Likwidacja szkół już nie wystarczy, aby gminy spięły budżety. Idą dalej. Zamiast stołówek wprowadzają katering, zamiast stróżów – kamery. Samorządy tną dodatki, redukują liczbę sekretariatów, sprawdzają skrupulatnie prawo nauczycieli do urlopu zdrowotnego. Powodem cięć jest mniejsza liczba uczniów, kryzys, niska subwencja z budżetu i Karta nauczyciela, która sztywno reguluje przywileje, płace i zatrudnianie pedagogów.
Gmina Mysłowice obniży o 20 proc. dyrektorom szkół dodatki motywacyjne. Gliwice i inne miasta przykręcają kurek z nauczycielskimi urlopami zdrowotnymi. – Dyrektorzy szkół będą składać odwołania od takich urlopów – wyjaśnia Małgorzata Sejmik, naczelnik gliwickiego wydziału edukacji. Roczny odpoczynek przysługuje pedagogowi po siedmiu latach pracy i może być powtórzony już po roku. Gmina musi wtedy zatrudnić nowego pracownika, co podwaja koszty. Aktualnie na takich urlopach jest 70 gliwickich nauczycieli, tj. 3 proc. zatrudnionych.
Samorządy redukują też wydatki na kadrę. Zwolnienia obejmą np. część wicedyrektorów mysłowickich szkół (jeden ma przypadać na 12 klas), stróżów (o bezpieczeństwo zadba tańszy monitoring), pracowników sekretariatów (do dwóch w dużej szkole). Także w Warszawie ochroniarze są zastępowani kamerami. Oszczędności obejmują też pracowników oświaty, którzy nie są nauczycielami. W styczniu Szczecin wypowiedział im układ zbiorowy pracy, od ubiegłego roku wstrzymano podwyżki.
Znikają szkolne stołówki, a posiłki przygotują firmy kateringowe. Przykład warszawskiej dzielnicy Wola dowodzi, że to się opłaca. W 2011 r. zlikwidowała ona stołówki w 12 podstawówkach i 7 gimnazjach. – Zaoszczędziliśmy prawie 2 mln zł – wylicza Agnieszka Kłąb z Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy.
38,7 mld zł przeznaczy w tym roku budżet państwa na subwencję oświatową