Zakaz reklam politycznych – jak wynika z komunikatu Mety – to efekt nowych regulacji wprowadzonych przez Unię Europejską, znanych jako TTPA (Transparency and Targeting of Political Advertising). Pod tym skrótem kryją się przepisy dotyczące zasad prowadzenia przejrzystej polityki w internecie. I ma większe znaczenie niż być może jakakolwiek inna regulacja tej materii od lat. Bo dzisiaj polityka w internecie to jakby polityka w ogóle. Już jakiś czas temu przeniosła się do sieci na stałe i tam trwa realna bitwa o elektoraty.
Co na to eksperci? – Nie wiem, czy „zakaz” to właściwe słowo. Unia Europejska chciała przede wszystkim zadbać o przejrzystość reklam politycznych, a najbardziej znanym przykładem była sprawa wyborów w Rumunii. UE przygotowała więc własne regulacje. Niestety doprowadziły one do wycofania się tzw. big techów z rynku reklam politycznych. W praktyce politycy będą teraz w większym stopniu opierać się na treściach organicznych, czyli mówiąc językiem branżowym, na „contencie”. To jednak sprawi, że media algorytmiczne będą jeszcze bardziej faworyzować polityków prawicy, bo prawica w sieci opiera się na prostym, emocjonalnym przekazie i ma proste rozwiązania na trudne problemy – mówi „Rzeczpospolitej” Mateusz Sabat, szef firmy Big Data For Leaders.
Zakaz reklam politycznych na Facebooku i Instagramie. Kto na nim zyska?
Rywalizacja w sieci między politykami i sztabami trwa od lat. – Ten zakaz wywraca cały układ, jeśli chodzi o obecność posłów głównych sił politycznych w mediach społecznościowych – mówi nam Michał Fedorowicz, szef kolektywu analitycznego Res Futura. – Bo zdecydowana większość posłów nie ma zbyt wiele do powiedzenia w social mediach. Z perspektywy big techów i algorytmów widać, że brakuje im pomysłów, strategii, a zasięgi były do tej pory podtrzymywane głównie dzięki płatnej promocji i reklamom – dodaje.
– Z przeciwnej strony mamy grupę młodych posłów PiS i Konfederacji, którzy rozumieją, jak działają algorytmy. Do 2023 roku istniała pewna równowaga między „politykami algorytmicznymi” a tymi, którzy bez płatnej promocji sobie nie radzili. Teraz można spokojnie stwierdzić, że około 80 proc. takich kont zniknie. W roku przedwyborczym znaczna część profili po prostu wyparuje z mediów społecznościowych – podkreśla Fedorowicz.