Dlaczego Waldemar Pawlak nic nie robił, aby osiągnąć lepszy wynik w wyborach prezydenckich? – to pytanie ciągle zadają sobie działacze PSL. I drążą dalej . Czy dlatego, że jest kiepskim politykiem? Nie, bo przecież Pawlak jest jednym z najbardziej doświadczonych graczy.
Niektórzy ludowcy zaczęli wierzyć w tezę, która brzmi zaskakująco: Pawlak dogadał się z Tuskiem, robi wszystko, aby PSL było poniżej progu wyborczego i osiągnęło słabe wyniki w wyborach samorządowych. Wtedy Pawlak ogłosi jakąś formę scalenia PSL z PO, w zamian za co dostanie ważną funkcję.
Wiara w tę teorię rozprzestrzenia się w PSL także pod wpływem tego, co zaczęli rozpowiadać niektórzy politycy PO. Pogłoski, że PSL zostanie wchłonięte i stanie się komponentem wiejskim (którego wciąż brakuje Platformie), pojawiają się od czasu zawarcia koalicji w 2007 r. Kilka miesięcy temu nasiliły się, gdy okazało się, że PSL musi oddać Skarbowi Państwa 18 mln zł (za błędy popełnione w kampanii wyborczej w 2001 r.). W zamian za umorzenie części przez resort finansów ludowcy mieli zgodzić się na wspólne listy wyborcze. Dziś z PO znów słychać głosy o wchłonięciu PSL.
– PO proponowała nam wspólne listy w wyborach samorządowych, ale odmówiliśmy – mówi „Rz” bliski współpracownik Pawlaka. Rozpuszczanie pogłosek traktuje jako formę „grillowania” PSL z powodu koalicyjnych niesnasek.
Oponenci Pawlaka mówią inaczej: – Jest kryzys zaufania do prezesa, ale mamy nadzieję, że nie sprzedał sztandaru – mówi działacz krytyczny wobec Pawlaka. On też pociesza się tym, że nie jest to próba wchłonięcia jego partii, tylko podporządkowania. Ale inny działacz z tego kręgu dodaje: – Szefowie regionów mają pomysły na przeprowadzenie kampanii samorządowej na swoim terenie, a Pawlak im wszystko blokuje. Pytam dlaczego, bo wygląda to jak sabotaż.