Ma pan spore doświadczenie w pomocy przedsiębiorcom, którzy chcą prowadzić biznes z partnerami w Chinach. Jaka jest specyfika prowadzenia interesów za Wielkim Murem?
Jest to kraj z dość silnie regulowaną gospodarką i barierami rynkowymi, które czasem mogą zaskakiwać przedsiębiorcę przyzwyczajonego do europejskich standardów. Przykładem może być sfera prawa patentowego. Chińskie przepisy nie uznają międzynarodowej ochrony znaków towarowych. W rezultacie ten, kto zarejestruje się jako pierwszy – korzysta z ochrony. W ten sposób przez jakiś czas prawa do marki Apple na rynku chińskim miał jeden z tamtejszych przedsiębiorców, a nie słynny koncern z USA. Takie prawo powoduje, że około 60 proc. technologii wprowadzanych na rynek chiński jest kradzionych. Stwarza to ryzyko, że know-how firmy, która chce tam rozwinąć działalność, zostanie wykorzystane bez wynagrodzenia dla jego właściciela. Przykładem innych ograniczeń jest rozbudowany system certyfikatów na artykuły spożywcze. Kto je uzyska, ten może wiele wygrać, zważywszy wielkość chińskiego rynku. Jednak niełatwo je zdobyć.
W jakiej formie prawnej może działać polski przedsiębiorca w Chinach? Czy powinien utworzyć tam spółkę?
Niekoniecznie. Bardzo popularne wśród inwestorów zagranicznych jest tworzenie przedstawicielstw. Nie wymaga to wnoszenia kapitału zakładowego, a pozwala na stałą obecność na tamtejszym rynku i budowanie bezpośrednich relacji z chińskimi przedsiębiorcami, co w tamtej kulturze jest bardzo ważne. Jednak są też możliwości tworzenia spółek, najlepiej w formie joint venture. W takiej formie zagraniczny inwestor wnosi swój kapitał i technologie, a partner chiński – nieruchomości, siłę roboczą itd.
A czy owej nieruchomości nie można po prostu nabyć?