Gdy studenci Uniwersytetu Warszawskiego Andrzej Gąsienica-Samek, Krzysztof Onak i Tomasz Czajka wygrali w 2003 r. Akademickie Mistrzostwa Świata w Programowaniu Zespołowym w Kalifornii, nie udało się znaleźć sponsora, który zapłaciłby za ich przelot za ocean. Pieniądze wyłożyła uczelnia. Dziś najzdolniejszych informatyków i matematyków kusi wiele polskich firm, a uczelnie wabią ich godziwymi stypendiami na studiach doktoranckich. O pieniądze na wyjazd na zawody nie muszą się martwić.
Milion to za mało
Trzy "warszawskie orły" – jak nazwali swą akademicką drużynę Gąsienica-Samek, Onak i Czajka – nie rozstrzygnęły jeszcze przyjętego niegdyś zakładu. Szampana pozostałym miał postawić ten, który pierwszy zarobi milion dolarów. Na razie nikt się tym nie pochwalił, ale Gąsienica-Samek się zastanawia, czy nie było tam jeszcze jednego zera. – Chodziło chyba o 10 mln – mówi. Jeden już nie robi takiego wrażenia jak osiem lat temu.
On sam założył w Warszawie spółkę Atinea. Po trzech latach istnienia ma ona prestiżowy adres na Chmielnej 25, stale współpracujących z nią świetnych informatyków i (w ubiegłym roku) milion złotych przychodu. – W tym roku pewnie osiągniemy około 2 milionów – mówi Gąsienica-Samek. – Oczywiście, nie jesteśmy konkurencją dla gigantów, ale rośniemy w siłę.
Firma oferuje m.in. tworzenie systemów obiegu dokumentów czy dowolne oprogramowanie na telefony komórkowe, smartfony, palmtopy, konsole. Zajęła się też obsługą przedszkola, które dzięki jej pomysłom usprawniło sposób rozliczeń z rodzicami. Dziś z tego systemu korzysta dziesięć placówek.
Medal na Florydzie
Jednak także ci, którzy zdecydowali się zostać na uczelni, nie klepią biedy. Sytuacja bardzo się poprawiła dzięki pieniądzom z UE, m.in. programowi "Kapitał ludzki". – Biznes niekoniecznie oferuje o wiele więcej niż uczelnia – twierdzi Bartosz Walczak, doktorant na Uniwersytecie Jagiellońskim, który swą pracę wiąże z karierą naukową. Jak twierdzi, to zajęcie jest najbardziej twórcze.