Autor pokazuje drogę na krakowski tron, który marzył się Laskonogiemu, jednak to marzenie nigdy nie zostało zrealizowane. Poza tym fascynuje mnie region Dolnego Śląska i zawsze chętnie się tam udaję.
Bardzo spodobała mi się książka greckiego ekonomisty i byłego ministra finansów Janisa Warufakisa „Porozmawiajmy jak dorośli. Jak walczyłem z europejskimi elitami". Pokazuje jak zmagał się z kryzysem, który dopadł grecką gospodarkę, a trzeba dodać, że Warufakis był zwolennikiem radykalnych posunięć.
Dawniej słuchałem muzyki młodzieżowej, ale od końca lat 90. koncentruję się na muzyce klasycznej, do której mam tradycyjne podejście. W moim rankingu na najwyższym stopniu podium znajdują się ex aequo Beethoven i Mozart, na drugim miejscu jest Haydn. Na trzecim miejscu plasuje się Rachmaninow, a zaraz za podium Mahler i Bruckner. Myślę, że muzyka klasyczna przychodzi z wiekiem. Im człowiek starszy tym bardziej potrzebuje muzyki, która stwarza nastrój porządku.
Co do filmów, to bardzo lubię francuską Nową Falę, np. „Do utraty tchu" Godarda z 1960 r. Mógłbym też na okrągło oglądać „Nóż w wodzie". Lubię również nieco młodsze polskie filmy, choćby „Psy" Władysława Pasikowskiego i „Sarę" Macieja Ślesickiego.
Marek Jurek - polityk, historyk
Czasami czytam książki rocznicowo, jak monumentalne „Powstanie styczniowe" Stefana Kieniewicza, po które sięgnąłem sześć lat temu w 150. rocznicę tego zrywu.
Taka rocznicowa lektura pomaga przeżywać historię jakby z bliska. Dlatego teraz, w 80-lecie wybuchu II wojny światowej, wróciłem do „Wojny polskiej 1939" Leszka Moczulskiego, po przeszło 30 latach od pierwszej lektury. Czytając ją, widzi się dlaczego, nawet w okaleczonej wersji, tak bardzo zdenerwowała komunistów pół wieku temu. Wystarczyło pokazać polski planowy odwrót i perspektywy obrony na przedmościu rumuńskim. Moczulski pisze, że Polska sama wojny wygrać nie mogła, ale mogła się bronić do wiosny, a Zachód mógł tę wojnę wygrać. Zdecydowały Sowiety.
Czytałem też ostatnio książkę izraelsko-francuskiego filozofa Michaëla Bar Zvi „Pour une politique de la transmission". To bardzo interesujące spojrzenie na dzisiejszą Europę człowieka, który żył jednocześnie w Izraelu i we Francji, i znał dobrze prawicę w obu tych krajach. Generalna teza jest uniwersalna: centralnym problemem współczesnej kultury są trudności w przekazywaniu wartości następnym pokoleniom. Profesor Bar Zvi uważa, że narody Zachodu, jeśli chcą żyć dalej, muszą mieć wolę kontynuowania własnej historii, a także przekazania dzieciom obowiązku dalszego przekazywania ich dzieciom wartości duchowych i narodowych. Pasywna „obrona tożsamości" to za mało. Filozof pisze o Zagładzie jako o doświadczeniu, które stanowi uniwersalną przestrogę przed nihilizmem nowoczesności. Narodowi i cywilizacji należy po prostu zagwarantować siłę, od tego zależy ich przetrwanie w świecie, który niczego nie gwarantuje.
Przeczytałem też ostatnio zbiór opowiadań Pawła Lisickiego „Nowa, wspaniała przyszłość". Niby lekkie, dydaktyczne, ale tak naprawdę wpisujące się w chestertonowską tradycję satyry katolickiej. Interesująca przestroga przed rewolucją, która może dokonać się u nas tak nagle, jak w Irlandii, warto nad tym pomyśleć. Czytałem również „Serotoninę" Houellebecqa o rozpadzie człowieka w społeczeństwie, które też się rozpada. Poza tym kończę właśnie „Eschatologię" Ratzingera, ale powoli, bo to lektura duchowa.
