Reklama
Rozwiń

Informatycy – o nich biją się firmy i uczelnie

Polski rynek, uczelnie i firmy oferują takie możliwości wybitnym informatykom, że ci nie muszą już szukać kariery za granicą

Publikacja: 15.08.2011 20:53

Założona trzy lata temu przez Andrzeja Gąsienicę-Samka (na zdjęciu z prawej z Tomaszem Stachowiczem,

Założona trzy lata temu przez Andrzeja Gąsienicę-Samka (na zdjęciu z prawej z Tomaszem Stachowiczem, wiceprezesem) firma Atinea, która oferuje m.in. oprogramowanie na telefony komórkowe, w zeszłym roku przyniosła milion złotych przychodu

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Gdy studenci Uniwersytetu Warszawskiego Andrzej Gąsienica-Samek, Krzysztof Onak i  Tomasz Czajka wygrali w 2003 r. Akademickie Mistrzostwa Świata w Programowaniu Zespołowym w Kalifornii, nie udało się znaleźć sponsora, który zapłaciłby za ich przelot za ocean. Pieniądze wyłożyła uczelnia. Dziś najzdolniejszych informatyków i matematyków kusi wiele polskich firm, a uczelnie wabią ich godziwymi stypendiami na studiach doktoranckich. O pieniądze na wyjazd na zawody nie muszą się martwić.

Milion to za mało

Trzy "warszawskie orły" – jak nazwali swą akademicką drużynę Gąsienica-Samek, Onak i  Czajka – nie rozstrzygnęły jeszcze przyjętego niegdyś zakładu. Szampana pozostałym miał postawić ten, który pierwszy zarobi milion dolarów. Na razie nikt się tym nie pochwalił, ale Gąsienica-Samek się zastanawia, czy nie było tam jeszcze jednego zera. – Chodziło chyba o 10 mln – mówi. Jeden już nie robi takiego wrażenia jak osiem lat temu.

On sam założył w Warszawie spółkę Atinea. Po trzech latach istnienia ma ona prestiżowy adres na Chmielnej 25, stale współpracujących z nią świetnych informatyków i (w ubiegłym roku) milion złotych przychodu. – W tym roku pewnie osiągniemy około 2 milionów – mówi Gąsienica-Samek. – Oczywiście, nie jesteśmy konkurencją dla gigantów, ale rośniemy w siłę.

Firma oferuje m.in. tworzenie systemów obiegu dokumentów czy dowolne oprogramowanie na telefony komórkowe, smartfony, palmtopy, konsole. Zajęła się też obsługą przedszkola, które dzięki jej pomysłom usprawniło sposób rozliczeń z rodzicami. Dziś z tego systemu korzysta dziesięć placówek.

Medal na Florydzie

Jednak także ci, którzy zdecydowali się zostać na uczelni, nie klepią biedy. Sytuacja bardzo się poprawiła dzięki pieniądzom z UE, m.in. programowi "Kapitał ludzki". – Biznes niekoniecznie oferuje o wiele więcej niż uczelnia –  twierdzi Bartosz Walczak, doktorant na Uniwersytecie Jagiellońskim, który swą pracę wiąże z karierą naukową. Jak twierdzi, to zajęcie jest najbardziej twórcze.

Walczak, który w 2006 r. w reprezentacji UJ z Arkadiuszem Pawlikiem i Pawłem Walterem był drugi w Akademickich Mistrzostwach Świata w Programowaniu, w tym roku pomagał przygotowywać się do zawodów kolejnej ekipie z UJ. Robert Obryk, Adam Polak i Maciej Wawro zajęli w maju na Florydzie dziewiąte miejsce, co oznacza brązowy medal. W zawodach uczestniczyło prawie 25 tys. zawodników z ponad 2000 uniwersytetów z 88 krajów.

Trudno przewidywać, czy trzech laureatów wybierze pracę na uczelni czy biznes. – Zarobki pierwszej ligi światowej informatyków, a o niej mówimy, są dziś wszędzie na podobnym poziomie – twierdzi prof. Paweł Idziak, opiekun naukowy startujących w zawodach studentów UJ.

Arkadiusz Pawlik po studiach związał się z UJ. Realizuje ciekawe granty, jak ten z Ministerstwa Nauki – projekt badawczo-obronny "Śledzenie poruszających się osób w monitorowanych strefach".

