Nie rozpętujmy religijnych wojen

Należy zachować jak najdalszą powściągliwość, gdy idzie o eksponowanie znaków i symboli religijnych w pomieszczeniach, w których zapadają decyzje władcze – pisze konstytucjonalista

Publikacja: 11.12.2009 06:28

Nie rozpętujmy religijnych wojen

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Wraz z wybuchem dyskusji wokół obecności krzyża na szkolnych ścianach pojawił się również problem przestrzeni publicznej. Zastanawiano się, czy znaki tożsamości wyznaniowej powinny zniknąć z przestrzeni publicznej, czy też mogą pozostać w niej nadal.

Zdania są podzielone i to wbrew oczekiwaniom prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który stwierdził, że w Polsce nikt nie będzie występował z postulatem usunięcia krzyży ze szkół. Lecz mało kto dawał jasną odpowiedź na pytanie, czym jest przestrzeń publiczna. Ten brak w dyskusji chciałbym tu uzupełnić.

[srodtytul]Przestrzeń urzędowa[/srodtytul]

Przestrzeń publiczną zdefiniować można jako wszystkie te miejsca, do których dostęp jest swobodny dla każdego człowieka, a zwłaszcza dla każdego obywatela. Przykładem może być otwarte pole, ulica, plac miejski lub restauracja. Jej przeciwieństwem jest przestrzeń, która na mocy prawa lub obyczaju w całości podlega kontroli osób fizycznych albo prawnych, a zatem dostęp do niej uzależniony jest od zgody kontrolujących.

Pomiędzy tymi dwoma przestrzeniami sytuuje się strefa pośrednia. Ma ona co do zasady charakter publiczny, bo podlega zarządowi instytucji publicznych – głównie państwowych, ale dostęp do niej nie dla wszystkich jest swobodny. Nie każdy może wejść na teren koszar wojskowych, siedziby służb specjalnych lub więzienia.

To, czy w przestrzeni prywatnej mogą się pojawiać i być eksponowane jakieś symbole i znaki tożsamości wyznaniowej – figury graficzne (np. krzyż, gwiazda Dawida), obrazy, rzeźby, sztandary, naczynia, inskrypcje, księgi, stroje (np. kipa, czador) i utensylia religijne (np. różaniec), potrawy, muzyka i pieśni, zachowania rytualne itp. nie jest przedmiotem sporu. Każdy w wolnym, tolerancyjnym i demokratycznym społeczeństwie może się nimi w takiej przestrzeni swobodnie posługiwać.

Nie zawsze tak było w przeszłości, a bywa, że nadal nie jest tak i dzisiaj. Prześladowania wyznaniowe w różnych czasach, motywowane różnymi przesłankami sięgają bowiem daleko w głąb sfery prywatnej.

Przestrzeń publiczna nie jest jednorodna. Składa się ona z dwóch części: tej, z której nie sprawuje się władzy publicznej i tej, z której taką władzę się sprawuje. Tę drugą nazwijmy – urzędową. Jest to znów podział niezbyt ścisły, ponieważ w sferze urzędowej mamy do czynienia z różnymi stopniami intensywności, z jaką sprawowana jest władza publiczna, a zatem możność podejmowania legitymowanych prawnie decyzji wiążących inne podmioty pod groźbą sankcji.

[wyimek]Współczesna Polska nie jest w odróżnieniu na przykład od Francji państwem uznanym przez konstytucję za laickie lub świeckie[/wyimek]

Gdy na rzecz spojrzeć z punktu widzenia polskich regulacji konstytucyjnych, obecność znaków i symboli wyznaniowych w pozaurzędowej strefie przestrzeni publicznej nie powinna budzić najmniejszych zastrzeżeń.

[srodtytul]Wolność religii[/srodtytul]

Twierdzenia, że ci, którzy opowiadają się przeciw ich obecności w szkole, w następnym posunięciu będą żądali zdejmowania krzyży i dzwonów z kościelnych wież, usuwania kapliczek przydrożnych, zakazu budowy synagog i meczetów (wraz z minaretami), wycofywania obrazów przedstawiających sceny religijne z muzeów i zaprzestania wykonywania mszy Beethovena lub Mozarta w filharmoniach, jest oczywistym nadużyciem polemicznym.

A gdyby nawet taki ekstrawagancki postulat się pojawił, jest on całkowicie bezpodstawny i niewykonalny w świetle konstytucyjnej zasady wolności sumienia i wyznania.

Obejmuje ona bowiem prawo do uzewnętrzniania religii publicznie i prywatnie przez uprawianie kultu, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie (art. 53 ust. 1 i 2 Konstytucji RP). Wolność uzewnętrzniania religii może być ograniczona jedynie w drodze ustawy i tylko wtedy, gdy jest konieczne do ochrony bezpieczeństwa państwa, porządku publicznego, zdrowia i moralności lub wolności i praw innych osób (art. 53 ust. 5). Trudno sobie wyobrazić, aby w naszym kręgu kulturowym pojawiły się obecnie religie wymagające np. składania krwawych ofiar z ludzi czy praktykujące prostytucję świątynną.

Są jednak w przestrzeni publicznej takie miejsca, w których pojawienie się znaków i symboli wyznaniowych wywoływałoby, jak sądzę, zniesmaczenie, a może nawet oburzenie. Nie wyobrażam sobie, aby można było, bez zgorszenia, umieszczać je w cyrku, teatrze rewiowym czy barze z wyszynkiem, striptizem i automatami do gier hazardowych.

