Reklama

Marianna wraca na barykady. Francuzom ratowanie finansów publicznych się nie widzi

Francja ma najwyższe podatki na Zachodzie, ale chce je podwyższyć jeszcze bardziej. Państwo, którego dług publiczny nie ma sobie równych w Unii poza Grecją i Włochami, i którego deficyt budżetowy w tym roku wyniesie 5,4 proc. PKB, musi pilnie wykazać, że jest zdolne uzdrowić finanse publiczne. Innego zdania są jednak sami Francuzi, który chcą znowu wyjść na ulice.

Publikacja: 02.10.2025 15:00

W czwartek 2 października w całej Francji odbyły się demonstracje przeciw rządowi i cięciom wydatków

W czwartek 2 października w całej Francji odbyły się demonstracje przeciw rządowi i cięciom wydatków. Na zdjęciu: demonstracja w Nantes

Foto: REUTERS/Stephane Mahe

Z tego artykułu się dowiesz:

  • Jakie są wyzwania polityczne we Francji związane z Partią Socjalistyczną?
  • Dlaczego rynki finansowe uważnie obserwują proponowane zmiany budżetowe we Francji?
  • Co oznacza wprowadzenie podatku Zucmana dla najbogatszych Francuzów i jakie są argumenty za oraz przeciw?
  • Jakie zmiany społeczne i ekonomiczne są postulowane przez radykalną lewicę we Francji?
  • Dlaczego postać Jeana-Luca Mélenchona jest kluczowa w kontekście przyszłych wyborów we Francji?

Korespondencja z Paryża
Przyszłość kraju leży w rękach Partii Socjalistycznej. Ugrupowanie François Mitterranda i François Hollande'a, w którym wielką karierę polityczną zaczynał też Emmanuel Macron, jest dziś co prawda tylko bladym odbiciem dawnej wielkości: ma ledwie 66 posłów w 577-osobowym Zgromadzeniu Narodowym. Jednak bez jej poparcia, a przynajmniej wstrzymania się od głosu, nowy premier Sébastien Lecornu nie ma jak przepchnąć budżetu państwa na przyszły rok i w ogóle utrzymać (wciąż jeszcze nieukonstytuowanego) rządu. Jego blok liberalny nawet wsparty przez umiarkowanych konserwatywnych Republikanów nie ma większości w parlamencie.

Reklama
Reklama

W piątek szef rządu zamierza przedstawić projekt ustawy finansowej na przyszły rok. 13 października zostanie formalnie skierowany do parlamentu. Wtedy posłowie będą mieć 70 dni na jego rozpatrzenie. Tej debacie będą z uwagą się przyglądały rynki finansowe. Francja, której dług publiczny (114 proc. PKB) nie ma sobie równych w Unii poza Grecją i Włochami, i której deficyt budżetowy w tym roku wyniesie 5,4 proc. PKB, musi pilnie wykazać, że jest zdolna uzdrowić finanse publiczne.

Czytaj więcej

Francja. Powrót „Żółtych Kamizelek"

Poprzednik Lecornu, François Bayrou, proponował ograniczenie dziury budżetowej w przyszłym roku o 40 mld euro. Po ledwie ośmiu miesiącach i 17 dniach został jednak odwołany przez Zgromadzenie Narodowe. Agencje oceny ryzyka kredytowego zareagowały obniżeniem wyceny francuskiego długu, a inwestorzy domagają się już wyższej premii za ryzyko zakupu obligacji Francji niż Grecji. 

Reklama
Reklama

Starania Lecornu nie zapowiadają się jednak dobrze. Lider Partii Socjalistycznej Olivier Faure przedstawił mu twarde warunki poparcia projektu budżetu czy przynajmniej wstrzymania się od głosu. Najważniejszy to cofnięcie reformy z 2023 r., która przesuwa do 64. roku życia datę przejścia na emeryturę.

Faure chce też nałożenia tzw. podatku Zucmana na około 1800 rodzin, których bogactwo przekracza 100 mln euro. Premier, który jest jednym z najbliższych współpracowników Macrona, odrzuca takie rozwiązanie. Oznaczałoby ono zasadniczo przekreślenie reform rynkowych, które prezydent wdrażał od 2017 r.. 

