Rz: PZU zaczęło oferować klientom polisy zapewniające leczenie w publicznych szpitalach. Czy to oznacza, że dodatkowe ubezpieczenia medyczne wchodzą do publicznej służby zdrowia tylnymi drzwiami?
Maciej Dercz:
Formalnie to nie są dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne. To, co się teraz dzieje, jest niekontrolowane, nikt nad tym nie panuje. Sytuacja pacjentów korzystających z polis nie jest prawnie jednoznaczna. Nie wiadomo, jak się ma do praw innych chorych przychodzących do lecznicy z NFZ.
Wygląda jednak na to, że ubezpieczyciele legalnie wysyłają szybko klientów na zabiegi do szpitala, podczas gdy inni czekają na tę samą operację w wielomiesięcznych kolejkach.
Ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej milczy o takich polisach. Nie ma też oddzielnych przepisów o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych, więc firmy i placówki medyczne wykorzystują zasadę, że to, co nie jest zabronione, jest dozwolone. Ubezpieczyciele tworzą własne regulacje, wykorzystując niespójność przepisów. Podstawę daje im art. 55 ust. 2 ustawy o działalności leczniczej. Jednoznacznie określa, że umowy dotyczące odpłatnych świadczeń zdrowotnych SPZOZ mogą zawierać również z zakładami ubezpieczeń. A w ustawie o działalności ubezpieczeniowej nie ma osobnej kategorii ubezpieczeń zdrowotnych. Jest tylko mowa o polisach majątkowych i niemajątkowych. Ubezpieczyciele polisy zdrowotne wrzucają do worka ubezpieczeń niemajątkowych i zapewniają klientom tzw. likwidację szkody. Trudny do rozwiązania problem prawny powstanie wtedy, gdy w czasie zabiegu, za który płaci firma ubezpieczeniowa, dojdzie do błędu medycznego. Poszkodowany pacjent powikłania będzie musiał leczyć w ramach systemu powszechnego ubezpieczenia w tym szpitalu. Nie wiadomo, jak to rozwiązać finansowo ?i czy powinien za to płacić NFZ.