Dwóch sprawców brutalnego gwałtu otrzymało nadzwyczaj łagodne kary. A wszystko odbyło się zgodne z prawem.
We wrześniu ubiegłego roku 40-letnia mieszkanka Kalmaru wracała do domu po tym, jak odprowadziła gości. Kobieta była pod lekkim wpływem alkoholu i odczuwała objawy hipoglikemii. W drodze spotkała trzech młodych mężczyzn, którzy ściągnęli ją ze ścieżki rowerowej i zgwałcili na poboczu.
Ponieważ kobieta nie wróciła do domu o spodziewanej porze, jej partner skontaktował się z policją. Funkcjonariusze odnaleźli kobietę. Zabrano ją do szpitala. Na podstawie jej zeznań policja i prokurator nabrali podejrzeń, że sprawcy napaści pochodzą z domu opieki dla nieletnich azylantów przybyłych do Szwecji. Gdy jednak prokurator zażądał informacji o mieszkańcach domu dla nieletnich, gmina odmówiła. Powołała się na ochronę danych. Poparły to sądy administracyjne, które nie podjęły się dalszego prowadzenia sprawy. Także biuro administracji socjalnej w Kalmarze nie chciało ujawnić prokuratorowi potrzebnych informacji.
Trudno dziwić się prokuratorowi, który był bardzo zbulwersowany tym, że przy tak poważnym przestępstwie władze utrudniają innym władzom dochodzenie. W jego opinii prawo, które jest tak interpretowane, należy zmienić. Prokurator chciał poznać nazwiska migrantów, numery telefonów i nazwiska kuratorów przydzielonych nieletnim osobom (jeden z lokalnych polityków w Kalmarze zdążył wystąpić do Ministerstwa Sprawiedliwości, by urzędnicy zatrudnieni w biurach socjalnych nie mogli, w przypadku ciężkich zbrodni, unikać wymiany informacji z władzami prowadzącymi dochodzenie w sprawie.)
Niezbędnych informacji dostarczyła w końcu szwedzka agencja ds. migracji.