Konserwatywna rewolucja we Francji?

Nicolas Sarkozy wygrał pod hasłem radykalnego przełomu. Prawie pół roku jego prezydentury z pewnością oznacza odmianę stylu, natomiast coraz wyraźniej widać brak głębszych reform, które mogłyby wstrząsnąć Francją

Publikacja: 17.11.2007 01:05

Konserwatywna rewolucja we Francji?

Foto: AP

O ich wyjątkowości mówili wszyscy. Sarkozy deklarował potrzebę wstrząsu, który wyzwoliłby siły żywotne kraju, odblokował energię i zmodernizował Francję. Jego przeciwnicy zgodnie ze starą strategią lewicy diabolizowali prawicowego kandydata. Formuła “Sarko – facho” (Sarko – faszysta) funkcjonowała nie tylko w ogromnej ilości mniej formalnych kampanii esemesowych czy mejlowych. Jednoczyć miała wszystkich cywilizowanych ludzi przed nadejściem prawicowego radykalizmu. Znamienne, że o potrzebie zasadniczych zmian mówiła także jego główna konkurentka z Partii Socjalistycznej Segolene Royal.

Szczególny charakter tych wyborów wskazywały postacie obu głównych kandydatów. Były to osoby spoza oligarchii partyjnych, które startowały w dużej mierze wbrew politycznemu establishmentowi. Sarkozy wywalczył akceptację swojego obozu politycznego już jakiś czas temu, ale w dość dramatycznych okolicznościach. Od pewnego czasu jego głównym wrogiem był ustępujący prawicowy prezydent Jacques Chirac. Coraz więcej dowodów świadczy, że przy okazji afery Clearstream były premier Francji Dominique Villepin organizował prowokację mającą na celu pogrążyć swojego głównego konkurenta Sarkozy’ego i że prowokacja ta przeprowadzona była na zamówienie prezydenta Chiraca.

Obydwoje kandydaci podkreślali zmiany, choć dużo bardziej zmianę tę uosabiał Sarkozy. Nie jest on absolwentem ENA, najbardziej elitarnej szkoły wyższej we Francji, której ukończeniem chlubią się od jakiegoś czasu wszyscy znaczący politycy Francji z prawa i lewa. Naturalną drogą kariery po ukończeniu tej szkoły jest przejście do administracji publicznej lub bezpośrednio polityki. Sarkozy był adwokatem, działał w sektorze prywatnym, co daje odmienne doświadczenia życiowe i jest raczej niespotykane we francuskiej klasie politycznej.

Poza tym, czego nikt publicznie nie powie, ale co wielu powtarza prywatnie, Sarkozy jest nietypowy jeszcze pod innymi względami. Syn emigranta węgierskiego, ze strony matki wnuk greckiego Żyda, z żoną, która deklarowała, że nie ma w sobie “ani kropli krwi francuskiej”, jest kimś zupełnie nowym w poczcie prezydentów francuskich. Jest również rogaczem, o czym wszyscy wiedzieli już w trakcie wyborów, a o ile prezydenci francuscy miewali nieomal oficjalne kochanki, to ich małżonki miały być poza podejrzeniami, w czym także odbijał się imperialny charakter prezydentury tego kraju.

Ogromna frekwencja (85 procent) i temperatura debat dowodziły powszechnego poczucia znaczenia tych wyborów. Wybór Sarkozy’ego, który w kampanii wyborczej nie wahał się zaatakować licznych tabu funkcjonujących we Francji, pokazywał, że mieszkańcy tego kraju dojrzeli do zasadniczych zmian. Bo tym razem nie przeważyła sympatia do osoby. Wszystkie sondaże pokazywały, że inni kandydaci wzbudzali jej więcej. Jak zauważa głośny socjolog, historyk i ekonomista, jedna z ważniejszych postaci wspierających kandydaturę Sarkozy’ego Nicolas Baverez, Francuzi wybrali jego program, czyli koncepcję zasadniczej zmiany.

To tytuł jednej z szeroko czytanych książek Bavereza. Ale o kryzysie w tym kraju mówiło się coraz więcej. Łatwo zobaczyć go w gospodarce. Francja to kraj o największej stopie bezrobocia spośród państw dawnej Unii Europejskiej i najniższym wzroście gospodarczym. Jest to bezrobocie trwałe, często dziedziczone, które w coraz większym stopniu dotyka ludzi młodych. Kraj o rosnącym lawinowo zadłużeniu publicznym, a więc żyjący na kredyt, który spłacać będą następne pokolenia.