W muzyce nie mam jednego ulubionego gatunku, choć ostatnio najczęściej słucham jazzu – Cheta Bakera, Milesa Davisa. Podobnej muzyki słuchałem po studiach, teraz do tego wróciłem, trochę przez przypadek. Głównej bohaterce serialu „Homeland", Carrie Mathison, jazz pomaga w myśleniu i skupieniu. I to rzeczywiście działa! Świetnie się też słucha Chopina w czasie samotnych jazd po kraju, byle nie na autostradzie. To naprawdę muzyka, w której zaklęta jest dusza Polski.
Co do „Homelandu", o którym wspomniałem, to mimo zachęt córki długo się zbierałem, żeby ten serial obejrzeć. To wielki film o ludziach, którzy dla innych oddali wszystko, płacąc nawet szczęściem najbliższych. W jakimś sensie o najbiedniejszych w planie duchowym, o takich, co nie zostawili niczego sobie. W ogóle fascynujący jest awans serialu jako gatunku do poziomu sztuki filmowej.
Michał Kleiber - były prezes PAN oraz minister nauki
Czytam różnorodne książki poszerzające moje horyzonty i obywatelskie kompetencje.
Poza literaturą zawodową fascynuje mnie popularyzacja współczesnych badań. Interesuje mnie społeczny aspekt rozwoju gospodarczego, a w szczególności problematyka społecznych nierówności oraz sposobów ich wyrównywania. Dlatego uważnie przeczytałem słynną książkę Thomasa Piketty'ego „Kapitał w XXI wieku".
Inną ciekawą pozycją była „Burżuazyjna godność – dlaczego ekonomia nie potrafi wyjaśnić współczesnego świata?" Deirdre McCloskey'. Opowiada o teoriach dotyczących rewolucji przemysłowej i nowoczesnego wzrostu gospodarczego oraz o ideach legitymizujących podejmowane działania, w kontekście wyznawanych w społeczeństwie zasad moralnych. Poglądów autorki nie można uznać ani za prawicowe, ani za lewicowe, co jest zaletą książki.
Ciekawa jest też książka „Urojenia ekonomii" Gilberta Rista. Autor przedstawia w niej krytykę ekonomii klasycznej i opowiada się za ekonomią pluralistyczną – wrażliwą ekologicznie i opartą na najnowszych badaniach gospodarek.
Poleciłbym też „Mity medyczne, które mogą zabić" Katarzyny Świątkowskiej, która na podstawie literatury naukowej promuje prozdrowotne zachowania ludzi i zaprzecza szeroko rozpowszechnionym przesądom.
Mieszkając wiele lat poza Polską, z zainteresowaniem słuchałem muzyki właściwej dla kultury w miejscu mojego pobytu. Kiedy mieszkałem w Kalifornii, byłem fanem muzyki country, a Johnny Cash, Willie Nelson, Emmylou Harris czy Kenny Rogers byli moimi ulubionymi piosenkarzami. Od zasady preferencji dla muzyki lokalnej zrobiłem jeden wyjątek, mieszkając w Tokio, gdzie nie potrafiłem w pełni zrozumieć i polubić tradycyjnej muzyki japońskiej, choć dużo jej słuchałem.
Od wielu lat jestem fanem muzyki poważnej. Kluczową rolę w kształtowaniu moich muzycznych upodobań odegrała muzyka Chopina. Uważam go za kompozytora niemającego równych na świecie. Oprócz niego słucham Beethovena, Bacha, Mozarta czy Straussa.
Jestem także częstym gościem w teatrach. Z ostatnich wydarzeń polecałbym „Dziady" w warszawskim Teatrze Polskim w reżyserii Janusza Wiśniewskiego, niezwykle atrakcyjną inscenizację dzieła naszego wieszcza.
Ewa Lipska - poetka
Podczas świątecznych dni oddalmy się od hałaśliwej i banalnej polityki, od cywilizacyjnych gadżetów i sięgnijmy po książkę Josepha Rotha „Proza podróżna", wydaną przez Wydawnictwo Austeria, w wyborze i przekładzie Małgorzaty Łukasiewicz.
W tych felietonach, poetyckich miniaturach, publikowanych w latach 1920–1939, odnajdziemy sytuacje, które dzieją się „obok nas" i nie trafiają na pierwsze strony gazet. Będąc w nieustannej podróży, w drodze między Wiedniem, Berlinem i Paryżem, a także bywając w Polsce i w Rosji, autor opisuje życie „uchwytne bardziej w przestrzeni niż w czasie". Podróżujmy z Josephem Rothem, dajmy się uwieść umykającym obrazom i melancholijnej narracji wpisującej się w świąteczne wieczory.
