Patrząc z tej perspektywy, debatę zdominowały tematy drugorzędne – personalia związane z przeszłością Karola Nawrockiego i niejasności w finansowaniu kampanii Rafała Trzaskowskiego. Najważniejsze było podkręcanie emocji przedkładanych ponad chłodną refleksję związaną z tym, co może się stać w bliższej lub dalszej perspektywie i zagrozić naszej państwowości.
Nie dla poboru i wysłania wojska do Ukrainy
Jeżeli już pojawił się temat bezpieczeństwa, to w niemal jednobrzmiących narracjach – sprzeciwu wobec udziału polskiej armii w misji stabilizacyjnej w Ukrainie (często w połączeniu z antyukraińskim przekazem, którego celem była mobilizacja radykalnych wyborców) oraz sprzeciwu wobec możliwości odwieszenia poboru (kandydaci puszczali oko do najmłodszych, bo to oni najbardziej obawiają się powołania do wojska). W ostatnim przypadku obydwaj zaklinali rzeczywistość, jakby zakładali, że konflikt zbrojny z Rosją i Białorusią nie jest możliwy. Zatem – ich zdaniem – wystarczy tylko ochotnicze szkolenie wojskowe. Mylą się. Gdyby okazało się, że Rosja i Białoruś przygotuje się do wojny z NATO, obowiązkowa służba wojskowa natychmiast zostanie przywrócona – niezależnie od tego, jakie będą słupki poparcia.
Czytaj więcej
Kim są doradcy do spraw obronnych kandydata na prezydenta RP Karola Nawrockiego? To oficerowie w...
O tym jak bardzo ten temat został „zakopany” świadczy też to, że rząd Donalda Tuska nie zrealizował obietnicy z marca, iż niebawem przedstawi propozycję masowych szkoleń dla chętnych. Takie zapowiedzi padły z ust polityków PO w ostatnich tygodniach. Chociaż plan został opracowany przez Sztab Generalny WP i po części oparty na fińskich wzorach, nie jednak został „odpalony”. Być może przedstawiciele obozu władzy uznali, że wystarczy polityczna „rąbanka” wokół kawalerki Jerzego Ż., epizodów z młodości szefa IPN czy snusa, aby zmobilizować „plemię Trzaskowskiego”, zamiast „straszenia wojną” i budowania postaw wspólnotowych w obliczu możliwego zagrożenia zewnętrznego.