Wyrok sądu, który orzekł, że kobieta urodzona z nasienia z tzw. banku spermy ma prawo poznać dane swojego biologicznego ojca, już sprawił, że rozgorzała dyskusja o prawach tak narodzonego dziecka – z jednej strony, i gwarancjach oraz niebezpieczeństwach dla dawców nasienia – z drugiej.
Mówi się też o zagrożeniu dla tej branży medycyny. Jedno jest pewne: problemów pojawia się cała masa i poprzestanie na wyrokach sądowych nie wystarczy. Nie obędzie się bez ustawy o in vitro.
Dawca nieanonimowy
Ten precedens zapadł w sprawie 21-letniej Sarah P., która cztery lata temu dowiedziała się, że mężczyzna, który ją wychowuje, nie jest jej biologicznym ojcem. Rozpoczęła więc poszukiwanie informacji w Centrum Medycyny Reprodukcyjnej w Essen, w którym jej matka poddała się zabiegowi sztucznego zapłodnienia. Centrum odmówiło informacji, tłumacząc, że dawcy zagwarantowano anonimowość. Tak sprawa trafiła do sądu. W pierwszej instancji kobieta przegrała, ale Wyższy Sąd Krajowy w Hamm przyznał jej rację, wskazując, że klinika nie ma prawa odmawiać jej tak istotnej informacji, bo łamie w ten sposób konwencję praw dziecka.
Banki nasienia opierają swoje funkcjonowanie na anonimowości dawców spermy
Konwencja, przypomnijmy, stanowi w art. 7, że „jeśli to możliwe", dziecko ma prawo do poznania swoich rodziców.