Problemom gospodarczym towarzyszą niepokojące zjawiska społeczne.Wybitny historyk współczesny Stephane Courtois, m.in. redaktor i główny autor “Czarnej księgi komunizmu”, demonstruje, że podstawą rozwoju Francji pomiędzy wojnami i do lat 60. był jej doskonały system oświaty podstawowej. A nauczanie na wsi francuskiej między wojnami nie było łatwiejsze niż dziś na przedmieściach wielkich miast. Zdarzało się, że trzeba było wysyłać żandarmów, aby ściągnąć do szkoły ucznia, którego rodzice zaganiali do pomocy w obejściu, uważając, że nauka nie jest mu do niczego potrzebna. Nauczyciele mieli poczucie republikańskiej misji. Po szkole podstawowej uczniowie byli wtedy zwykle lepiej wykształceni niż dziś po średniej – twierdzi Courtois.

Winę za stan edukacji francuskiej ponosi tradycyjny system korporacyjny, który powoduje, że awanse i gratyfikacje finansowe uzyskuje się automatycznie za staż pracy. Nakłada się na to, uznaje Courtois, lewicowa demagogia niszcząca wartości i autorytety, na których musi się opierać edukacja.

Tendencje egalitarne powodują żądanie maksymalnego umasowienia całej edukacji i rezygnacji z jakichkolwiek kryteriów oceny. To socjaliści z ministrem Jackiem Langiem na czele obiecali maturę 80 proc. uczniów. Uczniowie maturę uzyskują, tylko że w efekcie przestała ona cokolwiek znaczyć. A ponieważ na uniwersytety francuskie nie ma egzaminów wstępnych, pojawiła się na nich ogromna fala młodych, którzy nie umieją nic i z trudem piszą, czytają i liczą. 75 proc. studentów nie zalicza pierwszego roku. Mogą go jednak powtarzać. – Nic nieumiejący student może przetrwać na uczelni ok. czterech – pięciu lat – oburza się Courtois.

To, że w ogromnej mierze źródłem choroby współczesnej Francji jest wynikający z etatyzmu system korporacyjny, dociera coraz szerzej do opinii publicznej. Tworzący kastę status funkcjonariusza publicznego ustanowiony został w 1945 roku przez Maurice’a Thoreza, przywódcę komunistów, który był wówczas ministrem stanu. Etatyzm we Francji rozwijał się już dużo wcześniej, ale w 1945 nastąpiło wzmocnienie tych tendencji przez gen. de Gaulle’a i komunistów, którzy liczyli, że wkrótce przejmą państwo – komentuje Courtois.

Proces ten ulega spotęgowaniu w 1981 roku, gdy do władzy dochodzą socjaliści i nacjonalizują na wielką skalę gospodarkę. Courtois twierdzi, że życie Francji wyznacza dialektyka: administracja przeciw przedsiębiorstwu prywatnemu; etatyzm przeciw duchowi przedsiębiorczości. A we Francji etatyzm wzmocniony przez wielką biurokrację ma przemożną siłę, dominuje w kulturze i edukacji: od szkoły po uniwersytet i instytuty badawcze takie choćby jak CNRS (Narodowe Centrum Badań Naukowych).

Baverez uważa, że Francja straciła ostatnie ćwierć wieku. Jej wskaźniki przy korzystnej koniunkturze światowej były kiepskie, gdyż kurczowo trzymała się rozwiązań, które można było akceptować w latach 60., ale wobec rewolucji globalizacyjnej okazały się zupełnie nieadekwatne. Przykładem absurdu zdaniem Bavereza była wspomniana już nacjonalizacja, zwłaszcza w kontekście ówczesnych reform Reagana i Thatcher. Charakterystyczne, że w odniesieniu do największej rewolucji wolnościowej XX wieku, upadku komunizmu, Francja Mitterranda przyjęła bardzo zachowawczą postawę. Stanęła po stronie Gorbaczowa przeciw Jelcynowi i usiłowała opóźnić zjednoczenie Niemiec i Europy, a nawet, w pierwszym etapie, wspierała Wielką Serbię Miloszevicia.

