KMK: To również bardzo ważna dla tej sprawy postać. Reżyser rozmawiał z jednym ze skazanych i z żoną Zdzisława, Marią Marchwicką. Dotarł do wielu osób, które już nie żyją.
PS: Jego relacja ukazuje to, co zrobiono tej rodzinie. Gdy na początku lat 90. ubiegłego wieku szukał córki Zdzisława, która po wyjściu za mąż zmieniła nazwisko, pytał ludzi, gdzie mieszka ta kobieta. Nikt jej nie kojarzył z nazwiska, ale gdy w rozmowie okazało się, że to „córka wampira”, od razu wskazano mu dom i mieszkanie.
Kiedy wniosek trafi do Sądu Najwyższego?
KMK: 28 lipca tego roku mija 50. rocznica wydania wyroku I instancji. To symboliczna data, dlatego planowałyśmy zdążyć do tego czasu.
PS: Co zaczyna być coraz trudniejsze, bo teraz, gdy pojawiły się informacje o wznowieniu postępowania, zaczynają zgłaszać się do kancelarii kolejne osoby. Decydują się mówić. Mam wrażenie, że coraz więcej osób nie obawia się już wspomnianych „długich rąk”. To znak, że komuna zaczyna odchodzić w zapomnienie, a ludzie wierzą w sprawiedliwość nawet po latach.
Czy te relacje są wiarygodne?
AN: Tak, są wiarygodne i wskazują nam kolejne ścieżki dotarcia do dokumentów, o których dotąd nikt nie miał pojęcia. Nie chodzi tu tylko o wspomnianą katowicką komendę. Okazuje się, że dokumenty, a być może i inne dowody, można odnaleźć w wielu instytucjach.
KMK: Jeden ze świadków przekazał nam kopie dokumentów, których nie było w aktach sądowych. Musimy odnaleźć oryginały. Mają ogromne znaczenie, bo potwierdzają relacje dzieci Zdzisława Marchwickiego i pracujących przy sprawie milicjantów.
Jaki jest czas na rozpatrzenie wniosku przez Sąd Najwyższy?
AN: Terminu ustawowego, w którym sąd musi wydać orzeczenie, nie ma. Biorąc pod uwagę liczbę spraw, które ostatnio wpływają do Sądu Najwyższego z różnych powodów, nie przewidujemy szybkiego rozpoznania tego wniosku.
Skoro wciąż zgłaszają się nowe osoby i zdobywacie nowe dowody, to czy w trakcie postępowania będzie można dołączyć uzupełniająco dodatkowe materiały albo relacje świadków?
KMK: Zamierzamy złożyć wniosek zawierający cały zgromadzony przez nas materiał dowodowy, tak, aby nie wymagał uzupełnień i składania dodatkowych dokumentów czy dowodów na późniejszym etapie.
AN: Dlatego jeżeli są osoby, które są w stanie jeszcze pomóc i dysponują materiałami, wiedzą dotyczącą tej sprawy, bardzo prosimy o kontakt z naszą kancelarią. Minęło pół wieku i jest to ostatni moment, aby wyjaśnić tę sprawę.
PS: Najważniejszą osobą, która mogłaby sporo wnieść do sprawy, jest jeden z oskarżonych. Dwukrotnie zwracałem się do niego, przed pierwszym i przed drugim wydaniem książki. Nie odpowiedział. Próbowaliśmy do niego również dotrzeć niedawno. Bez skutku.
KMK: Jest jedyną osobą, która zna prawdziwą wersję wydarzeń związanych z zabójstwem Jadwigi Kucianki, ostatniej ofiary przypisywanej Wampirowi z Zagłębia. A raczej odwrotnie: naszym zdaniem nie powinien jej znać, bo to najbardziej wątpliwe zabójstwo z serii, którego w naszej ocenie nie dokonał ani Zdzisław Marchwicki, ani nawet prawdziwy Wampir z Zagłębia.
Skoro uważacie, że to nie Zdzisław Marchwicki był wampirem, to kto? Wiele osób jest przekonanych, że był nim pewien mężczyzna z Sosnowca. Popełnił rozszerzone samobójstwo, mordując żonę i dzieci.
