Wprawdzie wielki komik Groucho Marx mawiał, że starość nie jest żadnym wielkim osiągnięciem, bo żeby się zestarzeć, wystarczy żyć odpowiednio długo, ale chyba trudno żartować z pewnego niepokojącego aspektu wieku emerytalnego – z wysokości świadczeń, zwłaszcza gdy w grę wchodzi problem dyskryminacji. Przypomnijmy art. 32 naszej konstytucji stanowiący, że wszyscy obywatele są równi wobec prawa oraz że nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny. Z kolei równość praw kobiet i mężczyzn jest szczególnym aspektem ogólnej zasady równości zawartej w art. 33 konstytucji.
Przepis ten wskazuje ogólnie, że kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym, natomiast w ust. 2 konkretyzuje tę zasadę. Mowa w nim bowiem m.in. o równym prawie kobiet i mężczyzn do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości czy do zabezpieczenia społecznego. Czy zatem regulacje prawne dotyczące odmiennego wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn nie są niekonstytucyjne?
Na początek przyjrzyjmy się systemowi emerytalnemu w Polsce, którego funkcjonowanie regulują trzy obszerne akty normatywne. Są to pochodzące z końca lat dziewięćdziesiątych ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, o organizacji i funkcjonowaniu funduszy emerytalnych oraz o systemie ubezpieczeń społecznych.
Pierwsza z nich, tzw. ustawa emerytalna, respektując ochronę praw nabytych, wprowadziła różne regulacje nabywania prawa do świadczeń emerytalnych i obliczania ich wysokości w zależności od daty urodzenia osób objętych systemem ubezpieczenia społecznego.
Emerytura każdego ubezpieczonego urodzonego po 31 grudnia 1968 r. ma pochodzić z dwóch źródeł (tzw. filarów): z ZUS i z otwartego funduszu emerytalnego. Część świadczenia pochodząca z ZUS obliczona będzie od sumy gromadzonych na koncie ubezpieczonego waloryzowanych składek oraz waloryzowanego kapitału początkowego.