Kim w oczach rządu są piraci drogowi? Wyjaśnił to minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Jego zdaniem „to osoby, które wsiadają nietrzeźwe za kierownicę, przekraczają znacznie prędkość, zachowują się brawurowo, szczególnie w terenach zabudowanych". I o ile dla przekraczających prędkość kary rzeczywiście idą w górę, o tyle dla nietrzeźwych mogłyby być zdecydowanie wyższe. Podobnie jak dla jeżdżących bez prawa jazdy.
Przepisy wprowadzają mechanizm uzależniający usunięcie punktów karnych od uregulowania mandatu. Punkty będą kasowane z konta kierowcy dopiero po upływie dwóch lat od dnia zapłaty grzywny. Zdaniem rządu powinno to zapewnić szybkie i skuteczne doprowadzenie do wykonania kary. Obawiam się jednak, że znacznej części polskich kierowców zwyczajnie nie będzie stać na mandaty. Gdy pieniędzy nie da się wyegzekwować, trafią za kraty. Bezpieczeństwa na drogach to nie poprawi.
Albert Einstein genialnie objaśnił świat zasadą, że wszystko jest względne. Nic nie jest bezwzględnie małe lub duże. Co ma to wspólnego z taryfikatorem mandatów? Sporo. Czy mandat opiewający na równowartość pensji minimalnej to dużo czy mało? Ten, kto zarabia niewiele, powie, że to bardzo dużo. Z kolei właściciel auta o wartości wyrażonej sześcioma cyframi wzruszy ramionami. Dla niego boleśniejsza finansowo jest wizyta w serwisie niż mandat.
Wysokość kary jest ważna. Dlatego dobrze byłoby mieć na uwadze jej dotkliwość. A to jest właśnie rzecz względna. Więc może jednak warto pójść tropem krajów uzależniających wysokość kary od dochodów. Bezpieczeństwo na drodze jest sprawą istotną. Jeśli regulacje prawne mogą zmniejszyć liczbę zabitych na polskich drogach, to warto je poprzeć. Z drugiej jednak strony łapanie kierowców na przekraczaniu prędkości to najłatwiejsza interwencja. Wystarczy obstawić drogi automatami do pomiaru prędkości i nawet mandaty same będą się wystawiały.