóp obowiązujących w strefie euro. A to zmniejsza presję aprecjacyjną na złotego. Wprawdzie bezpośrednio po tej deklaracji złoty rzeczywiście się umocnił, ale nie istotnie i nie w sposób trwały. Nie lekceważę tego, że EBC dopiero rozpoczął skup obligacji i będzie go kontynuował przez jakiś czas. Ale rynki finansowe internalizują takie wydarzenia natychmiast. A na razie nie widzieliśmy, żeby złoty się gwałtownie umocnił.
Jak pan ocenia decyzję Szwajcarskiego Banku Narodowego (SNB), który po twardych deklaracjach, że będzie bronił franka przed umocnieniem wobec euro, nagle z tej obrony zrezygnował?
Nie należy się dziwić, że dopóki SNB nie uwolnił franka, mówił to, co mówił. W takich wypadkach nie ma miejsca na przejrzystość, transparentność. Natomiast sądzę, że SNB nie podjąłby takiej decyzji, gdyby nie rozjeżdżanie się kursu euro i dolara. Przez to, że euro słabło, a SNB trzymał stabilny kurs franka wobec euro, także frank słabł wobec innych walut, np. dolara i rubla, i stawał się coraz bardziej niedowartościowany. Szwajcarzy najwyraźniej się przestraszyli, że na dłuższą metę takiego sztucznego kursu swojej waluty nie będą w stanie utrzymać.