I jeszcze raz „prozy", ale tym razem „utajone"; Państwowy Instytut Wydawniczy w 2019 r. wydał nieznane dotychczas utwory Franza Kafki – „Prozy utajone" w ciekawym opracowaniu i tłumaczeniu Łukasza Musiała. Notatki, szkice, marginalia zebrane przez przyjaciela autora, Maxa Broda, pochodzą z lat 1907–1923. Myślę, że każdy autor posiada takie sekretne zeszyty; to jest jego „kuchnia", w której przyrządza się „literackie dania". Czy powinno się do niej zaglądać? Dla literaturoznawców to raj na ziemi... Dzięki nim ciekawski czytelnik ma szansę zapoznać się z tą intrygującą lekturą. Są to kilkuzdaniowe zapisy, strzępy pomysłów, surrealistyczne nowelki, niby-dziennik...
Do tych metafizycznych lektur obowiązkowo płyta Zbigniewa Preisnera „Silence, Night & Dreams" nagrana z Teresą Salgueiro i kieliszek dobrego czerwonego wina.
Robert Makłowicz - dziennikarz, krytyk kulinarny, pisarz
Jednym z mych ulubionych pisarzy jest Joseph Roth – urodzony w Brodach epigon i piewca Austro-Węgier.
Krakowskie wydawnictwo Austeria podjęło się rzeczy niezwykłej, po raz pierwszy wydaje całość jego dorobku, w tym rzeczy nigdy wcześniej nietłumaczone na język polski. Ta tytaniczna i jakże chwalebna inicjatywa rozpisana jest na kilka lat. Nieskromnie dodam, że miałem przyjemność i zaszczyt napisać przedmowę do znanej już polskiemu czytelnikowi „Legendy o świętym pijaku i innych opowiadań", która także ukazała się w rzeczonej serii, ?a obejmuje ona absolutnie wszystko, co Roth kiedykolwiek napisał, łącznie z tekstami publicystycznymi.
Z Rothem przyjaźnił się wybitny polski pisarz i poeta Józef Wittlin. Jakiś czas temu nakładem wydawnictwa Wysoki Zamek ukazała się jego powieść „Sól ziemi" z 1935 roku. To moim zdaniem jedna z najmniej docenionych polskich książek wszech czasów, a zarazem jedna z najwspanialszych, polecam ją gorąco.
Kilka dni temu skończyłem czytać „Via Carpatia. Podróże po Węgrzech i Basenie Karpackim" Ziemowita Szczerka. Autor dokonał wiwisekcji systemu stworzonego przez Viktora Orbana na Węgrzech – czegoś, co można nazwać państwem postdemokratycznym bądź demokracją nieliberalną. Karmi się ono nacjonalizmem i ogranicza swobody obywateli, z demokracji pozostawiwszy jedynie akt wyborczego głosowania. To system ochoczo kopiowany w innych krajach środkowoeuropejskich, przenoszony również na nasz grunt. Szczerek wykonał kawał solidnej, dziennikarskiej roboty. W książce znajdziemy nie tylko jego spostrzeżenia wynikające z peregrynacji po najdalszych zakątkach dawnej Korony św. Stefana, lecz również wywiady z prominentnymi ludźmi orbanowskich Węgier.
Z rzeczy lżejszego kalibru polecam dwie książki kulinarne, które ukazały się w wydawnictwie Buchmann. Pierwsza to „Portugalia do zjedzenia" Bartka Kieżuna. Autor rozumie, że jedzenie jest zawsze częścią kultury, geografii i historii. Kieżun wcześniej wydał równie dobrą i równie pięknie ilustrowaną „Italię do zjedzenia". Właśnie tak powinno się pisać książki kulinarne.
Zachęcam także do zapoznania się ?z „Polowaniem na grzyby" autorstwa pani Zofii Leszczyńskiej-Niziołek. To jedyne tak obfite kompendium grzybów, jakie udało mi się znaleźć na polskim rynku. W publikacji znajdują się liczne opisy grzybów jadalnych z podziałem na sezony, tychże grzybów zdjęcia i przepisy na ich kuchenne wykorzystanie. Zachwyci ona nie tylko grzybiarzy, skoro i mnie się podoba, bowiem grzybiarzem nie jestem.
