Tusk na prezydenta? Za wcześnie na deklaracje

To nieprawda, że ulegamy PSL. Tak mówią ci, którzy chcieli ustawić Platformę w roli partii elitarnej. A my jesteśmy z ludem polskim. I to z tą lepszą częścią ludu - mówi marszałek Sejmu Bronisław Komorowski

Aktualizacja: 14.06.2008 18:23 Publikacja: 14.06.2008 01:47

Tusk na prezydenta? Za wcześnie na deklaracje

Foto: Rzeczpospolita

RZ: Panie marszałku, czy sądzi pan, że Lech Kaczyński ma szansę na reelekcję?

Do wyborów prezydenckich są jeszcze dwa lata. Uważam, że przekreślanie czyichkolwiek szans jest nieuzasadnione i może odnieść odwrotny skutek. Ale krytycznie oceniam dotychczasową prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. Uważam, że nie wykorzystał swoich możliwości. Wiem, że prezydent nie ma skrajnych poglądów, ale z powodu przywiązania do PiS i swojego brata Jarosława Kaczyńskiego dał się uskrajnić. Płaci za to cały czas. Niestety, razem z Polską, bo prezydent powinien starać się spinać Polskę pomimo jej różnorodności, a czasami skonfliktowania. Polacy powinni widzieć, że stara się reprezentować naród jako całość. Według mnie uwikłanie w realizację polityki partii brata w ogromnej mierze zniszczyło taką możliwość.

Nie ma plusów? Nie sądzi pan, że prezydent Kaczyński prowadzi na przykład wyważoną politykę wschodnią Polski?

A jakie są jej efekty? Zawsze trzeba pytać o konkretne osiągnięcia, z tymi jest gorzej. Prezydent Lech Kaczyński w kwestiach polityki wschodniej podjął parę wątków wartych podjęcia, nowego spojrzenia. Ale według mnie popełnił tyle samo błędów, ile miał osiągnięć. Weźmy niezależność energetyczną. Szczyt w Kijowie nie potwierdził, żebyśmy się zbliżyli do perspektywy zbudowania ropociągu, który rozwiązywałby problem polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Jego zaangażowanie w Gruzję też jest problematyczne. Gruzja to piękny kraj i wart poparcia, ale nie należy do priorytetów naszej polityki zagranicznej. Nie jestem pewien, czy coś konkretnego uzyskujemy w obszarze polskich interesów z tytułu naszego zaangażowania.

A jak pan ocenia szanse Donalda Tuska na prezydenturę?

Nie należy się spieszyć z żadnymi deklaracjami w tej sprawie. To, co może najbardziej zaszkodzić Donaldowi Tuskowi, to wrażenie, że się mu spieszy do następnych wyborów. Tusk dobrze pełni funkcję premiera i może liczyć na sukces. A to oczywiście może otworzyć mu drogę do najwyższego stanowiska w państwie. Ale mówienie dzisiaj o tym jest szkodliwe z punktu widzenia interesu premiera, PO i Polski. Bo Polakom jest potrzebne przekonanie o stabilizacji. Więc ja mówię: niech pan prezydent dobrze pełni funkcję prezydenta, a pan premier premiera, wtedy w Polsce będzie lepiej.

Czy jest możliwy inny kandydat PO na prezydenta niż Donald Tusk?

Donald Tusk był już kandydatem na prezydenta i uzyskał znakomity wynik. Według mnie może być zarazem doskonałym premierem i skutecznie zawalczyć o tytuł prezydenta. Nadmierne rozważanie tego dzisiaj jest wręcz szkodliwe.

Działalność premiera wydaje się w dużej mierze podporządkowana wyborom prezydenckim. Czy nie rodzi to pokusy unikania trudnych reform?

To nieprawda, co media i opozycja próbują sugerować, że rząd Tuska omija trudne problemy i więcej zajmuje się marketingiem niż rządzeniem. W rządzie panuje absolutne przekonanie, że od niektórych decyzji nie da się uciec. Dlatego została podjęta najtrudniejsza reforma – służby zdrowia. Wszystkie inne rządy zamiatały sprawę pod dywan. Udawały, że nie ma problemu. Tylko gabinety Jerzego Buzka i Donalda Tuska podjęły decyzję o tej reformie.

