Przedmiot należy zaliczyć do majątku, z którego pochodzi podstawowa część środków na jego zakup.
To sedno orzeczenia Sądu Najwyższego, ważnego w sprawach, w których nie było prostego finansowania (tzw. surogacji) zakupów z jednej bądź drugiej „kupki" należącej do męża lub żony. Jak mówi „Rzeczpospolitej" Krystyna Pociej-Gościmska, adwokat obeznany ze sprawami rozwodowymi, takie kwestie pojawiają się w wielu sprawach o podział majątku.
Tak właśnie było w sprawie między Magdaleną M. a jej byłym mężem. Na ich majątek składały się dwie nieruchomości, ale sporny był status jednej z nich. Magdalena M. nabyła ją już po wyroku rozwodowym, chociaż przed jego uprawomocnieniem (nastąpiło ono po dwóch latach), formalnie zatem w czasie trwania wspólności małżeńskiej i wtedy także uiściła cenę – 156 tys. zł. Umowę ustanowienia odrębnej własności lokalu i jego kupna zawarła już po ustaniu wspólności. Na zakup mieszkania przeznaczyła pieniądze pochodzące ze spadku po swojej ciotce i z darowizny od matki (w sumie 130 tys. zł), a resztę uzupełniła z pożyczki, jaką zaciągnęła u przyjaciół, z której niewielką część spłaciła w trakcie małżeństwa.
Od kilku lat nie mieszkała we wcześniej zakupionym przez małżonków domu jednorodzinnym, wartym 500 tys. zł, w którym pozostał mąż. Nie utrzymywała jednak z nim kontaktów, nie informowała także o pożyczce.
Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał, że sporny lokal nie wszedł do majątku wspólnego: że został zakupiony wyłącznie za środki kobiety, jest więc jej osobistym majątkiem. W tej sytuacji do podziału został tylko dom, a ponieważ mieszkał w nim były mąż, przyznał go jemu, zasądzając 250 tys. zł spłaty na rzecz żony.