Nie byłem jeszcze na filmie „Ikar. Legenda Mietka Kosza", ale jestem go ciekaw od strony filmowej i muzycznej. Twórczość Mieczysława Kosza towarzyszy mi od lat młodzieńczych, byłem dumnym posiadaczem winyla, jedynej płyty wydanej za życia artysty. Można ją kupić na CD, a nie można tego nie wysłuchać. Kosz był genialnym pianistą, polskim Billem Evansem. Jego interpretacje „Tańców Połowieckich" Borodina czy kompozycji Liszta to cuda niezwykłe.
Nie mam czasu i cierpliwości na oglądanie długich seriali. Dlatego polecam czeski, ledwie sześcioodcinkowy serial „Nieświadomi" na HBO GO. Doskonałe kino sensacyjno-szpiegowskie, osadzone w politycznych realiach i bliskie naszej historii. Pojawiają się w nim m.in. wątki aksamitnej rewolucji i infiltracji sowieckiego wywiadu. Również na HBO GO warto obejrzeć rumuński serial „Towarzysz detektyw" nakręcony w czasach Ceausescu. Został zremasterowany przez Amerykanów i opatrzony komentarzem. Serial kryminalny piętnujący kapitalizm, Reagana i CIA dzisiaj ogląda się jak sztukę dadaistów. Aż trudno uwierzyć, że powstał na serio. To absolutna perełka!
Beata Michniewicz - dziennikarka, Program 3 Polskiego Radia
To nieprawda, że w święta jest więcej czasu na czytanie, przecież ich istotą są spotkania – dla wierzących z Bogiem, a dla wszystkich z rodziną i przyjaciółmi.
W tej sytuacji propozycja spotkania z tak grubym tomem jak „Księgi Jakubowe" szanownej noblistki Olgi Tokarczuk jest ryzykowna, ale jednak spróbuję. Wszak książka została nazwana w Sztokholmie cudem!
Sama dostałam „Księgi Jakubowe" pod choinkę cztery lata temu i przyznam, że zatrzymałam się na początku drogi – także z wyżej wspomnianych powodów. Teraz zamierzam konsekwentnie podążać śladami Jakuba Lejbowicza Franka zachęcona Nagrodą Nobla dla autorki i opowieścią znajomego ?z Myśliwieckiej, którego książka tak wciągnęła, że odbył podróż śladami jej bohaterów w sensie dosłownym.
Jeśli jednak ponad 900 stron to na ten zabiegany świąteczno-noworoczny czas zbyt duże wyzwanie, a obcowanie z Noblistką kusi, polecam książkę, którą sama chętnie przeczytam ponownie – „Prowadź swój pług przez kości umarłych". Bywa określana jako thriller moralny. Myślę, że nie zawiodą się na niej przede wszystkim osoby, które odczuwają szczególną empatię wobec zwierząt.
Ale nie jest to książka lekka i optymistyczna – zbyt wiele w niej śmierci. „Zwierzolubom", a przede wszystkim kociarzom, ku pokrzepieniu serc proponuję cykl sprzed kilku lat, dostępny w księgarniach internetowych, o kocie Bobie Jamesa Bowena („Kot Bob ?i ja", „Świat według Boba" oraz „Kot Bob i jego podarunek"). To optymistyczna, prawdziwa historia o tym, jak bezdomny kot pomógł uzależnionemu od narkotyków ulicznemu grajkowi wyjść z nałogu, a potem nawet zdobyć sławę bestsellerowego autora. Nie jest to wielka literatura, ale na pewno sprawia, że cieplej robi się na sercu. Pierwsza część opowieści została sfilmowana, jest dostępna na DVD.
Zresztą o kotach, pięknym językiem, z uczuciem, ale bez czułostkowości pisała także noblistka sprzed 12 lat – Doris Lessing. „Jeśli usiądziesz blisko kota, który cię dobrze zna, i położysz na nim dłoń, próbując dostosować się do rytmów jego życia, tak różnych od naszych, uniesie czasem głowę i pozdrowi Cię miękkim zupełnie wyjątkowym dźwiękiem. Daje w ten sposób do zrozumienia, że wie o twojej próbie przeniknięcia do jego egzystencji" – to fragment jej książki „O kotach".
