Rewolucyjny projekt zmian w procedurze karnej przygotowany przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Karnego trafił właśnie do Rządowego Centrum Legislacji. W pracach nad projektem jest lekkie opóźnienie. Kiedy w grudniu 2011 r. Jarosław Gowin odbierał go z rąk ekspertów, zapowiadał, że w styczniu zajmie się nim rząd, a wiosną parlament. Procesy, w tym też karne, mają przyspieszyć o jedną trzecią (taką obietnicę złożył premier Donald Tusk w exposé). Dziś bywa z tym nie najlepiej. Średni czas procesu karnego, który toczy się przed sądem rejonowym, to prawie pół roku, ale w największych sądach (np. warszawskich) wynik jest dużo gorszy – prawie dwa lata. – Dzięki rezygnacji z niektórych rozwiązań uda się usunąć z procedury elementy fasadowe – uważa prof. Włodzimierz Wróbel z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jak ma się udać przyspieszenie? Po zmianie obowiązek zbierania dowodów winy oskarżonego będzie spoczywać na prokuratorze, a nie na sądzie – to jeden z pomysłów. Sąd będzie miał więc mniej obowiązków.
Komisja Kodyfikacyjna chce, żeby w postępowaniu sądowym przeprowadzać dowody z urzędu tylko w szczególnych wypadkach. Sąd będzie zwolniony z poszukiwania dowodów winy oskarżonego, gdy prokurator nie kwapi się z ich dostarczeniem. To powrót do tzw. zasady kontradyktoryjności, dzięki której to strony, a nie sąd będą musiały aktywnie pracować.
Więcej podejrzanych będzie można skazać bez prowadzenia rozpraw. Dostaną oni szansę na ugodę z prokuratorem i wystąpienie do sądu o wymierzenie kary bez rozprawy. Obie instytucje od lat zyskują na popularności. Z dobrodziejstwa otrzymania wyroku bez prowadzenia rozpraw będzie mógł skorzystać podejrzany o każdy występek zagrożony karą do 12 lat więzienia, a nie tylko o taki, za który grozi do dziesięciu lat.
Więcej oskarżonych będzie mogło zdecydować się przed sądem na dobrowolne poddanie się karze – właściwie każdy oskarżony. Także ten, któremu zarzucono zbrodnię zabójstwa.