Ale minął już czas reform, które musiały być dokonywane za wszelką cenę, nawet za cenę rzucenia siebie na stos. Tak zachowywali się politycy w pierwszym rządzie postsolidarnościowym – zginiemy, ale zreformujemy. Wtedy to było konieczne, ale od czasu, gdy jesteśmy członkiem UE, można już myśleć o innym sposobie reformowania – uwzględniającym obawy społeczne. Możemy uzyskać środki finansowe wspierające przekształcenia. A to oznacza komfort uprawiania nowoczesnej polityki uwzględniającej zasadę, że w demokracji trzeba się podobać, dbać o społeczne poparcie i sympatie. Dlatego takie namawianie: zróbcie w końcu to wszystko, czego wasi poprzednicy nie zrobili, bo się bali albo kalkulowali, to są najczęściej podszepty konkurentów politycznych, którzy na końcu powiedzą: zyg, zyg marcheweczka, wywrócicie się i zginiecie śmiercią marną, jak zginęły AWS, Unia Wolności i lewica. A najczęściej popychają nas do tego ci, którzy sami przez dwa lata niewiele zrobili i uratowali swoje 20 proc. poparcia społecznego, unikając niepopularnych reform.

Na razie projektowana reforma służby zdrowia nie olśniewa. Koszyk gwarantowanych świadczeń jest taki sam jak poprzedni, projekt prywatyzacji szpitali znajduje się w fazie wstępnej.

Opozycja cieszyłaby się niesłychanie, gdyby odebrano Polakom różnego rodzaju świadczenia medyczne. Ja uważam, że lepszą drogą jest zracjonalizowanie wyceny kosztów usług medycznych. Jeżeli się okaże, że i tak pieniędzy jest za mało, to dopiero wtedy podjąłbym decyzję o ograniczeniu koszyka. Rozumiem, że minister zdrowia, przedstawiając dosyć obfity koszyk usług medycznych, który ma się należeć każdemu Polakowi, jednocześnie jest przygotowana na twardą batalię o obniżenie wyceny usług.

Był pan w rządzie Jerzego Buzka, który po upływie ośmiu miesięcy miał już zasadnicze projekty ustaw prawie gotowe. Czy nie czuje pan dyskomfortu, że obecny rząd nie ma tych projektów, a nawet, jak się wydaje, wizji zmian?

Rząd Jerzego Buzka wprowadził wielkie reformy i zapłacił za to straszliwą cenę, bo AWS zniknęła ze sceny politycznej. Nikogo nie namawiam do kroczenia tą drogą. Myśmy czuli się zobowiązani do głębokiej przebudowy państwa. Wiedzieliśmy, że przyjdzie nam za to zapłacić, ale czuliśmy, iż trzeba to zrobić. Dziś nie ma takiej presji. A jednak rząd Tuska wprowadza reformy – zdrowotną, administracyjną, edukacyjną. Ustawy spływają do Sejmu. Minister Katarzyna Hall objeżdża wszystkie województwa i przedstawia zarysy reformy systemu oświaty. Możliwe, że jeszcze przed wakacjami te założenia zostaną przedstawione w Sejmie razem z pakietem rozwiązań ustawowych. To mało, jak na osiem miesięcy rządów? Gdyby nawet rząd Tuska zrobił tylko jedną reformę – służby zdrowia, to i tak zasłużyłby na pomnik.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego trzy czwarte Polaków twierdzi, że rząd nie realizuje obietnic wyborczych? Dziennikarze im to wmówili?

Nie, ale myślę, że to jest tylko połowa prawdy. Druga to ta, że 50 proc. Polaków chce dziś głosować na PO. A w każdym razie dwa razy więcej niż na PiS. Zresztą jedna obietnica została zrealizowana w 100 proc. – że będzie normalnie, bardziej estetycznie, bardziej przyjemnie. Że Polacy otwierając telewizor albo radio, nie będą się bali, iż usłyszą jakieś straszne rzeczy o sobie czy o innych. Że państwo nie będzie ich straszyć lub potępiać. Tak było za rządów PiS i tego ludzie już nie chcieli. Bo PiS odbierało im dumę z własnego państwa, z dorobku III Rzeczypospolitej, z dokonań „Solidarności”, z niepodległości i demokracji.

Ja również głównie z tego powodu krytykowałem PiS. Oni mi zabierali dumę. Dzisiaj mogę być dumny z Polski, bo osiągnęliśmy gigantyczny awans, zrealizowaliśmy marzenia ludzi z pokolenia mojego ojca, którzy śnili o wolnej Polsce.