Jeśli państwa koty nie przemówią w wigilię Bożego Narodzenia o północy, co jest wielce prawdopodobne, można poczytać „Sekretny język kotów" Suzanne Schötz, która w przystępnej formie opisuje wyniki swoich obserwacji i badań. Ale Bogiem a prawdą ludzcy towarzysze mruczków i tak rozumieją je bez podręcznika.
Jeśli kot chwilowo nie mruczy, warto posłuchać muzyki. Może z płyty „Święta bez granic", bo to nie tylko okolicznościowy „Trójkowy karp" napisany i skomponowany już po raz 20. z udziałem plejady świetnych wykonawców, ale wiele innych utworów do słuchania nie tylko w święta. A cały dochód ze sprzedaży zasili konto Fundacji św. Mikołaja, która funduje stypendia dla młodzieży z niezamożnych rodzin.
Jan Ołdakowski - dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego
Chciałbym szczególnie polecić film Paola Sorrentino „Oni", który ostatnio pojawił się na DVD w wersji reżyserskiej.
W kinach pokazywany był w okrojonym wydaniu, natomiast teraz dostajemy niesamowitą, czterogodzinną impresję Sorrentino na temat życia społecznego we Włoszech z wyjątkową rolą Katarzyny Smutniak. To film stawiający pytania o sens współczesnej cywilizacji. Reżyser dokonuje tego z perspektywy demokratycznego kultu człowieka, który potrafi nadużywać mechanizmów władzy, aby te wywindowały go na jedną z głównych postaci włoskiego życia publicznego.
Oprócz tego chciałbym zwrócić uwagę na drugi film, który w ostatnich dniach ukazał się na DVD. To film ciężki, potworny, który nie pozostawia widzów obojętnymi. Jednocześnie to jeden z najwybitniejszych seriali na przestrzeni ostatnich lat. „Czarnobyl" w reżyserii Johana Rencka to miniserial pokazujący kulisy wybuchu radzieckiej elektrowni jądrowej w 1986 r.
Jest rewelacyjny zarówno jako dzieło filmowe, ale także jako rekonstrukcja wydarzeń i realiów tamtych czasów. Dlatego widzom nie będzie nawet przeszkadzać to, że bohaterowie serialu mówią piękną literacką angielszczyzną, a nie językiem rosyjskim, którym przecież posługiwali się uczestnicy tamtych wydarzeń.
Od wielu lat nie spotkałem się z dziełem, które byłoby bardziej antykomunistyczne. To oskarżenie systemu, który nie tylko zajmował się ukrywaniem skutków czarnobylskiej katastrofy, ale również w kretynizmie swoich procedur na ostatnim miejscu stawiał życie ludzkie.
Serial warto skonfrontować z książką „Czarnobyl. Instrukcje przetrwania". Autorką jest Amerykanka Kate Brown, która odwiedziła okolice dotknięte skutkami wybuchu. Książka nie dotyczy samego momentu katastrofy, ale uzupełnia to, czego w serialu nie pokazano. Lecz nie jest w żadnym stopniu mniej poruszająca. Książka pokazuje, jak ukrywanie skutków wybuchu i niezrozumiałe oszczędności sprawiły, że ten system rozpadał się kosztem pojedynczych ludzi. Choć zarówno serial, jak i książka są propozycjami mało świątecznymi, to jednak warto po nie sięgnąć (nawet po świętach), bo są to rzeczy, które pozwolą cieszyć się tym, że te czasy już minęły.
Święta to dla nas okres, w którym często myślimy o przyszłości, dokonujemy rekapitulacji, podejmujemy decyzje. Jest taki żart – zastanawiamy się, czy nie rzucić tego wszystkiego i nie wyjechać w Bieszczady. I dla tych wszystkich, którzy w czasie świąt będą marzyć o takim wyjeździe, polecam wydany niedawno zbiór reportaży Adama Robińskiego „Kiczery. Podróż przez Bieszczady". Autor spędził wiele dni w górach i opowiedział o nich w pasjonujący sposób. Myślę, że w trakcie lektury rzeczywiście choć na chwilę będzie możliwe rzucenie wszystkiego i wejście w ten niezwykły świat.
Zofia Romaszewska - działaczka społeczna, doradca prezydenta RP
Książka, która wywarła na mnie ostatnio ogromne wrażenie, to zbiór reportaży chińskiego pisarza Liao Yiwu „Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych".