Premier Francji Sébastien Lecornu

Premier Francji Sébastien Lecornu

Foto: LUDOVIC MARIN/Pool via REUTERS

– To, co niszczy naszą gospodarkę, a w jeszcze większym stopniu nasze społeczeństwo, to brak jakiegokolwiek patriotyzmu ze strony ultrabogaczy, którzy błagają o pomoc państwa, ale odrzucają jakąkolwiek formę solidarności – oświadczył Faure. 

Patriota czy zdrajca: kim jest Bernard Arnault, najbogatszy z Francuzów?

Partia Socjalistyczna wpisała na sztandary pomysł paryskiego ekonomisty Gabriela Zucmana, ucznia słynnego Thomasa Piketty’ego. Proponuje on nałożenie 2-proc. podatku rocznie, ale nie od zysków osiąganych przez krezusów, lecz od posiadanego przez nich majątku.

Jego zdaniem pozwoliłoby to wprowadzić do kas państwa nawet 25 mld euro rocznie. Z sondażu Ifop wynika, że taki ruch popiera 86 proc. Francuzów. Zucmana chwali też laureat Nagrody Nobla z 2001 r. Joseph Stiglitz. Wskazuje na ogromny wzrost aktywów najbogatszych w ostatnich latach. – Jeśli czyiś majątek rośnie o 6 proc. rocznie, 2-proc. podatek to naprawdę nie jest dużo – twierdzi. 

Reklama
Reklama

Nowa danina kosztowałaby szczególnie dużo najbogatszego z Francuzów: Bernarda Arnault. Jego holding LVHM, do którego należą tacy producenci dóbr luksusowych jak Dior czy Louis Vuitton, jest wart około 160 mld euro. Arnault uważa jednak, że to właśnie jego firma jest „najbardziej patriotyczna spośród tych wchodzących w skład CAC-40” (indeks czołowych spółek Giełdy Paryskiej). Wskazuje on, że choć wypracowuje tylko 8 proc. obrotów nad Sekwaną, właśnie tu odprowadził w ub.r. połowę spośród 6 mld euro zapłaconych podatków. 

– Gabriel Zucman wprzągł na usługi swojej ideologii rzekome kompetencje uniwersyteckie. Chce zniszczyć liberalną gospodarkę, jedyną, która funkcjonuje dla dobra wszystkich – uznał Arnault. 

Francja już teraz pobiera najwyższe podatki spośród 38 państw należących do OECD. To 46,1 proc. PKB wobec 39,3 proc. w Niemczech. Nie brakuje ekonomistów, którzy uważają, że tak wysokie obciążenia dławią francuską gospodarkę, która w tym roku balansuje na skraju recesji.

Foto: rp.pl/Weronika Porębska

Tę ocenę podzielał Macron, który po zdobyciu Pałacu Elizejskiego osiem lat temu próbował ograniczyć presję fiskalną. Eksperci wskazują także, że wiele spółek, które podlegałyby podatkowi Zucmana z uwagi na wysoką wycenę giełdową, wcale nie osiągają zysków lub mają je za małe, aby zapłacić taką daninę. 

Reklama
Reklama

François Mitterrand, przywódca Partii Socjalistycznej, który w maju 1981 r. został pierwszym lewicowym prezydentem w V Republice, zaangażował się w przejmowanie majątków od najbogatszych. Znacjonalizował banki i towarzystwa ubezpieczeniowe. Atak rynków finansowych na franka zmusił go już jednak w 1983 r. do odejścia od tej polityki na rzecz liberalnych rozwiązań.

Socjaliści boją się Mélenchona

Tyle że dziś Partia Socjalistyczna jest za słaba, aby narzucać polityczny dyskurs. Aby całkowicie nie zniknąć ze sceny politycznej, nie chce wspierać działań skrajnie niepopularnego prezydenta i jego premiera. Przy ordynacji większościowej z dwoma turami głosowania, jest też dla niej bardzo ryzykowne, aby startować poza koalicją radykalnej lewicy, gdzie pierwsze skrzypce gra Jean-Luc Mélenchon i jego Francja Niepokorna (FI). 