A może ta normalność jest na pokaz, bo o niektórych rzeczach po prostu się nie mówi, np. o sporach w koalicji?Sporów akurat nie ma. I to jest zasadnicza różnica między rządami PO i PiS. Za rządów PiS Polacy przez dwa lata widzieli ciągłą awanturę w koalicji, ciągle jakieś pakty stabilizacyjne, łamanie tych paktów. Oskarżanie, wyrzucanie itd.

A czyż to nie jest tak, że Platforma Obywatelska nie kłóci się z PSL, bo przed nim skapitulowała? Przecież przystała na to, że przeprowadzi tylko te reformy, na które zgodzi się PSL. To jest zapisane w deklaracji.

To nieprawda, że ulegamy PSL. Tak mówią ci, którzy chcieli ustawić Platformę w roli partii czysto wielkomiejskiej, elitarnej, liberalnej, tylko dla ludzi zamożnych. A my jesteśmy z ludem polskim. I to z tą lepszą częścią ludu, bo tę gorszą część według mnie stanowiła Samoobrona. Takiego partnera sobie wybrało PiS. Ich sprawa. Zapłacili za to. Szkoda, że Polska również. My mamy dobrego partnera. Nie będziemy go wiecznie do czegoś zmuszać, bo nie ma do czego. Przy budowie koalicji przyjęto bardzo dobre założenie, że, po pierwsze, unikamy wojny, a po drugie, jesteśmy zainteresowani tym, żeby sobie wzajemnie nie zabierać wyborców. Nie konkurujemy z PSL o elektorat, tak jak Samoobrona konkurowała z PiS i LPR.

Jesteśmy zainteresowani, żeby PSL odniosło sukces, żeby w sondażach miało co najmniej 8 – 10 proc. Możemy uczciwie im to powiedzieć, a oni w to uwierzą. W relacjach między Samoobroną, LPR i PiS nikt w to nie wierzył. To były kłamliwie tezy, bo wszyscy wiedzieli, że tamci koalicjanci czaili się na siebie nawzajem, żeby zabrać wyborców, rozbić kluby itd.

Ale gdzie w tej koalicji jest miejsce na realizację sztandarowych obietnic PO – na podatek liniowy czy na okręgi jednomandatowe?

W sprawie podatku liniowego jest szansa na kompromis. Jesteśmy do tego zdolni w przeciwieństwie do naszych konkurentów, którzy walili pałką w łeb własnego partnera, widząc w nim głównie przeciwnika.

Na czym ten kompromis będzie polegał?

Na przykład na głębokim spłaszczaniu podatków.

Dwa progi podatkowe już załatwiło od przyszłego roku PiS. To na czym miałoby polegać to dalsze spłaszczanie?

PiS niczego nie załatwiło. Faktycznie, PiS publicznie głosząc wrogość w stosunku do podatku liniowego, w realnej polityce też postawiło na spłaszczenie. Ale oni są przeciwni spłaszczeniu podatków. A kompromis w sprawie podatku liniowego będzie polegał na tym, że jednym głosem z PSL powiemy: na obecnym etapie jest możliwe głębokie spłaszczenie i uproszczenie podatku. Nie będzie to podatek płaski jak decha, ale nie będzie też progresywny.

Dążymy też do kompromisu w sprawie reformy KRUS. Do niedawna PSL mówiło: „w tej sprawie nie oddamy ani guzika”. Dziś przyznaje, że to jest nienormalna sytuacja, gdy najbogatsi rolnicy, w tym na przykład pan minister Wojciech Mojzesowicz, który jest prawdziwym obszarnikiem, czekają, żeby biedni nauczyciele złożyli się na ich ubezpieczenie. To jest ogromny postęp w ich stanowisku. Wiadomo, że w KRUS są nie tylko biedni rolnicy, ale także ludzie, którzy nas wszystkich tu siedzących mogliby cztery razy kupić i sprzedać. I pytam, dlaczego to tolerował rząd, który się powoływał na sprawiedliwość społeczną?

AWS też to tolerowała.

I fatalnie. Tylko, że AWS nie miała w nazwie sprawiedliwości.

Rząd Platformy chce podnieść daniny, np. składkę zdrowotną i podobno VAT.

