Według krążącej wśród posłów PiS pogłoski Jarosław Kaczyński po wakacjach miałby zachować formalnie honorowe przywództwo nad partią, namaścić następcę i samemu wycofać się do któregoś ze stowarzyszeń zajmujących się wyjaśnieniem katastrofy smoleńskiej. Tam poświęciłby się temu, co sam nazywa swym moralnym obowiązkiem, czyli wyjaśnieniu okoliczności śmierci swojego brata.
Nadal kontrolowałby partię, choć tylko nieformalnie, ale PiS przestałby się koncentrować na sprawie katastrofy. Partia mogłaby się zająć tematami, które zdominują politykę tej jesieni – kampanią samorządową, reformą służby zdrowia i finansów publicznych.
– Była taka koncepcja, ale to bez sensu. PiS to Kaczyński, a Kaczyński to PiS – mówi "Rz" eurodeputowany Jacek Kurski. – Słyszałam o tym, ale to tylko spekulacje, w które nie wierzę – dodaje posłanka Joanna Kluzik-Rostkowska.
[srodtytul]Sygnał z lipca [/srodtytul]
Ekscytująca polityków PiS pogłoska ma swoje źródło w wydarzeniu z 5 lipca, gdy po ogłoszeniu zwycięstwa Bronisława Komorowskiego zebrał się sztab wyborczy Kaczyńskiego. Prezes PiS powiedział wówczas, że zastanawia się nad wycofaniem z polityki i zajęciem się wyłącznie wyjaśnianiem katastrofy. Część obecnych zaczęła protestować, argumentując, że partia rozpadnie się bez niego. Kaczyński wskazał jako następczynię szefową sztabu Joannę Kluzik-Rostkowską. Ta zaczęła oponować, mówiąc Kaczyńskiemu, że jest "krnąbrna".