Rozliczanie świadczeń dla pacjentów urazowych tak jak procedur pakietu onkologicznego, czyli bez limitów, stworzenia sieci szpitali o statusie centrum urazowego i zmiana kryteriów wyceny – to najważniejsze postulaty dyrektorów 14 szpitali o statusie centrów urazowych, do których trafiają najciężej ranni z urazami wielonarządowymi. Dziś za ich leczenie płacą często z własnego budżetu, zadłużając oddziały niedeficytowe. Wszystko przez skomplikowane kryteria kwalifikowania chorych.
Elitarna grupa T
Centra urazowe, czyli wielospecjalistyczne oddziały szpitali dysponujących lądowiskiem dla śmigłowca ratunkowego i najbardziej zaawansowanym sprzętem diagnostycznym, zabezpieczają około miliona mieszkańców w odległości, która pozwala dotrzeć z miejsca zdarzenia w półtorej godziny. Całą dobę dyżuruje w nich tzw. trauma team, czyli zespół urazowy złożony m.in. ze specjalisty medycyny ratunkowej, anestezjologa, chirurga ogólnego, ortopedy i neurochirurga.
– Już samo utrzymanie centrum w gotowości oznacza wysokie koszty. Kolejne to leczenie, które rzadko wyceniane jest z tzw. grupy T, przeznaczonej dla pacjentów urazowych – tłumaczy gen. Grzegorz Gielerak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego. I dodaje, że kryteria grupy T spełnia tylko 15 proc. pacjentów. Za leczenie pozostałych Narodowy Fundusz Zdrowia płaci jak za pacjentów zwykłych, często dużo mniej, niż wynoszą koszty leczenia. W rezultacie szpital finansuje je z własnego budżetu, często kosztem innych oddziałów.
Za długo na OIOM
Dlatego szefowie centrów urazowych apelują o zmianę kryteriów grupy T. Dziś spełnia je pacjent mający co najmniej dwa z wymienionych w rozporządzeniu obrażeń anatomicznych (m.in. rozległe zmiażdżenia kończyn, uszkodzenie rdzenia kręgowego lub amputacja kończyny powyżej łokcia lub kolana) i co najmniej dwa z zaburzeń parametrów fizjologicznych (m.in. tętno co najmniej 120/min, częstość oddechu poniżej 10 lub powyżej 29/min). Nawet ofiary ciężkich wypadków rzadko spełniają te kryteria. A nawet jeśli, to nie spełniają wymagań prezesa NFZ, który opłaca leczenie w ramach procedury T, gdy pacjent odpowiednio długo leży na oddziale ortopedii lub chirurgii.
– Pacjenci z ciężkimi urazami trafiają najczęściej na oddział intensywnej terapii i leżą tam na tyle długo, że zdążymy w tym czasie przeprowadzić u nich wszystkie operacje. Potem okazuje się, że pobyt na chirurgii czy ortopedii, który traktujemy jako doleczenie przed wypisem, okazuje się zbyt krótki, by miał być wyceniany w ramach procedury T – wyjaśnia prof. Gielerak. I dodaje, że o tym, że taka wycena świadczeń pogrąża szpitale finansowo, szefowie centrów mówili od początku ich funkcjonowania, czyli od 2011 r.