– Francja to kraj ludzi szczęśliwych – powiedział 60 lat temu Jean-Luc Godard. Nawet jeśli słynny reżyser mówił to nieco ironicznie, w sumie brzmiało to wówczas całkiem sensownie. Rządzony zdecydowaną ręką de Gaulle’a kraj bez większego żalu pożegnał się ze swoim afrykańskim imperium, usprawnił instytucje polityczne, dołączył do grona mocarstw atomowych, zaczął snuć dalekosiężne plany odzyskania – w ścisłym sojuszu z Niemcami – supremacji w Europie. Po latach marazmu miał wreszcie swój cud gospodarczy: dogonił Niemcy i Wielką Brytanię pod względem PKB na głowę mieszkańca, modernizował się, budował lotniska i autostrady, wzmocnił walutę, stał się czwartą gospodarką świata. Wzrastał poziom życia, filmy Leloucha i Godarda podbijały kina całego świata, auta budziły podziw, Paryż na nowo błyszczał, przyszłość rysowała się w jasnych barwach.
Dlaczego dziś sprawy wyglądają aż tak źle? Francja przecież nadal należy do największych gospodarek świata, PKB na głowę mieszkańca niewiele ustępuje niemieckiemu i przewyższa brytyjski, a jakość życia wciąż może budzić zazdrość. Wzrost gospodarczy w ciągu minionego dwudziestolecia był słaby (średniorocznie tylko 1,1 proc.), ale nie odbiegał od tego, który odnotowały Niemcy, a przewyższał brytyjski i włoski. Macron twardo walczy z Trumpem na dominujące ściskanie ręki. A jednak Francuzi są głęboko sfrustrowani, a swoją frustrację dokumentują specyficznym trójpodziałem: z grubsza jedna trzecia społeczeństwa popiera radykalną prawicę, jedna trzecia lewicę, jedna trzecia liberalne prezydenckie centrum.
Owszem, Francja nie radziła sobie najlepiej z globalizacją, a większość społeczeństwa jest niechętna anglosaskiemu modelowi gospodarczemu, który zdominował w ciągu ostatnich dekad świat. Ale mimo wszystko wskaźniki gospodarcze nie wyjaśniają aż tak głębokiej frustracji. Skąd się ona bierze?
Zamiast na dane, lepiej spojrzeć na to, jak Francuzi oceniają sytuację swoją, swojego kraju i całej Europy. Choć według kwietniowego sondażu Eurobarometr niezadowolonych ze swojego życia jest tylko 11 proc. Francuzów, jednocześnie jednak aż 70 proc. uważa, że sprawy w kraju idą w złą stronę (najgorszy wynik w Unii), a tylko 11 proc. wierzy, że w ciągu roku coś się pod tym względem zmieni. Blisko połowa Francuzów nie ufa instytucjom Unii Europejskiej i wyraża pesymizm co do jej przyszłości – ale to drobiazg w porównaniu z tym, że aż 72 proc. nie ma zaufania do własnego rządu (gorzej jest tylko w Słowenii), a 85 proc. do własnych partii politycznych. Nic więc dziwnego, że połowa Francuzów deklaruje całkowity brak zainteresowania polityką (mniejsze zainteresowanie jest tylko w Portugalii).
W odniesieniu do sytuacji gospodarczej kraju, aż 76 proc. Francuzów uważa ją za złą (trzeci z najgorszych wyników w Unii); przodują też w pesymizmie dotyczącym perspektyw całej europejskiej gospodarki. Co ich martwi? Najbardziej rosnące koszty życia (choć Francja ma najniższą inflację w całej Europie), a także rosnący dług publiczny.