Ze składką zdrowotną jest tak: najpierw zreformujemy system opieki zdrowotnej i go uszczelnimy. A potem w zależności od wyliczeń zobaczymy, co dalej. Być może trzeba będzie podnieść składkę. Ale na pewno nie będziemy działali według filozofii PiS – zwiększyć składkę i wrzucić ją do starego, dziurawego worka. W okresie rządów PiS i rządów lewicowych zwiększono chyba o 2 mld zł sumę, którą wrzucono do systemu opieki zdrowotnej. I ani płace w służbie zdrowia nie wzrosły, ani nie poprawiła się opieka zdrowotna. Przynajmniej nikt tego nie odczuł.

Partia liberalna, która podwyższa podatki?

Niech się państwo zdecydują, czy chcą Platformę chwalić, czy ganić za liberalizm? W Polsce przestrzeń dla partii liberalnych jest niewielka, na poziomie 5 – 10 proc. poparcia społecznego. Takie jest doświadczenie UW, której byłem sekretarzem generalnym, takie jest doświadczenie KLD, UPR i liberalizującej się części lewicy. Te partie przestają istnieć. Platforma wyciągnęła wnioski z katastrofy swoich poprzedniczek i nie chce być formacją czysto liberalną. Chcemy być nowoczesną partią konserwatywno-liberalną, tzn. taką, która jest w umiarkowany sposób konserwatywna w sferze wartości i umiarkowanie liberalna w sferze gospodarczej. Umiarkowana, czyli uwzględniająca realia.

A wracając do normalności, czy są jakieś dowody, że „państwo PiS” było nienormalne, że naruszano w nim prawo?

Mam taki dowód. Dwa dni temu w moim gabinecie siedzieli najwybitniejsi przedstawiciele polskiej transplantologii, którzy zabiegali o to, by parlament włączył się w odbudowę akceptacji społecznej dla transplantacji jako metody leczenia. Przyszli do parlamentu, bo wiedzą, że dostaną wsparcie w postaci uchwały i zaangażowania parlamentu w te sprawy. A za czasów pana ministra Zbigniewa Ziobry było to nie do pomyślenia. On wystraszył wszystkich lekarzy formą aresztowania i sposobem oskarżenia wybitnego transplantologa i kardiochirurga. Przede wszystkim zaś zasiał w sercach Polaków wątpliwość, czy warto się angażować, bo skoro wszyscy kradną, to może sprzedadzą nerkę lub ukradną wątrobę? Efekt jest taki, że spadła liczba wykonywanych transplantacji w Polsce. A więc wcześniej nie było normalnie, bo ktoś to zepsuł.

Zarzuty korupcyjne wobec doktora G. zostały podtrzymane.

Tak, ale chodzi o sposób zwalczania korupcji. Można nawet zamknąć do więzienia najwybitniejszego chirurga, tylko niekoniecznie trzeba powodować załamanie zaufania społecznego do transplantacji. Można to było załatwić inaczej, bez nadawania temu charakteru pokazówki.

Każda władza ma skłonność do pokazówki.

Nie każda. Poza tym pokazówka pokazówce nierówna. Można pokazać dowody zamiast człowieka, który idzie pod karabinem. Trzeba mieć wyobraźnię polityczną. Wiedzieć, czym się kończą określone działania. Jak ktoś nie ma wiedzy historycznej i nie ma wyobraźni, to niech się do polityki nie miesza. A Ziobro nie miał ani wyobraźni, ani wiedzy, skoro awansował sędziego Kryże, który w stanie wojennym oskarżał działaczy antykomunistycznych w procesie politycznym.

Do tej pory nie udało się jednak wykazać, że Mariusz Kamiński, szef CBA, łamał prawo. Jak się przypomni wypowiedzi polityków PO z czasów kampanii, gdy mówiliście o państwie policyjnym, to dziś dowody, że tak było, wyglądają marnie.

Komisje śledcze dopiero ruszyły do pracy. Ale jeżeli okazałoby się, że i prokuratura, i komisje śledcze nie znajdą dowodów łamania prawa, to będę się cieszył. Wcale nie życzę PiS hańby, a Polakom przekonania, że nasze państwo nie stoi na prawie. To trzeba sprawdzić, żeby dojść do prawdy, a nie wyłącznie kogoś napiętnować. To też jest różnica w sposobie uprawiania polityki między Platformą a PiS. My trochę jednak bardziej staramy się dojść do prawdy, aczkolwiek wszyscy w polityce zawsze chętnie się oskarżają i bez udowodnienia przestępstwa.

