Chociaż minister finansów Jacek Rostowski przedstawił trzy warianty rozwoju gospodarki, każdy z nich zakłada, że w przyszłym roku do państwowej kasy wpłynie mniej pieniędzy, niż rząd wyliczał jeszcze w maju. Wówczas zakładał wzrost na poziomie 4 proc., teraz szacuje go od 3,2 poc. nawet do spadku o 1 proc.
O groźbie recesji w całej europejskiej gospodarce wypowiadał się w czwartek unijny komisarz Olli Rehn. Optymistyczny scenariusz to 0,6 proc. dla całej Unii (dla Polski: 2,5 proc.). Jednocześnie Komisja Europejska przypomniała Polsce, że powinna obniżyć deficyt finansów publicznych do 3 proc. PKB. A na to będą potrzebne dodatkowe, i to dość spore, pieniądze.
W najgorszej sytuacji znalazłby się budżet, gdyby polska gospodarka wpadła w recesję. – Wtedy firmy zwalniałyby ludzi, bezrobocie szybciej by rosło, pensje zaś zostałyby zamrożone, a może nawet obniżone – przewiduje Mirosław Gronicki, doradca prezesa NBP.
20 mld zł według Rostowskiego o tyle mniej może wpłynąć do kasy państwa, gdy gospodarka zwolni
Mniej pieniędzy w kieszeniach konsumentów oznacza zaś, że będą mniej kupować, spadną wpływy m.in. z VAT i akcyzy. Z wyliczeń „Rz" wynika, że wpływy do kasy państwa skurczą się o ponad 22 mld zł. To o 2 mld zł więcej, niż przewiduje Jacek Rostowski. Wydatki zaś – choćby na zasiłki dla bezrobotnych i uzupełnienie składki do FUS – wzrosną o około 15 mld zł.