Pracownicy francuskiej kolei podczas strajku na dworcu w Paryżu, fot. z 2 października

Pracownicy francuskiej kolei podczas strajku na dworcu w Paryżu, fot. z 2 października

Foto: REUTERS/Tom Nicholson

Od 18 września co czwartek kraj jest wstrząsany manifestacjami organizowanymi przez środowiska radykalnej lewicy. Jej pierwsze wydanie zgromadziło według organizatorów najwięcej uczestników w całej Francji: milion (pół miliona wedle policji). Pochód w Paryżu ruszył z placu Bastylii: jasne odwołanie do Wielkiej Rewolucji, która obaliła stary porządek.

– Dziś także stoimy u progu rewolucji, która wreszcie położy kres liberalizmowi – przekonuje „Rzeczpospolitą” Georges Grossvak, dyrektor jednego z ośrodków pomocy społecznej na paryskich przedmieściach i działacz radykalnej centrali związkowej CGT.

Reklama
Reklama

– W kraju jest tyle rozpaczy. 40 lat temu Francja miała najniższy współczynnik śmiertelności niemowląt w Europie, dziś spadliśmy na szary koniec. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych nauczyciel zarabiał 2,4 pensji minimalnej (obecnie wynosi 1,8 tys. euro brutto miesięcznie). Teraz to ledwie 1,2 minimalnej. Niedawno zgłosiła się do mnie młoda kobieta, która z braku środków żyje w wynajętym garażu. Jej malutkie dziecko raczkuje, ale wykładzina na podłodze jest wilgotna, a niezabezpieczone kable elektryczne wystają spod niej. I ona boi się o życie malucha! Do tego doszliśmy. A w tym czasie fortuny ultrabogaczy eksplodowały. Arnault grozi, że w razie wprowadzenia podatku Zucmana opuści Francję. Jeśli tak zrobi, to trzeba skonfiskować wszystkie jego posiadłości w kraju – rozpędza się Grossvak. 

Czytaj więcej

Francja żegna się z Afryką. Znikają bazy wojskowe

Nad tłumem unoszą się flagi palestyńskie, sposób Mélenchona na przejęcie głosów ośmiu milionów francuskich muzułmanów. Coraz to pojawiają się wizerunki Che Guevary, jednego z przywódców rewolucji kubańskiej, którego postać była też inspiracją dla Wenezueli czy Nikaragui. To kraje, które żyją w trudnej do wyobrażenia dla Francuzów nędzy. Ale paryski tłum żyje w swoistym matriksie, domaga się krwi.

Powrót władzy Sowietów

Podchodzę do młodych ludzi, którzy trzymają transparent z sierpem i młotem. Złote litery na czerwonym tle krzyczą: „Odbudujmy związki młodzieży komunistycznej! Cała władza dla proletariatu!”.

– Ciągła akcja strajkowa jest konieczna, aby robotnicy zdali sobie sprawę, że to od nich zależy rozwój gospodarki. Chcemy, aby pracownicy przejęli środki produkcji, wywłaszczyli kapitalistów. Władza musi znaleźć się w rękach rad robotniczych, sowietów – tłumaczy Paul (nazwiska nie poda), który właśnie zdobył licencjat z fizyki, ale pracy jako nauczyciel znaleźć nie może z powodu, jak twierdzi, cięć budżetowych.

Reklama
Reklama
Protest francuskich rolników przeciw umowie UE z Mercosur. „Wznawiamy rewolucję rolników w Wersalu”

Protest francuskich rolników przeciw umowie UE z Mercosur. „Wznawiamy rewolucję rolników w Wersalu” – głosi transparent

Foto: REUTERS/Tom Nicholson

Na uwagę, że los Związku Radzieckiego pokazuje, czym się kończy władza Sowietów, ucina: – Kilka lat po rewolucji październikowej utworzyła się klasa biurokratów, która zdradziła ideały komunistyczne. My do tego nie dopuścimy.

