Były szef rzeszowskiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa, Janusz W., który został w lutym 2018 r. skazany na rok i osiem miesięcy pozbawienia wolności za korupcję, powoływanie się na wpływy i pranie pieniędzy, nie odsiedzi kary – ustaliła „Rzeczpospolita". Jak to możliwe? Najpierw dostał odroczenie odsiadki na pół roku, potem na rok – a to już pozwoliło mu starać się o zawieszenie kary, z czego skorzystał.
Janusz W. to jeden z niechlubnych „bohaterów" głośnej afery podkarpackiej. Przyjmował łapówki od Mariana D. – biznesmena z branży paliwowej, który zdaniem prokuratury opłacał polityków (m.in. Jana B. – barona PSL na Podkarpaciu), sędziów, prokuratorów, szefową rzeszowskiej apelacji Annę H. i funkcjonariuszy służb specjalnych, by prowadzić interesy. A także, by uzyskiwać korzystne decyzje w skarbówce i wyroki w sądach.
300 tys. zł i skrucha
W śledztwie prowadzonym przez Śląski Wydział Prokuratury Krajowej zarzuty mają już 24 osoby. Prawomocnie skazany jest obecnie Janusz W., były funkcjonariusz SB, potem szef UOP i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na Podkarpaciu.
W marcu 2017 r. Janusz W. został zatrzymany przez CBA, które rozpracowywało aferę podkarpacką – w areszcie przesiedział 11 miesięcy. Pod koniec lutego ubiegłego roku tarnowski sąd skazał go na rok i osiem miesięcy bezwzględnego więzienia – W. złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze, przyznał się do wszystkich zarzutów, a na sali sądowej wyraził skruchę. Sąd orzekł też przepadek korzyści majątkowych, jakie W. przyjął w ciągu dziesięciu lat m.in. od Mariana D. (blisko 300 tys. zł). Były szef UOP został skazany również za wypranie 150 tys. zł brudnych pieniędzy i nakłanianie innej osoby do składania fałszywych zeznań (w procesie o wyprowadzanie majątku spółki z Mielca).
Przeczytaj też: Jak sutenerzy ograli polski wymiar sprawiedliwości