Po takich jak on chętnie sięgnęliby obecni w Polsce Google, IBM, Motorola czy krakowski Comarch – notowana na giełdzie jedna z największych polskich spółek informatycznych (zatrudnia ok. 3 tys. osób). Przyjęła w tym roku na staż aż 270 studentów. Głównie informatyków. – Tym, którzy się sprawdzą na stażu, oferujemy pracę – twierdzi Radosław Chłodowicz z działu personalnego Comarchu. – W ubiegłym roku 73 proc. stażystów zostało w firmie. Ale dla niektórych priorytetem są dalsze studia. Mieliśmy dwóch znakomitych ludzi z Akademii Górniczo-Hutniczej, którzy od pracy u nas na razie woleli uczelnię.

Raj nad Wisłą

Oczywiście, wciąż część najzdolniejszych informatyków wybiera karierę za granicą.

Krzysztof Onak obronił w 2010 r. pracę doktorską na Massachusetts Institute of Technology w Bostonie. Teraz prowadzi dwuletnie badania na Carnegie Mellon University w Pittsburghu. Nie wiadomo, czy wróci do kraju.

– 30-letni Tomek Czajka to obywatel świata – mówi z kolei prof. Jan Madey, opiekun naukowy informatyków na Uniwersytecie Warszawskim. Studia rozpoczęte na UW kontynuował na Uniwersytecie Purdue w USA, a od 2007 r. pracuje dla firmy Google. Ten trzykrotny zwycięzca prestiżowego konkursu dla najlepszych programistów TopCoder Open, dziś przy komputerze zasiada w centrali Google'a w Mountain View w Kalifornii.

– Nie mam jednak poczucia, że coś tracimy przez takie wyjazdy najzdolniejszych. W ostatnich latach coraz więcej młodych ludzi po stażach i praktyce na Zachodzie wraca – mówi prof. Madey, który wykształcił liczne grono informatycznych talentów. – Przybywa też w Polsce firm i laboratoriów, gdzie mogą znaleźć ciekawe zajęcie najlepsi informatycy czy matematycy. Jedno z nich budujemy na UW. A przedsiębiorstwa wręcz biją się o najlepszych.

Z tego da się żyć

– Założenie własnej firmy jest jedną z opcji, którą rozważam – mówi z kolei 27-letni Marek Cygan, informatyk, doktorant z UW, dziś na Uniwersytecie w Maryland w Waszyngtonie. Pojechał do USA na staż, ale zamierza wrócić do Polski, choć podkreśla, że wyjazd za ocean pozwala nawiązać ciekawą współpracę z innymi ośrodkami i poznać nowych ludzi.

Był już na stażu m.in. w Google'u w Kalifornii, ale nie przeraża go pensja asystenta w Polsce. – Są programy stypendialne i nagrody, o które można się ubiegać przy dobrych wynikach pracy naukowej – przypomina. Wie, o czym mówi, bo jest laureatem wielu nagród, w tym tej za najlepszą pracę magisterską, którą przyznaje Polskie Towarzystwo Informatyczne.

Prof. Idziak też nie ma wątpliwości, że i nad Wisłą można dziś robić karierę w branży. – Nawet niedawne otwarcie niemieckiego rynku pracy nie oznacza dla naszych uczelni drenażu z informatycznych kadr – twierdzi.

To, że i w Polsce można stworzyć program, który podbije świat, udowodnił w 2010 r. Sylwester Łoś, absolwent Politechniki Łódzkiej. Jego program dla posiadaczy iPhone'a lub iPada pozwalający tworzyć rysunki, obrazy i obrabiać zdjęcia, "wstawiony" do internetowego sklepu Apple'a pobił rekordy popularności, a ich twórca sporo zarobił.

– Z tego daje się żyć – nie kryje Sylwester Łoś.

Gdy studenci Uniwersytetu Warszawskiego Andrzej Gąsienica-Samek, Krzysztof Onak i  Tomasz Czajka wygrali w 2003 r. Akademickie Mistrzostwa Świata w Programowaniu Zespołowym w Kalifornii, nie udało się znaleźć sponsora, który zapłaciłby za ich przelot za ocean. Pieniądze wyłożyła uczelnia. Dziś najzdolniejszych informatyków i matematyków kusi wiele polskich firm, a uczelnie wabią ich godziwymi stypendiami na studiach doktoranckich. O pieniądze na wyjazd na zawody nie muszą się martwić.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Praca
Sportowe wakacje zapracowanych Polaków
Praca
Na sen poświęcamy więcej czasu niż na pracę zawodową? Nowe dane GUS
Praca
Wojna handlowa Donalda Trumpa hamuje wzrost zatrudnienia na świecie
Praca
Grupa Pracuj chce podwoić przychody w ciągu pięciu lat
Praca
Polskim firmom nie będzie łatwo odkrywać płacowe karty