Tę ocenę stanu Francji podziela jeden z najbardziej znanych historyków francuskich, zajmujący się głównie historią gospodarczą i społeczną, również znacząca postać w kampanii wyborczej Sarkozy’ego, Jacques Marseille. Reprezentujące ducha korporatyzmu i broniące swojej uprzywilejowanej pozycji związki zawodowe, które z jednej strony są słabe, gdyż należy do nich znikomy procent pracowników, z drugiej posiadają ogromne wpływy polityczne, potrafiły zablokować jakiekolwiek zmiany przez ostatnie dekady. Problemy pogłębiane są przez gigantyczne rozmnożenie francuskiej biurokracji – wskazuje Marseille. 36 tysięcy gmin, 100 departamentów, 26 regionów itd. System ochrony zdrowia to również chaos. Podstawowym kłopotem gospodarki bardziej nawet niż w innych krajach rozwiniętych jest wyjątkowo łaskawy i nieodpowiedzialny system emerytalny. Baverez zauważa, że funkcjonariusze państwowi odchodzą na emeryturę w wieku 50, 55 lat, aby dostawać 85 proc. swoich pensji, a żyją statystycznie dłużej o dziesięć lat od kolegów z prywatnego sektora, którzy odchodzą na relatywnie niższe emerytury w wieku 65 lat.

Courtois przytacza znamienny wypadek. W minionym roku rząd niezwykle ostrożnie próbował przeprowadzić naskórkową reformę systemu emerytalnego. Zaczęły się protesty i oczywiście zastrajkował uniwersytet w Nanterre. Powiewał nad nim transparent: “Studenci walczą o swoje emerytury”. – Kraj mentalnych starców – konkluduje Courtois. Powszechna jest opinia, że dziś Francja to “kraj o dwóch prędkościach”. Pracownicy sektora prywatnego ciężko pracują i produkują, podczas gdy ich koledzy w sektorze publicznym cieszą się licznymi przywilejami i nie muszą się specjalnie wysilać. Marseille twierdzi nawet, że obecnie istnieją trzy Francje. Jedna to kraj korporacyjny, który chroni się przed globalizacją i konkurencją, ale jest także Francja wielkich międzynarodowych przedsiębiorstw, które potrafią uniknąć obciążeń państwowych i dają sobie doskonale radę, i wreszcie Francja zwykłych przedsiębiorców z jednej strony dławiona etatyzmem, z drugiej – wydana na międzynarodową konkurencję, ona ponosi największe koszty. To ta Francja burzy się najbardziej.

Prawie wszyscy się zgadzają, że fatalne konsekwencje przynosi 35-godzinny tydzień pracy. Courtois opowiada, że do władz Partii Socjalistycznej ze strony jej członków przychodziła wielka liczba alarmistycznych listów ostrzegających przed tym rozwiązaniem. Zwyciężyły jednak względy doktrynalne. W efekcie zwykli ludzie, wbrew obietnicom, zarabiają mniej, przeciw czemu protestują. Intelektualna dominacja lewicy opisującej świat w kategoriach walki klas i korporacjonizm, który odrywa wynagrodzenie od wkładu pracy, podważyły tradycyjny etos pracy.

Courtois i Marseille wskazują, że dwa kolejne pokolenia Francuzów w wieku XX podnosiły kraj z ruin. Po I wojnie światowej, która była dla Francji kataklizmem, i po następnej. Ta ostatnia odbudowa nazwana została “30 wspaniałymi latami”. Dochodząc do władzy w 1958 roku, de Gaulle potrafił wykorzystać etatyzm, aby uwolnić we Francji kolejne pokłady energii. Następne pokolenie urodzone po wojnie, od rewolty studenckiej zwane we Francji pokoleniem 68, korzystało z pracy dwóch poprzednich generacji – zauważa Courtois. Ich dorosłe dzieci chcą wzorować się na rodzicach. Nie znają przykładów ciężkiej pracy, nie wiedzą, że aby osiągnąć zamożność, trzeba wielkiego wysiłku. Młodzi są zagubieni, nie mają punktów odniesienia, co pokazują sondaże socjologiczne. Praca znajduje się w pogardzie.

