Operacja przeprowadzona przez NABU udowadnia, że nawet w czasie trwającej od trzech lat pełnoskalowej wojny Ukraina nie poradziła sobie z korupcją. Problem dostrzegają też sami mieszkańcy kraju, którzy latem protestowali przeciwko podpisaniu przez prezydenta ustawy podporządkowującej Prokuraturze Generalnej niezależne organy antykorupcyjne - SAP (Specjalistyczna Prokuratura Antykorupcyjna) i NABU (Narodowe Biura Antykorupcyjne).
Ukraina: Wojna nie zatrzymała korupcji. Jest wręcz odwrotnie
W czasie wojny dochodziło do korupcji również na niższym szczeblu. Ukraińskie media wielokrotnie informowały o przypadkach płacenia od kilku do kilkunastu tysięcy dolarów za uniknięcie służby wojskowej. Ujawniano nazwiska członków wojskowych komisji lekarskich, u których w domach znaleziono majątki liczone w setkach tysięcy dolarów. Dzięki przekupieniu urzędnika, wykreśleni z listy mężczyźni unikali wysłania na front lub otrzymywali możliwość wyjazdu za granicę.
W maju 2023 roku funkcjonariusze organów ścigania zatrzymali w Kijowie prezesa Sądu Najwyższego Ukrainy Wsiewołoda Kniaziewa i prawnika Olega Goreckiego, gdy ten przekazywał Kniaziewowi łapówki na łączną kwotę 2,7 mln dolarów. Kilka miesięcy wcześniej w rozmowie z „Rzeczpospolita” ówczesny prezes ukraińskiego SN przekonywał, że walka z korupcją nie może być prowadzona na skróty. – Choroba korupcji dotyczy zresztą nie tylko sądów i innych organów władzy. Przeżarła całe nasze społeczeństwo. Jedną z przyczyn jest słabość gospodarki, która powoduje brak pieniędzy w budżecie. To z kolei powoduje, że np. lekarze i pracownicy szpitali są słabo wynagradzani, a więc próbują uzupełnić słabe zarobki np. żądaniem łapówki za przyjęcie do szpitala. To zresztą działa też w drugą stronę, bo korupcja osłabia gospodarkę. Wierzę jednak, że ten zamknięty krąg rozerwiemy, a reforma sądownictwa jest jednym ze sposobów, by tak się stało – mówił w marcu 2023, dwa miesiące przed zatrzymaniem za przyjęcie łapówki.
Korupcja towarzyszyła wszystkim prezydentom Ukrainy
Problem korupcji nie został rozwiązany na Ukrainie od ponad 30 lat. W 1991 roku Ukraina uzyskała niepodległość, a obietnice wyborcze późniejszego pierwszego prezydenta Leonida Krawczuka skupiały się na zapewnieniu państwu silnych instytucji demokratycznych i dobrobytu gospodarczego. Dotrzymanie tego okazało się później znacznie trudniejsze niż początkowo oczekiwano. W praktyce okazało się, że urzędnicy odpowiedzialni za kierowanie polityczną i gospodarczą transformacją nie posiadali wystarczającej wiedzy, by przeprowadzić zmiany na Ukrainie, a słabe instytucje państwowe były dla obywateli źródłem rozczarowania. Na znaczeniu zyskiwała trzymająca się blisko władzy niewielka grupa biznesmenów, przyszłych ukraińskich oligarchów.
– Jako prezydent starałem się temu zapobiec. Ale po mnie przyszli kolejni prezydenci i każdy wdrażał własny plan rozwoju. Leonid Kuczma od razu uznał, że to, co robiłem, nie było właściwe. Chciał budować potężne grupy finansowo-przemysłowe. Sądził, że zapewnią Ukrainie postęp. Niestety, ludzie, którzy stanęli na czele tych grup, przekształcili się w oligarchów. Potem przyszedł Wiktor Juszczenko. On też uznał, że jego poprzednik działał źle, że trzeba inaczej. Ale popełnił wiele błędów. Janukowycz z kolei odciął się, mówiąc w uproszczeniu, od kursu na Europę. Lawirował trochę w tę stronę, trochę w inną. Na Ukrainie nigdy nie było więc jednego, przemyślanego planu budowy państwa, który kontynuowaliby kolejni prezydenci – mówił Krawczuk w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.