PS: To jedna z legend. Nie ma najmniejszych dowodów wskazujących na niego. Chyba że coś na jego temat jest w tajnych aktach, które ukrywa policja. Choć wątpię. Kryminalni uważają, że sprawca musiał przewinąć się w sprawie i jest w aktach. Zresztą tak na pewnym etapie uważali oficerowie z grupy operacyjnej „Anna”.
KMK: Faktycznie podczas analizy akt jedna z biegłych wydających opinię natrafiła na osobę, która mogła być Wampirem z Zagłębia. Mamy więc przypuszczenia co do potencjalnego sprawcy, ale nie skupiamy się na tym w naszej pracy nad wnioskiem.
AN: To nawet nie miałoby sensu. Wchodzenie w takie rozważania mogłoby tylko przedłużyć postępowanie i niepotrzebnie odciągnąć uwagę od zasadniczej tezy. Zależy nam na wykazaniu, że Zdzisław Marchwicki nie był wampirem.
PS: Prędzej czy później dziennikarze będą mieli dostęp do naszych ustaleń, a wtedy ujawnienie personaliów podejrzanego spowodowałoby stygmatyzację kolejnej rodziny. Pamiętajmy, że powtarzana z uporem przez dziennikarzy i podcasterów legenda o wspomnianym mężczyźnie z Sosnowca również narusza dobra jego rodziny. Oni również są ofiarami tej bezpodstawnej nagonki.
Czy wniosek, który zostanie złożony w Sądzie Najwyższym, ma otworzyć drogę do odszkodowania za mord sądowy czy też ma oczyścić nazwisko Marchwickiego?
KMK: Nigdy w moich rozmowach z rodziną Zdzisława Marchwickiego nie padły z jej strony pytania o odszkodowanie. Gdy informowałam jednego z synów o takiej prawnej możliwości, spojrzał na mnie i powiedział, że nie ma takiej kwoty, która odkupiłaby życie jego ojca i naprawiła to, że przez pół wieku nazywano go „synem wampira”. Teraz doświadczają tego nawet wnuki Zdzisława Marchwickiego.
AN: Dzieci Zdzisława Marchwickiego są poszkodowane w jeszcze inny sposób. Z ich relacji wynika, że były zmuszane do składania zeznań obciążających ojca, oskarżania go o zachowania, których nie dopuszczał się wobec nich.
PS: Pracując nad książką, słyszałem o błędach wymiaru sprawiedliwości. Czasem się zdarzają. Wystarczy uważna lektura akt, aby się przekonać, że w tej sprawie nie ma mowy o błędzie. To zaplanowany i wykonany mord sądowy. W mojej ocenie wszyscy, którzy brali udział w tym postępowaniu, mieli świadomość tego, że skazują niewinnego człowieka. Jedni robili to z premedytacją, a inni dlatego, że zostali zmuszeni do wzięcia w tym udział. Pojęcie o śledztwie miała wąska grupa kilkunastu oficerów. Wielu z nich nie wierzyło w winę Marchwickiego i również stało się ofiarami. Ponieśli konsekwencje, które odbiły się nawet na ich rodzinach.
KMK: Podkreślmy, że na karę śmierci skazano dwie osoby. Poza Zdzisławem, karę taką orzeczono także wobec jego brata – Jana.
AN: A kilka innych skazano na wieloletnie pozbawienie wolności, aby ukazać „całokształt zła panującego w tej rodzinie”. Dla mnie zaskoczeniem było, że podczas tego monstrualnego spektaklu sądowego tak mało mówiono o ofiarach wampira. Sąd zajmował się drobnymi kradzieżami, relacjami intymnymi dwóch podsądnych i przeróżnymi przestępstwami niezwiązanymi z zabójstwami.
Czy żyją jeszcze ludzie, którzy doprowadzili do skazania Marchwickich na karę śmierci?
PS: Żyje towarzysz prokurator Józef Gurgul. Ma 99 lat i chciałbym, aby doczekał werdyktu Sądu Najwyższego. Żyją też inne osoby, które ponoszą odpowiedzialność moralną. Wykonały dla komunistycznych władz robotę propagandową, przekonując społeczeństwo, że Marchwicki był wampirem. One również nie powinny spać spokojnie.