Sejm uchwalił wczoraj ustawę o podatku od handlu detalicznego. Jakie sklepy mają się go obawiać?
Paweł Rochowicz, dziennikarz Rzeczpospolitej:
Przede wszystkim te największe, notujące obroty w wysokości 17 mln zł . W praktyce to będzie ok. 200 podmiotów w skali kraju. A więc z z dużej chmury - mały deszcz. Podstawą opodatkowania ma być kwota obrotu zaewidencjonowana na kasach fiskalnych.
Czy jest szansa, że ten podatek mógłby przynieść budżetowi 100 mln zł miesięcznie, jak szacuje ministerstwo finansów? Tak. Problem w tym, czy ten podatek w ogóle się ostanie, bo budzi wątpliwości co do zgodności z prawem Unii Europejskiej. Zwracało na to uwagę Ministerstwo Spraw Zagranicznych podczas konsultacji projektu ustawy. Kilka organizacji już chce zaskarżyć ustawę. Jest to podatek od obrotu, a co do zasady takie podatki nie powinny być nakładane, bo jeden taki już jest – podatek od towarów i usług (VAT). Jest też inna kwestia: dlaczego nowy podatek ma płacić tylko kilkaset największych przedsiębiorców, a mali już nie. A więc pada zarzut dyskryminacji. Te wątpliwości będzie musiał rozpatrzyć Trybunał Sprawiedliwości UE.
Niektóre kraje, np. Austria czy Włochy, mają podobny podatek , który ostał się w tych krajach mimo zaskarżenia do TSUE. Okazało się, że konstrukcja podatku obrotowego w tych krajach nie narusza dyrektyw unijnych. Ale już Dania nie utrzymała swojego podatku obrotowego, bo był zbyt podobny do VAT. Możemy mieć problemy takie, jak Węgrzy, którym Komisja Europejska postawiła zarzut dyskryminacji przedsiębiorców. Węgrzy zaraz tylnymi drzwiami wprowadziły inny, podobny podatek, jeszcze nie nakazano im wycofania się z niego.