Dla moich rozmówców problem wartości pracy ma znaczenie fundamentalne. Courtois opowiada, że na prowincji przy obecnym bezrobociu nie można znaleźć ludzi do najprostszych zajęć. Rzeszom bezrobotnych wystarczają zasiłki. Chłopi walczą o pozwolenia na pracę dla robotników zagranicznych. RMI (zasiłek, który może pobierać każdy niepracujący niezależnie od stażu pracy) to nie tylko wynagrodzenie dla każdego za nic, ale jeszcze mnóstwo ulg i przywilejów. Courtois opowiada historię swoich dobrze sytuowanych znajomych, których syn na ich utrzymaniu mieszka ciągle z nimi i pobiera RMI na kieszonkowe. Podobno nie jest to przypadek odosobniony.

Oszustwa w tym systemie są gigantyczne, zresztą jego struktura wręcz do tego prowokuje. Jest cały przemysł fikcyjnych zaświadczeń, które w konsekwencji pozwalają pobierać duże zasiłki dla bezrobotnych. Afrykanie potrafią je pobierać w sześciu czy siedmiu departamentach. Nikt nie jest w stanie tego kontrolować. Kolejnym problemem jest bowiem imigracja.

Konkretnie chodzi o dzieci czy już wnuki imigrantów z Maghrebu, a więc ludzi, którzy nie znają innej niż francuska rzeczywistości, ale jednocześnie nie zaadaptowali się do niej.

Najbardziej pesymistycznie na zagadnienie to zapatruje się filozof polityczny Chantal Delsol. Przyznaje, że dziś nie widzi dla niego rozwiązania. Tam, gdzie ludność pochodzenia arabskiego zaczyna dominować, inni mieszkańcy zaczynają emigrować. Powstały getta, zauważa Delsol, których mieszkańcy są absolutnie wykorzenieni. Nie znają już języka arabskiego, a francuskiego nauczyli się w stopniu elementarnym. Ich język składa się z kilkuset słów. Tradycyjne reguły wspólnot ich przodków przestały obowiązywać, a nowych nie przyjęli. Delsol opowiada historię młodego przestępcy, który uciekł, pozostawiając swoje dokumenty w rękach policji. Ku zdziwieniu funkcjonariuszy jego ojciec oświadczył, że nie jest to jego syn. Okazało się, że chłopak wygrał proces z ojcem, który wcześniej spuścił mu lanie za jego wyczyny. Po zapłaceniu grzywny ojciec wyrzekł się syna, stwierdzając, że jest on teraz synem Republiki Francuskiej. Ale republika nie potrafi sobie dawać rady z niesfornymi dziećmi. Enklawy funkcjonujących poza prawem gett podważają zasadę państwa prawa, które przestaje tam obowiązywać, są wylęgarnią przestępczości i wszelkich patologii.

Marseille sądzi, że problemy z integracją imigrantów spowodowane są głównie przez kompleksy Francuzów, które generuje funkcjonująca od jakiegoś czasu lewicowa kultura samooskarżenia. Jak może asymilować przybyszy kraj, który całą swoją przeszłość ocenia jako długi łańcuch błędów i zbrodni? – pyta Marseille. Tę postawę atakował Sarkozy i był za to potępiany przez socjalistów. Również Courtois podkreśla negatywny wpływ kultury ufundowanej na kompleksie winy i przekreśleniu narodowej dumy. W szkole, na uczelniach wielu nauczycieli reprezentuje antypatriotyczną postawę. Odmawiają eksponowania pozytywnych stron francuskiego dziedzictwa, propagowania narodowych symboli, śpiewania Marsylianki itd.

Courtois widzi ten problem w historycznym wymiarze. W dziejach Francji powtarzały się wielkie fale imigracji, co zawsze rodziło problemy. W okresie międzywojennym w starciach między siłami porządkowymi a imigrantami z Włoch, Portugalii, Maghrebu, ale także Polski, ginęli ludzie. Wówczas jednak, podkreśla Courtois, to szkoła pełniła funkcje integracyjne, dziś, zarażona duchem samokwestionowania się, nie potrafi tego robić.

Nowy prezydent obudził ogromne nadzieje. Dziś po prawie pół roku od rozpoczęcia jego urzędowania ustępują one często rozczarowaniu. Ostrym krytykiem nowego prezydenta stał się Marseille. Wskazuje, że Sarkozy nie zmienił budżetu na rok 2008 i nie ograniczył wydatków publicznych, bez czego zdaniem Marseille’a Francja się nie podźwignie. Reforma emerytur jest wieloetapowa i przesunięta w przyszłość, co jest wynikiem ich prawnie gwarantowanego, kontraktowego charakteru.