Choć tytuł książki jest okropnie nieświąteczny, to jednak polecałabym ją każdemu. To nadzwyczaj ciekawa, wspaniale napisana opowieść – wbrew tytułowi wcale nie o dręczeniu w obozach pracy rozsianych po całym kraju, ale po prostu o współczesnym życiu w Chinach.
Chciałabym polecić także „Ósme życie (dla Brilki)" gruzińskiej pisarki Nino Haratischwili. Są to dwa tomy powieści historycznej, która rozgrywa się przez cały XX wiek. Choć wiem, że książka miewała różne recenzje, to jednak czyta się ją bardzo dobrze i mnie osobiście się podobała.
Z ogromnym zainteresowaniem czytałam ostatnio książkę „Joseph Conrad i narodziny globalnego świata". Napisała ją Amerykanka Maya Jasanoff, która udała się w podróż drogami życia Conrada. Wybrała do tego statek transportowy, żeby wyprawa trwała dostatecznie długo – tak jak w czasach autora „Jądra ciemności". Dzięki temu autorka szczegółowo przyjrzała się części Afryki, a także wyspom Borneo, Sumatrze, Jawie. Narodziła się z tego wspaniała biografia pisarza i moim zdaniem jest to niesamowicie ciekawie opowiedziana historia.
Moim ulubionym pisarzem, do którego wracam – oczywiście poza Bolesławem Prusem, którego czytam od zawsze – jest Gustaw Herling-Grudziński. Szczególnie lubię jego wspomnienia, które mam odłożone, i co jakiś czas czytam ich kolejne fragmenty. A kiedy jestem bardzo zmartwiona, czytam pamiętniki węgierskiego pisarza Sándora Máraiego.
Do kina nie chodzę w ogóle, ale ostatnio dzięki zaproszeniu Tadeusza Deszkiewicza miałam okazję zobaczyć niezwykły film dokumentalny pt. „Amerykańskie tournée". Na początku grudnia odbyła się jego premiera i jeżeli ktoś gdzieś trafi na ten film, to koniecznie musi go obejrzeć. Pokazuje on bowiem pierwszą podróż za żelazną kurtynę warszawskiej Filharmonii Narodowej w 1961 r. To był bardzo trudny czas, bo wtedy przecież zaostrzały się stosunki między dwoma obozami, trwała budowa muru berlińskiego. Szczególnie jedna ze scen filmu zrobiła na mnie ogromne wrażenie. W tym czasie do Polski nie wpuszczono pianisty Artura Rubinsteina. Wobec tego, kiedy nasza orkiestra przemierzała Stany Zjednoczone, w jednym z miast zorganizowano jej bojkot. Wówczas Rubinstein wydał odezwę do demonstrantów, że bardzo prosi, żeby tego nie robić, bo do ich kraju przyjechali wspaniali muzycy i że chce zagrać wspólnie z polską orkiestrą. Występowali tam przecież doskonali soliści – skrzypaczka Wanda Wiłkomirska czy pianistka Regina Smendzianka. Dzięki Rubinsteinowi filharmonia mogła powędrować dalej.
Film powstał na podstawie oryginalnych taśm, które nagrywał jeden z dyrygentów Stanisław Wisłocki. Muszę przyznać, że była to dla mnie wielka przyjemność móc obejrzeć ten film. I mam nadzieję, że niedługo będzie go można obejrzeć w telewizji.
Ewa Thompson - literaturoznawca, profesor slawistyki
W latach 2018–2019 ukazały się aż dwa tłumaczenia „Pana Tadeusza" na język angielski.
Wspominam o nich, bo czytanie Adama Mickiewicza po angielsku odkrywa zupełnie nowe perspektywy na jego dzieło. Za pierwsze tłumaczenie odpowiedzialny jest urodzony w Kanadzie tłumacz polskiego pochodzenia Christopher Zakrzewski, który zrezygnował z wierszowanej formy eposu. Mamy zatem „Pana Tadeusza" pisanego prozą i okazuje się, że w trakcie czytania wyłania się z tego dzieła zupełnie nowa opowieść. Drugie tłumaczenie wykonał Bill Johnston – profesor slawistyki na Uniwersytecie Indiany. Moim zdaniem ono także odkrywa cały wachlarz nowych asocjacji, aluzji, niedomówień.
