W klubie Wytwórnia w Łodzi Barbara Nowacka miała odgrywać główną rolę i być zapowiedzią nowego otwarcia lewicy. Ale ten plan udał się tylko po części.
Nowacka rzeczywiście miała najdłuższe i najważniejsze przemówienie. Mówiła o założeniach programowych jej formacji, obiecywała reformę podatków, podwyżkę płacy minimalnej i emerytur oraz likwidację Senatu.
– Zadaniem lewicy jest nie tylko stawanie co cztery lata do wyborów, ale walka z niesprawiedliwością i wyzyskiem. Walka o godność człowieka. Polska potrzebuje lewicy konsekwentnej, ideowej, przyzwoitej. Lewica zawsze musi stać po stronie słabszych. Lewica musi – to my musimy – dać nadzieję tym, którzy tak długo i wciąż czekają na sprawiedliwość społeczną – cytowała swoją matkę Izabelę Jarugę-Nowacką.
W przemówieniu nowej liderki lewicy brakowało jednak siły i charyzmy, co szybko zauważyli dziennikarze i komentatorzy w mediach społecznościowych. Zarzucali jej zbyt jednostajną i pozbawioną emocji intonację, która sprawdza się lepiej w telewizji niż na partyjnym wiecu. Jak tłumaczył rzecznik SLD Dariusz Joński, taki zabieg miał być celowy, bo chodziło o pokazanie autentyczności.
Nowacką przyćmił jednak przemawiający przed nią Włodzimierz Cimoszewicz. Choć były premier ostatnio był kojarzony bardziej z Platformą Obywatelską, z której list startuje jego syn, zdecydował się po długim czasie poprzeć listę lewicy.