Zaraz po wyborach mówił pan o potrzebie odwetu.

Czasem trzeba. Ja jestem synem żołnierza, partyzanta, a sam rewolucjonistą. Próba odebrania mi godności z tytułu osiągnięć po 1989 r. była dla mnie naprawdę bolesna. Podejrzewam, że tak samo odbierało to wielu ludzi w Polsce. I za to chciałem odwetu, czyli pokazania iluzji IV RP. Jej fałszywości i hipokryzji. A najsłodszym odwetem politycznym jest wygranie wyborów.

Idea IV RP na samym początku była tak samo bliska PiS, jak i PO. Była reakcją na aferę Rywina. Jan Rokita mówił o szarpnięciu cuglami.

Źle mówił. Szczególnie dzisiaj to źle brzmi, po doświadczeniach IV RP. To było hasło, a nie pomysł na zmianę ustrojową. Na dodatek, jak się okazało, hasło przekreślające dorobek całego pokolenia, niszczące autorytety i poczucie wiary, że naród polski coś potrafi. Że nie jest sterowany przez ubeków, tylko sam z siebie wykrzesał zdolność i siłę, żeby dokonać głębokich zmiany. To była IV RP – rewolucja moralna, która skończyła w pokoju hotelowym pani Beger.

Dlatego, że państwo nie chcieli wejść w układ z PiS.

Dlaczego mieliśmy chcieć? Każdy ma taką żonę, na jaką zasłużył. Dlaczego Platforma nie chciała? Bo im nie wierzyliśmy. Ja wiedziałem, że oni są, jacy są. Znam ich dłużej niż inni.

Skoro od początku nie wierzyliście PiS, to dlaczego mówiliście, że będziecie razem rządzili?

Niektórzy tak mówili. Ja nie. Mieli taką naiwną wiarę.

A pan nie mówił kolegom, że to jest niemożliwe, bo się nie da rządzić z PiS?

Mówiłem, ale oni mieli swoją opinię. Efekt jest taki, że ja jestem marszałkiem, a Janek Rokita jest poza Platformą. On jest teraz poza polityką, w jakiejś mierze dlatego, że wizja PO i PiS okazała się iluzją.

Jak pan ocenia politykę zagraniczną pod rządami PO – PSL? Po zapowiadanych sukcesach nie ma śladu.

Nieprawda, dużo udało się osiągnąć. Odblokowanie embarga rosyjskiego na mięso, zmiana relacji z Unią, zmiana klimatu wokół naszego kraju czy decyzja o zakończeniu polskiej misji w Iraku. Polska odzyskała opinię kraju przewidywalnego, z którym można się umawiać na różne sprawy. Kraju, który porzucił rolę hamulcowego w Europie.

Jarosław Kaczyński uważa, że kłaniacie się w pas.

Nie odpowiadam na takie zaczepki. Polska pod rządami PO i PSL nikomu się nie musi kłaniać w pas, ani UE, ani USA, ani Rosji. Ale też do nikogo nie chce szczerzyć z nienawiścią zębów. Jesteśmy krajem normalnym o normalnej polityce zagranicznej, pozbawionej fobii, nastawionej na osiąganie efektów i realizowanie interesów narodowych, a nie na rozbudzanie narodowych emocji, kompleksów czy urazów. Poprzednia ekipa popełniała grzech nadmiernej, mówiąc delikatnie, czupurności w stosunku do krajów Unii i zarazem nadmiernej chęci spełniania oczekiwań USA. I jaki jest tego efekt? Spadek o 14 – 16 proc. poparcia dla szczególnych więzi z Ameryką, nad czym ja ubolewam. .

Ale w stosunkach z Rosją i Niemcami bez zmian. Rurociąg północny jak powstawał, tak powstaje, muzeum wypędzonych również.

Trudno było się spodziewać zarzucenia przez Niemcy i Rosję idei budowy rurociągu, bo to jest kwestia interesów niemieckich albo wcześniejszych zobowiązań. Zobaczymy zresztą, co z tego będzie. Według mnie stopniowo rośnie przekonanie, że rurociąg jest ekonomicznie i ekologicznie nieuzasadniony, a to może doprowadzić do tego, że zostanie zarzucony. A jakie były reakcje na głośne protesty poprzedniej ekipy? Żadnych. Polityki zagranicznej nie dzieli się na twardą i miękką, ale na skuteczną i nieskuteczną. A skuteczność poprzedniej ekipy była zerowa. Niepotrzebne były te krzyki i nadawanie temu charakteru prawie paktu Ribbentrop-Mołotow.

