Techniczka analityczka medyczna pomimo młodego wieku (44 lata) od ośmiu lat pobierała rentę. Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie przyznał jej jednak prawa do tego świadczenia na kolejny okres, bo uznał, że w ostatnich latach schorzenia się nie pogłębiły, a jej samej przestały przeszkadzać w pracy.
Gdy rencistka odwołała się od tej decyzji do sądu okręgowego, ten ustalił, że wykonywała głównie pracę siedzącą. Cierpiała zaś z powodu schorzeń układu szkieletowego i nerwowego. Sąd powołał biegłych: internistę, neurologa i ortopedę, którzy stwierdzili, że schorzenia rencistki nie stanowią już przeciwwskazań do wykonywania pracy zgodnej z jej wykształceniem oraz dotychczasowymi obowiązkami. Sąd podtrzymał więc decyzję ZUS odmawiającą jej prawa do świadczenia.
Rencistka odwołała się do sądu apelacyjnego, który powołał kolejnych biegłych do oceny jej stanu zdrowia. W korzystnej dla niej opinii uznali oni, że jej schorzenia mają charakter trwały, ale przy kontynuowaniu leczenia w przyszłości jej stan zdrowia się poprawi. Pomimo zastrzeżeń ZUS sąd apelacyjny przyznał jej więc świadczenie na kolejne pięć lat.
Od tego wyroku skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego złożył ZUS. Zarzucił w niej, że sąd apelacyjny przyjął, iż do przyznania prawa do renty wystarczy brak poprawy stanu zdrowia rencistki, a nie wziął pod uwagę, że przez cały czas wykonuje zawód zgodny z jej kwalifikacjami.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych podkreślił, że art. 12 ust. 1 i 3 ustawy o emeryturach i rentach definiuje niezdolność do pracy jako połączenie dwóch czynników: naruszenia sprawności organizmu oraz wpływu tego naruszenia na utratę zdolności do pracy w odniesieniu do posiadanych kwalifikacji. Tymczasem sąd apelacyjny oparł się jedynie na kryterium stanu zdrowia. ZUS zarzucił także sprzeczność w opinii biegłych wydanych w drugiej instancji. W treści opinii stwierdzili oni, że rencistka jest zdolna do wykonywania pracy na swoim stanowisku. W końcowej opinii stwierdzili jednak, że wymaga ona dalszego leczenia.