Nad Wisłą przyzwyczailiśmy się w polityce do teatru emocji negatywnych. Mimo że nie zawsze to prawda, polscy politycy uwielbiają pokazywać, jak bardzo źli są ich antagoniści. Na szczyty kunsztu w tej nietrudnej sztuce dawno już temu wybili się politycy prawicy. Teatralizacja ich prawdziwej czy pozornej niechęci do przeciwników przechodzi w obsesję. Przynajmniej tak to czyta elektorat. Prawda jest nieco inna, to świadome użycie określonego instrumentarium; pewność, że permanentne, nieprzerwane, namolne przypisywanie komuś jakichś cech powoduje, że te cechy zaczynają się powoli wykształcać, przynajmniej w wyobraźni słuchaczy.
Dobry przykład to oskarżanie Donalda Tuska przez polityków PiS o reprezentowanie interesów niemieckich. Mimo że ten proceder to ewidentna podłość, bo odmawiania komuś w imię politycznych celów patriotyzmu nie można nazwać inaczej, po latach ciężkiej pracy polityków PiS ich elektorat ma to za pewnik. Tusk to niemiecki sługus, powtarzają bez potrzeby szukania jakichkolwiek dowodów; milion powtórzeń tworzy aksjomat, który jak wiadomo, dowodów żadnych nie potrzebuje. Zatem Donald Tusk jest i pozostanie dla sporej części elektoratu na pozycji przegranej. Rzetelną prawdę o nim i jego motywacjach potwierdzi dopiero historia, choć i to nie jest pewne, bo i ona ulega niespotykanej niegdyś presji nowoczesnych systemów komunikacyjnych; nie wiadomo, kto bądź co ją ostatecznie ukształtuje.
Czytaj więcej
Jesteśmy skazani na starców. Słabość młodych nie jest tylko w demografii. Problematyczna jest tak...
Proszę wybaczyć, że do opisu tych zjawisk sięgam po kategorię teatru. Wydaje mi się – po prostu – najlepsza; najlepiej opisuje wyreżyserowany przez spindoktorów zestaw min, słów i gestów, które świadomie powtarzane mają wywołać odpowiedni efekt w kręgu odbiorców. Teatr polskiej polityki to najlepszy dowód, że nawet najpodlejsze scenariusze i najbardziej niegodziwi reżyserzy potrafią osiągnąć zamierzony sukces. I nie jest żadnym pocieszeniem, że w niczym tu się nie różnimy od światowej polityki. Współczesność, technologia wyposażyła nas po prostu w tak sprawne instrumentarium i tak łatwe możliwości kontaktu z najszerszym audytorium, że polityka siłą rzeczy musiała stać się skończenie teatralna. Kosztem rzeczowości, to oczywiste. A najgorsze, że coraz trudniej rozpoznać, jakie realia kryją się za fasadą teatrum polityki.