Ostatnie wydarzenia w PO były manifestacją jedności i zgody. Podczas sobotniego spotkania Rady Krajowej Platforma miała przyjąć harmonogram przygotowań do wyborów. Ale na to zabrakło czasu, bo premier musiał lecieć na szczyt w Paryżu. Ograniczono się więc do zagrzewania do boju przed kampanią.
– PO będzie miała prawo do dalszego rządzenia w Polsce nie, gdy wygra wybory, tylko gdy wygra z własnymi słabościami – mówił Donald Tusk do zgromadzonych w warszawskim hotelu Gromada. Podkreślał, że „burzliwe tygodnie" PO ma już za sobą. I przystąpił do mobilizacji szeregów: – Polska ma dość bąkania pod nosem, że się nie uda (...). Koniec kwękolenia, wystarczy kwękolenia w PiS i w innych partiach opozycyjnych.
W podobnym tonie wypowiadał się marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna.
Dzień wcześniej politycy PO spotkali się bez mediów podczas wyjazdowego posiedzenia klubu parlamentarnego w Jachrance. – Widać było ulgę na twarzach działaczy, gdy Tusk i Schetyna razem mówili o pojednaniu – opowiada jeden z posłów. Jeszcze przed wyjazdem premier zapowiedział: – To, za co mieliśmy siebie nawzajem zrugać, to jest sprawa zamknięta.
– To dobry ruch. Może Donald Tusk zauważył, że za rzeź w PO kciuki trzymała już cała opozycja – komentuje dr Jarosław Flis, politolog z UJ.