Gdy idzie o sferę urzędową przestrzeni publicznej, sytuacja jest szczególna. W przestrzeni tej podejmowane są decyzje o charakterze prawotwórczym (ustawodawczym), wykonawczym (administracyjnym) i sądowniczym. Działają w niej instytucje i urzędy sprawujące władzę państwową i samorządową. Czy w sferze tej powinny być eksponowane znaki i symbole tożsamości światopoglądowej, w tym wyznaniowej? Chodzi tu o jakikolwiek światopogląd i jakiekolwiek wyznanie niezależnie od jego społecznego rozpowszechnienia i kulturowego ugruntowania.

[srodtytul]Z umiarem[/srodtytul]

Spoglądając raz jeszcze do polskiej konstytucji, napotykamy postanowienie (art. 25), które głosi, że władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.

Bezstronność to tyle, co utrzymywanie wobec nich równego dystansu; niefaworyzowanie i niedyskryminowanie żadnego. Byłoby więc rzeczą dziwną, gdyby Sejm, prezydent m.st. Warszawy lub Sąd Okręgowy w Olsztynie wypowiadały się autorytatywnie i ze skutkami prawnie wiążącymi na temat tego, czy słuszne są poglądy filozoficzne np. Arystotelesa, Woltera, Johna S. Milla, Karola Marksa czy Leszka Kołakowskiego.

Tak samo zareagować by trzeba dziś na uchwały (decyzje administracyjne, wyroki sądowe) ustalające prawdziwość twierdzeń teologicznych wypowiadanych przez Zaratustrę, Mahometa, św. Tomasza z Akwinu, Lutra lub Majmonidesa. Ale warto pamiętać, że uczestnictwo władz państwowych w rozstrzyganiu sporów tego rodzaju było zjawiskiem powszechnym przez całe wieki. Dość wspomnieć aktywny udział bizantyjskich cesarzy w dyskusjach na temat prawd wiary w pierwszych wiekach chrześcijaństwa.

Tam więc, gdzie w grę wchodzą spory wyznaniowe, światopoglądowe i filozoficzne, a są one zjawiskiem odwiecznym, powszechnym i wywołującym silne emocje, władze publiczne powinny zachowywać jak najdalej posunięty umiar. W szczególności nie powinny czynić wrażenia, że występują w nim w charakterze strony lub arbitra, że chcą, dzięki swojemu władczemu położeniu, narzucić lub choćby zasugerować obywatelom przyjęcie tych czy innych poglądów jako lepszych od pozostałych. Czasy, gdy rządziła w Europie zasada “cuius regio, eius religio” (czyja władza, tego wiara), dawno już minęły. Mało kto, myślę, chciałby ją reaktywować.

[srodtytul]Krzyż pański[/srodtytul]

Współczesna Polska nie jest, w odróżnieniu na przykład od Francji, państwem uznanym przez konstytucję za laickie lub świeckie. Ale nie jest też państwem wyznaniowym, państwem jednej religii prawnie uprzywilejowanej. Przeciwnie, konstytucja stanowi (art. 25 ust. 1), że kościoły i inne związki wyznaniowe są w Rzeczypospolitej równouprawnione.

Sformułowanie to jest wyraźnie inne niż zawarte w dawnych konstytucjach polskich. Ustawa rządowa z 3 maja 1791 r. stanowiła, że “religią narodową panującą jest i będzie wiara święta rzymska katolicka ze wszystkimi jej prawami”. Konstytucja z 17 marca 1921 r. (art. 114) zaś przesądzała, że “wyznanie rzymskokatolickie, będące religią przeważającej większości narodu, znajduje w państwie naczelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań”.

Mając zatem na względzie treść obecnie obowiązujących uregulowań, należałoby zachować jak najdalszą powściągliwość, gdy idzie o eksponowanie znaków i symboli tożsamości wyznaniowej w pomieszczeniach, w których zapadają decyzje władcze (np. w salach sądowych). No dobrze, a co ze szkołami, szpitalami, domami opieki społecznej, domami poprawczymi, celami więziennymi? Tam również sprawowana jest władza publiczna – choć w szpitalu i szkole mniej intensywna niż w sądzie, a w wiezieniu bywa, że silniejsza.

Tu też radziłbym zachować powściągliwość, ale nie musi być ona aż tak daleko posunięta. Obecność symboli wyznaniowych w salach szkolnych, w których nauczana jest religia, wydaje się nie tylko naturalna, ale i konieczna. Obecność ich w salach szpitalnych i domach opieki jest jeszcze bardziej usprawiedliwiona ze względu na potrzeby psychiczne osób tam przebywających. To samo dotyczy zakładów penitencjarnych, gdzie jednak decyzje w tej sprawie należałoby pozostawić samym osadzonym.

Z wymogami konstytucyjnymi nie zderza się też odwoływanie (np. w ustawodawstwie i działalności instytucji publicznych) do wartości, które mają co prawda zabarwienie wyznaniowe (np. są wyrażone w Dekalogu), ale są jednocześnie wartościami kultury ogólnoludzkiej, a przynajmniej europejskiej – greckiej, łacińskiej i chrześcijańskiej.

Nie należy rozpętywać nowych wojen religijnych. Nasz kontynent (choć szczęśliwie nie Polska) miał z nimi w przeszłości prawdziwy krzyż pański. Wystarczy zachować powściągliwość, kierować się zdrowym rozsądkiem, zważając przy tym na postanowienia konstytucji.

[i]Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, znawcą tematyki konstytucyjnej, stałym współpracownikiem “Rzeczpospolitej”[/i]

Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów