Trudności z kontynuacją leczenia mają m.in. pacjenci z chorobami onkologicznymi, stwardnieniem rozsianym czy wirusowym zapaleniem wątroby typu B. Dla tej grupy osób przepisy ustawy refundacyjnej i rozporządzeń ministra zdrowia przewidują leczenie w trybie programów lekowych. Są to terapie, do których chorzy są kwalifikowani przez lekarzy i otrzymują medykamenty w szpitalu. W grę wchodzą te najdroższe leki, bo kosztujące kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie.
Niezdrowa migracja
Problem pojawia się wówczas, gdy chory leczy się w jednym szpitalu, a później zmienia miejsce zamieszkania. Okazuje się, że kiedy przenosi się do innego miasta z powodu wyjazdu na studia czy zmiany pracy, ma kłopoty z kontynuacją w miejscowym szpitalu rozpoczętej już terapii.
O rozwiązanie tego problemu zwróciła się ostatnio do ministra zdrowia Krystyna Barbara Kozłowska, rzecznik praw pacjenta. Chorzy ślą do niej skargi, z których wynika, że ludzie mają trudności z kontynuacją leczenia nawet w obrębie tego samego województwa.
„Pacjenci mają więc do wyboru: albo czekać w kolejce w miejscowym szpitalu, albo dojeżdżać daleko do miejsca, z którego się wyprowadzili, i ponosić koszty podróży. To drugie rozwiązanie jest jednak niewskazane ze względu na ciężką chorobę, a leczenie trwa przecież kilka lat" – pisze rzecznik pacjentów do ministra.
Kozłowska prosi ministra o wyjaśnienia, czy fakt, że pacjent musi się od nowa zapisywać do kolejki, rzeczywiście wynika z przepisów. Chory, który zwrócił się do niej z tym problemem, dostał wyjaśnienia z NFZ, że nie może zostać przyjęty do drugiego szpitala z pominięciem procesu rejestracji. Oznaczałoby to bowiem, że przesuwa się w kolejce kosztem innego czekającego.