Chciałam też wspomnieć o dwóch książkach polskich pisarzy. Pierwsza to „Mowa wewnętrzna. Sceny z życia duchowego" ks. Jana Sochonia. Książka to pewnego rodzaju dziennik myśli. Często dotyczą one rzeczy codziennych, a jednocześnie bardzo intymnych. Druga to „The Clash of Civilizations or Civil War" Zbigniewa Stawrowskiego (angielski przekład tekstów profesora, które ukazywały się po polsku w latach 2000–2008 – red.). Filozof pokazuje w niej, że cywilizacja europejska opiera się na wewnętrznie sprzecznych przesłankach. Z jednej strony jest w niej fundament biblijny i grecki, a z drugiej tkwi w niej zaprzeczenie tych filarów, czyli filozofia oświecenia.
W tym miejscu dochodzę do książki, która wywarła na formowanie się moich poglądów ogromny wpływ. Po raz pierwszy czytałam ją wiele lat temu, a książka powstała jeszcze przed moim urodzeniem. To „Trzej reformatorzy. Luter, Kartezjusz, Rousseau" napisana przez Jacquesa Maritaina. Wracam do niej właściwie co roku, zwłaszcza do części o Kartezjuszu.
Zdarza mi się czytać po raz kolejny także książkę napisaną przez mojego mentora Mortimera Adlera „Dziesięć błędów filozoficznych". Myślę, że nikt nie potrafi tak dobrze pisać o problemach filozoficznych, które stoją przed ludźmi XXI wieku, jak Adler.
Przejdę teraz do lżejszej rzeczy. Będzie nią amerykański serial, który po prostu uwielbiam, bo też oglądam go dziesiątki razy. „Teoria wielkiego podrywu" to sitcom o czterech młodych pracownikach jednego z najlepszych technologicznych uniwersytetów amerykańskich. To niesłychanie popularny serial. Był emitowany 12 lat i dopiero w tym roku został zakończony. Myślę, że utrzymał się tak długo na antenie, ponieważ ci czterej młodzi naukowcy, ich partnerki, znajomi i krewni mówią do nas językiem ludzi wykształconych. Choć nie zawsze ich dyskusje technologiczne są zrozumiałe dla przeciętnego widza, to i tak wszyscy z zainteresowaniem ich słuchają. Myślę, że ludzie mają już dość tych wszystkich banałów, które słyszy się od typowych bohaterów seriali i filmów. Oglądanie „The Big Bang Theory" jest dla mnie niezwykle relaksujące.
Bronisław Wildstein - pisarz, publicysta, dziennikarz
Czytam czwarty tom „Dziejów Polski" Andrzeja Nowaka.
Książka jest wybitnym dziełem historycznym, ale również literackim. Czwarta część opowiada o czasach między sejmem piotrkowskim a końcem dynastii Jagiellonów (1468-1572). Był to najwspanialszy okres dziejów Polski, kiedy to nasza ojczyzna była europejską potęgą. Profesor Nowak pisze zarówno precyzyjnie, jak i pięknie. Syntetycznie rzecz ujmując, interpretuje polskie dzieje jako historię wolności. Przytacza odmienne punkty widzenia i argumenty oraz rzeczowo się z nimi spiera.
Pracując nad swoją najnowszą książką, musiałem wrócić do klasyki nowoczesnej filozofii. Po jej skończeniu – ukaże się w przyszłym roku – doczytuję teraz rzeczy na pograniczu filozofii i historii idei, choćby takie książki jak „The Machiavellian Moment" Johna Pococka czy „Les Métamorphoses da la cite" Pierre'a Manenta. A w zasadzie czytałem, bo teraz z powodu kłopotów z oczami czytanie muszę zasadniczo ograniczyć. Jeszcze w trakcie pisania książki przeczytałem jedną z ostatnich pozycji Chantal Delsol, rewelacyjną i bardzo bliską mi „Nienawiść do świata. Totalitaryzmy i ponowoczesność".
Z literatury przeczytałem ostatnio zbiór opowiadań Jana Polkowskiego. To jeden z najwybitniejszych, może nawet najwybitniejszy żyjący polski poeta. Wcześniej napisał także świetną powieść „Ślady krwi".
Czytałem także niedawno Jamesa Merrilla i wróciłem do Paula Celana w związku z nowym przekładem jego „Fugi śmierci" dokonanym przez Antoniego Liberę.