Serwis minimum w sektorze publicznym, który w dużej mierze rozbroić może straszak strajków, zwłaszcza komunikacyjnych, ma być zapewniony dopiero od przyszłego roku. Porządkowany jest system pomocy społecznej, ułatwiona została praca ponad ustawowe 35 godzin, ale wszystko to, zdaniem Marseille’a, przeprowadzane jest zbyt lękliwie i ma raczej symboliczny charakter.

Reforma szkolnictwa wyższego jest połowiczna i nie narusza egalitarnych tabu, zwłaszcza nie proponuje egzaminów wstępnych. Marseille rozczarowany jest również reakcją Sarkozy’ego na falę strajków, które już wstrząsają Francją. Uważa, że należało twardo się im przeciwstawić, aby zademonstrować wolę zmiany i realną słabość związków, a postawa nowego prezydenta jest koncyliacyjna.

Wydaje się, że rozczarowanie i niepewność zaczynają dominować wśród zwolenników wielkiego przełomu, wielu jednak zachowało nadzieję co do polityki nowego prezydenta. Baverez podkreśla, że Sarkozy rozpoczął bardzo trudny proces reform we wszystkich dziedzinach państwa równocześnie, co jest jedyną, acz niezwykle trudną strategią prowadzącą do realnej jego transformacji. On i Courtois podkreślają, że tradycja Francji jest na tyle inna od krajów anglosaskich, że działania w stylu Thatcher czy Reagana wzbudziłyby masowy sprzeciw i nie mogłyby przynieść rezultatów. Baverez przyznaje jednak, że polityka ekonomiczna nowego prezydenta cechuje się pewną dwuznacznością, a w jego najbliższym otoczeniu zdarzają się również postawy mniej reformatorskie, a nawet wręcz etatystyczne. Ta dwuznaczność musi zostać w najbliższym czasie przełamana, aby proces reform mógł postąpić.

Etatyzm nowego prezydenta dostrzega Delsol, umieszczając go w nurcie nazywanym we Francji prawicą bonapartystyczną. Marseille uznaje wręcz, że Sarkozy odchodzi od projektu głębokiej, a więc ryzykownej, ale jedynie możliwej reformy państwa. Sam prezydent zdaniem Marseille’a jest dużo bardziej etatystą, niż się to mogło wydawać. Znaczące jest, że przedstawiciele liberalnej prawicy zostali odsunięci przez niego od stanowisk decyzyjnych.

Pod koniec października opublikowane zostały wyniki badań, które pokazują, że Francuzi są najbardziej pesymistycznym narodem Europy. Czarno widzą przyszłość swoją, a zwłaszcza swoich dzieci, i globalizację. Brak reform wzmocnił te nastroje – wskazuje Marseille. Twierdzi, że paradoksalnie problemem Francji jest jej relatywna zamożność. Francja może jeszcze dłuższy czas funkcjonować na podobnym co dzisiaj poziomie życia. Ciągle może płacić odsetki od powiększającego się długu. Być może ten stan rzeczy zadecydował o rezygnacji Sarkozy’ego z głębszej reformy. Jeszcze bardziej ostro widzi to Baverez. Uznaje, że to ostatnia okazja do pokojowej reformy Francji. W innym wypadku nastąpi blokada gospodarki i Francja wejdzie w okres poważnych wstrząsów polityczno-społecznych. Sarkozy jest liberałem we francuskim tego słowa znaczeniu, to znaczy pragmatykiem – uważa Baverez. Będzie skonfrontowany z oporem porównywalnym do tego, jaki napotkała Thatcher w wypadku strajku górników.

Sarkozy wlał we Francuzów sporą dawkę optymizmu. Nie należy czekać z konkretnymi posunięciami. Trzeba działać szybko, dopóki istnieje kapitał zaufania – mówi Marseille, który sądzi również, że poczucie potrzeby głębokich reform jest powszechne wśród zwykłych Francuzów zdecydowanie bardziej niż wśród elit, a zwłaszcza rządzących. Francuzi nie mają rządzących na swoją miarę – przesądza Marseille.

