– Stworzyliśmy władzę dla władzy, bez kontroli – tak poseł Andrzej Dera z PiS komentował nieobecność prokuratora generalnego na piątkowym posiedzeniu Sejmowej Komisji Sprawiedliwości. Posłowie oczekiwali, że Andrzej Seremet osobiście zreferuje stan śledztwa dotyczącego ujawnionej przez „Rz” afery hazardowej. Ale nie przyszedł.
Jaki podał powód? „Brak podstaw prawnych i złe doświadczenia po posiedzeniu komisji sejmowych w sprawie śledztwa smoleńskiego” – wyjaśnił w piśmie do szefa komisji Ryszarda Kalisza (SLD). Seremet poczuł się urażony tym, co działo się 18 stycznia na posiedzeniu komisji, gdy przedstawiał przebieg śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Jak zaznaczył, pod adresem prokuratury padały „zarzuty w niewybrednej formie”.
„Należy unikać tego rodzaju sytuacji godzących w powagę organów państwowych” – napisał i dodał, że nie ma obowiązku stawić się przed posłami. Jego rzecznik Mateusz Martyniuk mówi „Rz”: – Śledztwo dotyczące katastrofy smoleńskiej jest najważniejsze w kraju. Dlatego prokurator Seremet osobiście je referował posłom.
Nieobecność Seremeta, a głównie stwierdzenie, że nie musi się stawiać przed posłami, wywołało gorącą dyskusję. – My się tylko dopominamy rzetelnej informacji – mówiła wiceszefowa Komisji Sprawiedliwości Beata Kempa (PiS). Wytknęła, że rozdział prokuratury od resortu sprawiedliwości pozbawił Sejm możliwości kontroli nad jej działaniami. Kalisz protestował i poprzedni model funkcjonowania prokuratury nazwał sowieckim. – Dzięki zmianie politycy nie mogą wpływać na bieg śledztw – zaznaczył.
– Pan Seremet nie ma prawnego obowiązku przyjść na posiedzenie, ale ma obowiązek moralny – mówiła Marzena Wróbel (PiS). Jej klubowy kolega Andrzej Jaworski chciał, by przed komisję wezwać premiera, ale wniosek przepadł.