Jeśli chodzi o muzykę, to króluje u mnie klasyka: od Bacha, Mozarta, Beethovena czy Chopina po Lutosławskiego i Góreckiego. Oprócz tego bardzo lubię jazz, ale nie towarzyszę jego przemianom. Świetnych twórców jest wielu, ale chyba najbliżsi mi są John Coltrane i Miles Davis.
Filmy oglądam rzadziej, ponieważ coraz częściej mnie rozczarowują i nudzą, jednak ostatnio trafiłem na wybitny obraz „Joker" Todda Phillipsa. Jest to film niezwykle ciekawy, głęboki i ewidentnie elitarny. Co więcej, cała historia została osadzona w przestrzeni komiksu po to, aby produkcja sprzedała się jak najlepiej.
O. Maciej Zięba - dominikanin, filozof
Niesłychanie precyzyjnie istotę świąt Bożego Narodzenia ujął przed blisko 250 laty Franciszek Karpiński, poetycko opisując, że rozważamy wtedy to, co niemożliwe, coś równie prawdopodobnego jak to, że zamarza ogień, światłość staje się mrokiem, a nieskończoność jest ograniczona.
Świętujemy bowiem to, że „Słowo ciałem się stało". A słowa św. Jana „Logos sarx egeneto" oznaczają przecież, iż odwieczny Logos – Słowo stwórcze, Rozum wszechświata, Sens – źródło wszelkiego sensu, stał się sarx – mięsem, podlegającym zepsuciu i śmierci. Innymi słowy znaczy to, że ponad 2 tysiące lat temu w peryferyjnym Betlejem, niebiosa zostały zszyte z ziemią przez Jezusa Chrystusa, który objawił, że Bóg jest miłością, a każdy człowiek jest bliźnim.
Dlatego istotą świętowania Bożego Narodzenia jest odnawianie i pomnażanie miłości do Boga, bliźniego i siebie samego. I dlatego w tych dniach tradycyjnie sięgam po poezję oraz muzykę, bo to one wznoszą się w ponadziemskie wymiary. Owszem, literatura piękna może być bardzo piękna, a sztuki plastyczne mogą głęboko poruszać, ale ku niebu – rozumieli to już starożytni – wznoszą nas muzy poezji oraz muzyki.
Z ulubionych utworów na wigilijny wieczór zarekomendowałbym modlitwę za osoby samotne i poranione Czesława Miłosza „Maryjo czysta, błogosław tej, co w miłosierdzie nie wierzy", bo święta tradycja każe w ten wieczór szczególnie pamiętać o ludziach, dla których te święta są trudne.
W pierwszy dzień Bożego Narodzenia można posłuchać „Messa per il Santissimo Natale", bo ta bożonarodzeniowa msza Alessandra Scarlattiego harmonijnie łączy w sobie krystaliczną wręcz radość z motywami zadumy, a wieczorem, przy wierszu Krzysztofa Kamila Baczyńskiego „Święta Bożego Narodzenia", warto zamyślić się nad przeszłością, nad wieloma trudnymi polskimi trudnymi Wigiliami:
To dławi – te święta świerkowej pieśni,
śnieży śnieg, po którym przeszło już tyle ludzi.
Omotany w śnieżyce innych aniołów, śmiertelnych, nie śnij,
W dniach, w kopułach blaszanych nagle się zbudzisz.
W drugi dzień Bożego Narodzenia proponowałbym „Oratorium na Boże Narodzenie" Jana Sebastiana Bacha. A ponieważ są to blisko trzy godziny prawdziwie boskiej muzyki, można słuchać z przerwami sześciu kantat opiewających okres od narodzenia Chrystusa do adoracji Trzech Mędrców, ale – to ważne – śledząc tłumaczenie świętych i poetyckich tekstów.
A do tego wiersz „Na Boże Narodzenie" skłaniający do refleksji nad nieprzewidywalnością przyszłości, który ks. Jan Twardowski rozpoczyna słowami:
Gdyby ktoś powiedział przed wojną,
że Wrocław będzie polskim miastem,
Polak zostanie papieżem,
komuniści postawią pomnik Prymasowi,
nikt by w to nie uwierzył.
A wszystko to się stało
– mówił wół w Betlejem osiołkowi...
Wypowiedzi wysłuchali oraz spisali Katarzyna Płachta, Marzena Tarkowska oraz Łukasz Kochanowski