Być może na ewolucję Sarkozy’ego od radykalizmu wyborczego do obecnego umiarkowania wpłynęła jego chęć bycia prezydentem wszystkich Francuzów, a nie tylko tych 53 proc., którzy na niego głosowali. Będzie więc próbował uspokoić, zjednoczyć... I w efekcie nie zrobi nic.Courtois wskazuje na podobieństwo postawy obecnego prezydenta do de Gaulle’a. Marginalizuje on ciała pośredniczące, usiłując głównie za pomocą mediów nawiązać bezpośredni kontakt z narodem, redukuje rolę premiera, przejmując bezpośredni nadzór nad rządem. Ten powrót do tradycji de Gaulle’a zasadniczo zmienia charakter prezydentury w stosunku do kadencji Chiraca i Mitterranda, którzy przez ostatnie ćwierć wieku sprawowali władzę, ale nie rządzili.

Styl zachowania Sarkozy’ego to jednak odrzucenie całości majestatu prezydentury V Republiki, której ojcem był de Gaulle. O ile wcześniej pałac prezydencki stanowił świat zamknięty, teraz stał się ośrodkiem życia towarzyskiego. – Za Chiraca Elyssee było nekropolią, teraz jest klubem nocnym – formułuje nieco karykaturalny obraz Delsol. Uznaje, że tradycyjnie prezydent Francuzów miał być dla nich niedościgłym wzorem i punktem odniesienia, teraz ma być “jednym z nich”. Ewolucja ta nie napawa jej optymizmem. Życie Sarkozy’ego, łącznie z jego sprawami prywatnymi, rozgrywa się dziś na medialnej scenie publicznej. Dla większości współczesnych Francuzów jest to jednak ujmujące.

Wszyscy moi rozmówcy podkreślają zresztą polityczną zręczność Sarkozy’ego. Czasami może przynosić ona niepokojące konsekwencje. Nowy prezydent przyciągnął do siebie znaczące postacie z Partii Socjalistycznej. Poszerza to jego poparcie polityczne, ale redukuje możliwość działania. Delsol uznaje wręcz, że jest to rodzaj demokratycznego oszustwa: bo albo socjaliści zmienili swoje poglądy, albo zrobił to prezydent, ale nikt z nich tego nie deklaruje.

Inna sprawa, że opozycja, czyli socjaliści, znalazła się dziś w głębokim kryzysie, co niepokoi nawet jej przeciwników, takich jak Courtois, którym na sercu leży jakość demokracji. Rozpad głównej, a więc przewidywalnej, partii demokratycznej otwiera drogę lewicowym ekstremizmom, które zwłaszcza we Francji z jej tradycją “kultury rewolucyjnej” są ciągle żywe.

Wydaje się, że z oczekiwaniami na gruntowną reformę Francji w duchu Thatcher czy Reagana albo nawet Aznara należy się pożegnać. Zmianą postaw Francuzów jest już jednak wybór Sarkozy’ego, który odważył się zaatakować liczne tabu ideologiczne, w tym dziedzictwo rewolty 68 roku, wzywając, aby zostało raz na zawsze unicestwione. Jego akceptowane przez Francuzów wezwania do odbudowy moralności publicznej czy przywrócenia odpowiedzialności, a więc i wartości pracy, świadczą już o zmianach, które w dalszej perspektywie mogą się przełożyć na zmianę stylu życia we Francji.

Paradoksalnie problemem Francji jest jej relatywna zamożność. Ciągle może płacić odsetki od powiększającego się długu. Być może to zadecydowało o rezygnacji Sarkozy’ego z głębszej reformy

O ich wyjątkowości mówili wszyscy. Sarkozy deklarował potrzebę wstrząsu, który wyzwoliłby siły żywotne kraju, odblokował energię i zmodernizował Francję. Jego przeciwnicy zgodnie ze starą strategią lewicy diabolizowali prawicowego kandydata. Formuła “Sarko – facho” (Sarko – faszysta) funkcjonowała nie tylko w ogromnej ilości mniej formalnych kampanii esemesowych czy mejlowych. Jednoczyć miała wszystkich cywilizowanych ludzi przed nadejściem prawicowego radykalizmu. Znamienne, że o potrzebie zasadniczych zmian mówiła także jego główna konkurentka z Partii Socjalistycznej Segolene Royal.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą