Nic nie wskazuje na to, byśmy w tę niedzielę wieczorem poznali nazwisko nowego prezydenta. A jeśli będziemy mieli – co dziś wydaje się najbardziej prawdopodobne – drugą turę, weźmiemy udział w de facto dwóch różnych elekcjach, w których będą zupełnie inne stawki.
Czego dowiemy się o polskiej polityce z pierwszej tury wyborów prezydenckich?
Dzięki temu, że teraz zarejestrowało się 13 – najwięcej od 30 lat – kandydatów, obywatele będą mieli naprawdę szeroki wybór. W pierwszej turze każdy głos się liczy, każdy obywatel może wyrazić poparcie dla kandydata, który jest najbliższy jego poglądom. Może poprzeć nominata jednej z głównych partii (Rafała Trzaskowskiego czy Karola Nawrockiego) albo też głosować na kandydatów z zewnątrz, wręcz antysystemowych.
Czytaj więcej
„Kto Pani/Pana zdaniem był zwycięzcą debaty prezydenckiej z 12 maja?” - takie pytanie zadaliśmy u...
Dla całej klasy politycznej będzie to więc w pewnym sensie test poparcia. Ale też wotum zaufania nad obecnym systemem politycznym. Co ciekawe, przeciw temu duopolowi wypowiada się nie tylko cały szereg antysystemowych kandydatów z prawicy (Sławomir Mentzen czy Grzegorz Braun, po części Marek Jakubiak), ale też i z lewej (przede wszystkim Adrian Zandberg, ale też Joanna Senyszyn). Czy wybiorą radykalizm, czy umiarkowanie? Lewicę spod znaku Magdaleny Biejat, czy centroprawicę reprezentowaną przez Szymona Hołownię? A może będą chcieli wystawić całej klasie politycznej czerwoną kartkę, głosując na Krzysztofa Stanowskiego?
Wielu ekspertów zastanawia się, jak mocno trzyma się jeszcze duopol, który rządzi naszą sceną polityczną od dwóch dekad. W niedzielę się o tym przekonamy, gdy poznamy jedno z najciekawszych pytań o pierwszą turę: jaki procent głosów padnie w sumie na kandydatów spoza PiS–PO. Szczególnie uważnie trzeba się przyjrzeć głosom oddanym przez młode pokolenie (a także ich frekwencji), bo to pokaże, czy trwający już od dwóch dekad spór odpowiada na ich oczekiwania co do przyszłości Polski.