To słowa obecnego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.

Ale był wtedy w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Rozumiem, że ministrowie na ogół mówią to, co myślą premierzy. Polska musi postawić na rozwiązanie tego trudnego problemu w ramach postępu procesu integracji europejskiej, w sferze polityki zagranicznej i energetycznej.

Panie marszałku, od tygodni trwa nieustanna debata na temat książki o Lechu Wałęsie, która ma się ukazać. Czy może ona zmienić pana zdanie na temat przeszłości?

Przede wszystkim budzi mój ogromny sprzeciw wywoływanie dyskusji wokół książki, której nie mieliśmy szansy przeczytać. Według mnie chodzi o kolejny pomysł na zniszczenie wiarygodności polskich zmian po 1989 r. O wywołanie wrażenia, że ktoś inny nam to zaplanował i realizował we wrogich, złych zamiarach. A to, że Polska jest przy okazji niepodległa, demokratyczna, to jakoś tak wyszło, nie wiadomo dlaczego. Zwracam uwagę na jedną rzecz – ta dyskusja już przynosi straty Polsce, dlatego że Lech Wałęsa jest jedyną postacią po śmierci Jana Pawła II, z którą jest nasz kraj kojarzony na świecie. Niszczymy jedyną markę, którą Polska może pokazać. Nie wiem, w imię czego. Tym bardziej że sam Lech Wałęsa powiedział o jakichś błędach popełnionych w latach 70., gdy jako prosty robotnik stał w obliczu całego aparatu PRL. Wiem też i to, że przed sądem lustracyjnym został oczyszczony z zarzutu współpracy z SB.

Marian Jurczyk też został oczyszczony, choć współpracował z SB i nawet brał za to pieniądze...

Czy to powód, aby zakwestionować wszystkie wyroki sądu lustracyjnego? W Polsce szerzy się moda, trochę wykreowana przez IPN, że wystarczy sam podpis, zgoda na współpracę, aby uznać, iż człowiek rzeczywiście współpracował z SB. To jest niebezpieczne. Sam podpis jeszcze niczego nie dowodzi, poza tym, że człowiek miał chwilę słabości. Tak jak Andrzej Krawczyk, były minister Lecha Kaczyńskiego. Ja znam tę sprawę. To jest mój przyjaciel, z którym wiele lat współpracowałem w podziemiu i nigdy nie miałem najmniejszych wątpliwości co do jego uczciwości. Jestem jedną z dwóch osób, które pamiętają, że Andrzej Krawczyk opowiedział swoją historię na bardzo wczesnym etapie – że został zaszantażowany, gdy żona była w ciąży. Podpisał zgodę na współpracę, ale nigdy jej nie podjął. Zostało to potwierdzone przez sąd lustracyjny. I ten przypadek skłania mnie do postawienia tezy, że sam fakt podpisu nie jest wystarczającym dowodem współpracy.

RZ: Panie marszałku, czy sądzi pan, że Lech Kaczyński ma szansę na reelekcję?

Do wyborów prezydenckich są jeszcze dwa lata. Uważam, że przekreślanie czyichkolwiek szans jest nieuzasadnione i może odnieść odwrotny skutek. Ale krytycznie oceniam dotychczasową prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. Uważam, że nie wykorzystał swoich możliwości. Wiem, że prezydent nie ma skrajnych poglądów, ale z powodu przywiązania do PiS i swojego brata Jarosława Kaczyńskiego dał się uskrajnić. Płaci za to cały czas. Niestety, razem z Polską, bo prezydent powinien starać się spinać Polskę pomimo jej różnorodności, a czasami skonfliktowania. Polacy powinni widzieć, że stara się reprezentować naród jako całość. Według mnie uwikłanie w realizację polityki partii brata w ogromnej mierze zniszczyło taką możliwość.

Pozostało 96% artykułu
Polityka
Sondaż: Jakie poglądy ma Rafał Trzaskowski? Znamy opinię Polaków
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją
Polityka
Sikorski pytany o polskich żołnierzy na Ukrainie mówi o „naszym obowiązku w NATO”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Partia Razem zakończyła postępowanie dyscyplinarne ws. Pauliny Matysiak. Jest decyzja