Obama jak na razie nie jest jeszcze prezydentem USA. Władze w Moskwie więc nieco się pospieszyły. To było jednak coś w rodzaju testu. Podczas kampanii wyborczej wiceprezydent Joe Biden zapowiedział, że jeśli Obama zostanie prezydentem, zostanie natychmiast poddany różnego rodzaju testom na siłę. Miedwiediew chciał więc sprawdzić Obamę. Ten nie zareagował. Jaką pozycję przyjmie wobec Rosji w przyszłości, też nie wiadomo. Nigdy nie wypowiadał się szczegółowo na ten temat. Mam wrażenie, że on tak naprawdę nie wie, jak ma się zachować. Na początku mówił, że będzie rozmawiał ze wszystkimi, między innymi z prezydentem Iranu. Potem, jak mu ktoś wytłumaczył, że to raczej nie daje efektów, zmienił zdanie. Teraz chce rozmawiać z Ahmadineżadem dopiero po osiągnięciu minimalnego porozumienia w ważnych kwestiach. Jak na razie także nie wiemy, kto zostanie jego ministrem spraw zagranicznych ani jego doradcą ds. bezpieczeństwa. Ale jestem gotów się założyć, że właśnie dlatego, że jest uważany za miękkiego prezydenta, okaże się prezydentem wyjątkowo twardym.
[b]Albo wyjątkowo złym...[/b]
Niektórzy się tego obawiają. Obama przypomina im Jimmy’ego Cartera. On też wszystkich słuchał, tylko że nie był w stanie podjąć żadnej decyzji. Ja myślę jednak, że przez pierwsze dwa lata kadencji jakoś sobie poradzi. Jak już mówiłem, to dobry menedżer. Potem jednak może być gorzej. To zależy od kryzysu finansowego i związanej z nim sytuacji gospodarczej w USA. Jeśli w ciągu tych dwóch lat nie znajdzie rozwiązania dla kryzysu, straci poparcie wyborców. Wiemy niestety z doświadczenia historycznego, że gdy prezydent USA usiłuje ratować kraj z kryzysu, to na ogół tylko pogarsza sytuację. Dwie pozostałe recesje w USA miały miejsce w 1930 i 1973 roku. W pierwszym przypadku prezydentem był Roosevelt, w drugim Nixon. W obu przypadkach ich interwencja pogłębiła kryzys. W 1930 z kryzysu zrobiła się długotrwała recesja z powodu idiotycznych manewrów Roosevelta, jak zamknięcie granic, zamrożenie płac itd. Kryzys w 1973 roku też zamienił się w głęboką recesję, bo Nixon zaczął drukować pieniądze, kreując inflację. Możemy mieć więc tylko nadzieję, że Obama tego nie zrobi. Ale na finansach zna się on jeszcze mniej niż na polityce międzynarodowej.
[b]Obama różni się od Busha jednak chociażby tym, że jest zwolennikiem dostępu do aborcji, legalizacji małżeństw homoseksualnych i badań nad komórkami macierzystymi... [/b]
W każdym razie tak mówi. Partia demokratyczna jest skupiskiem różnorodnych ludzi, o bardzo różnych poglądach. Zadaniem Obamy będzie podtrzymanie tej skomplikowanej koalicji. Będzie musiał podejmować działania, które nie wywołają sporów wewnątrz jego własnej partii. Mówienie o legalizacja związków homoseksualnych to w jego wykonaniu czysty populizm. Sam ma raczej konserwatywne poglądy w tej dziedzinie. On jest bardzo religijny, podobnie jak jego rodzina. Wątpię, by osobiście był zwolennikiem aborcji. Po prostu jest to cena, którą musi zapłacić za poparcie lewicowej części demokratów. Co jest pocieszające, to to, że ustawodawstwo w sprawie aborcji czy związków homoseksualnych zależy od władz stanowych oraz Sądu Najwyższego, a nie prezydenta. Myślę więc, że Obama będzie się starał w przyszłości omijać ten temat. Jest oczywiście możliwe, że nominuje skrajnie lewicowego sędziego do Sądu Najwyższego, by doprowadzić do liberalizacji prawa w tej dziedzinie. To są jednak tylko spekulacje. Moim zdaniem są to dla niego zbyt kontrowersyjne tematy, które mogą mu przysporzyć wielu wrogów. On jest na to zbyt ostrożny. Między innymi dlatego nie wypowiada się przeciwko karze śmierci. On dobrze wie, że jest prezydentem wszystkich Amerykanów, nie tylko czarnych liberałów, ale również białych konserwatystów.