Nie dotyka go też uwaga, że pod znakiem sierpa i młota zamordowano dziesiątki milionów ludzi. – Stalin przywłaszczył sobie ten symbol. Ale to nie może pozbawić go prawdziwego znaczenia. 

Mathieu Hillaire, radny Francji Niepokornej (LFI) z miejscowości Etampes na południowy-zachód od Paryża, jest jednym z nielicznych działaczy ugrupowania Mélenchona, który godzi się na rozmowę z dziennikarzem. Lider ugrupowania trzyma swoje szeregi żelazną ręką. We francuskich mediach mówi się wręcz o terrorze, który mógłby zostać rozlany na cały kraj, gdyby przywódca radykalnej lewicy zdobył Pałac Elizejski w 2027 r.. 

Czytaj więcej

Witold M. Orłowski: Kraj ludzi dawniej szczęśliwych
Reklama
Reklama

– Macron jest uzurpatorem, powinien podać się natychmiast do dymisji. Wybory parlamentarne w 2024 r. wygrał blok lewicy, a on lewicy nie oddał władzy – mówi „Rzeczpospolitej” Hillaire. – Podstawą francuskiej gospodarki jest konsumpcja. Trzeba ją więc rozwinąć dzięki wsparciu państwa. To kłamstwo, że Francja jest nadmiernie zadłużona. Inaczej nikt by nam już nic nie pożyczał. Trzeba wrócić do systemu planowania, to rząd musi rozstrzygać, co warto produkować, a co nie – dowodzi.

I sięgając po rozwiązania z wachlarza Donalda Trumpa, przekonuje, że konieczne jest wprowadzenie ceł, które pozwolą na odrodzenie francuskiego przemysłu. A uwagę, że to skończyłoby się zamknięciem rynków zagranicznych dla samej Francji, czwartego co do wielkości eksportera na świecie, zbywa wzruszeniem ramion.

– Mélenchon to jedyny polityk, który może zmienić ten kraj. W sondażach zawsze jest niedoszacowany. Ale jak przyjdzie do wyborów prezydenckich, sprawi nam niespodziankę – nie ma wątpliwości Hillaire. 

Z tego artykułu się dowiesz:

  • Jakie są wyzwania polityczne we Francji związane z Partią Socjalistyczną?
  • Dlaczego rynki finansowe uważnie obserwują proponowane zmiany budżetowe we Francji?
  • Co oznacza wprowadzenie podatku Zucmana dla najbogatszych Francuzów i jakie są argumenty za oraz przeciw?
  • Jakie zmiany społeczne i ekonomiczne są postulowane przez radykalną lewicę we Francji?
  • Dlaczego postać Jeana-Luca Mélenchona jest kluczowa w kontekście przyszłych wyborów we Francji?
Pozostało jeszcze 96% artykułu

Korespondencja z Paryża
Przyszłość kraju leży w rękach Partii Socjalistycznej. Ugrupowanie François Mitterranda i François Hollande'a, w którym wielką karierę polityczną zaczynał też Emmanuel Macron, jest dziś co prawda tylko bladym odbiciem dawnej wielkości: ma ledwie 66 posłów w 577-osobowym Zgromadzeniu Narodowym. Jednak bez jej poparcia, a przynajmniej wstrzymania się od głosu, nowy premier Sébastien Lecornu nie ma jak przepchnąć budżetu państwa na przyszły rok i w ogóle utrzymać (wciąż jeszcze nieukonstytuowanego) rządu. Jego blok liberalny nawet wsparty przez umiarkowanych konserwatywnych Republikanów nie ma większości w parlamencie.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Polityka
Francja aresztowała kapitana tankowca, z którego mogły startować drony latające nad Danią
Polityka
USA: Paraliż administracji trwa. Senat znów nie przełamał impasu
Polityka
Cięcia w niemieckim socjalu. „Praca musi się opłacać, a obecnie nie musi”
Polityka
„Der Spiegel”: Drony nad infrastrukturą krytyczną na północy Niemiec
Polityka
Filibuster, czyli jak Partia Demokratyczna sparaliżowała administrację Donalda Trumpa
Reklama
Reklama