Lekarz z Sącza ratuje Jana Karskiego

O północy kurier wyskoczył z okna szpitalnego parteru prosto w ramiona konspiratorów z ZWZ

Publikacja: 05.02.2011 00:01

Doktor Stanisław Stuchły (w pierwszym rzędzie, w środku) i jego żona Helena wśród pracowników szpita

Doktor Stanisław Stuchły (w pierwszym rzędzie, w środku) i jego żona Helena wśród pracowników szpitala w Nowym Sączu. Rok 1941 (fot. archiwum Janusza Stuchłego)

Foto: Archiwum

Red

Czekając na przejście ulewy, przystanęła w bramie. Obok dostrzegła starszego mężczyznę. Nigdy nie zwierzała się obcym, ale teraz szybko nawiązali kontakt. Okazało się, że on też spędził wojnę w Nowym Sączu.

– Mieszkaliśmy u brata mego męża. Wciąż obawialiśmy się Niemców – powiedziała.

– Proszę pani, nie trzeba się było bać – odpowiedział nieznajomy. – Dom doktora Stuchły był strzeżony dzień i noc.

Kobietą, która przystanęła w bramie wrocławskiej kamienicy, była moja babcia Irena Stuchly (to prawidłowa forma nazwiska o szwajcarskim rodowodzie. Oprócz jej męża pozostali krewni używali formy spolszczonej „Stuchły”). Wraz z dziadkiem Zbigniewem w 1944 roku musieli opuścić Lwów. Ich tułaczy szlak wiódł przez Nowy Sącz i Lublin aż do Wrocławia. To tu 20 lat po wojnie dosłownie na ulicy babcia spotkała kogoś, kto musiał dobrze wiedzieć, kim był w polskim podziemiu dr Stanisław Stuchły, w latach 1928 – 1944 dyrektor sądeckiego szpitala.

Drugi tajemniczy posłaniec pojawił się już na mojej własnej drodze. W maju 2007 r. wracałam przez Nowy Sącz z rajdu pieszego. Postanowiłam odwiedzić grób stryjecznego dziadka. Nie miałam pojęcia, gdzie go szukać. Upał i pustka. Biuro cmentarne zamknięte. W alejkach jeden jedyny człowiek. – Doktor Stuchły, chirurg? Operował mnie na ślepą kiszkę. Miał dwóch synów. Jego żona też była lekarzem, prawda? Nieznajomy nie umiał wskazać grobu, ale spotkanie to potraktowałam jako znak i zachętę do dalszych poszukiwań.

[srodtytul]Asystenci Rydygiera i Weigla[/srodtytul]

Moi kochani, może to już nasze ostatnie wspólne święta… – powiedział Michał Stuchły przy wigilijnym stole we Lwowie w 1913 roku. I były ostatnie.

Z siedmiorga obecnych wtedy dzieci Julii i Michała, maszynisty kolejowego, do domu nie wrócił po wojnie Jerzy Gabriel pseud. Jerzy Tarnawski, student prawa. Był żołnierzem Legionu Wschodniego i delegatem Polskiego Komitetu Wojennego w Rosji na Okręg Chabarowski w Chabarowsku nad Amurem. Ostatnią kartkę przysłał na początku lat 20. z Japonii. Pisał, że zarobił trochę pieniędzy i wraca do domu lądem, przez Sowiety. Zaginął bez wieści.

Boże Narodzenie 1914 r. spędzi w okopach również najstarszy z rodzeństwa. Urodzony w 1888 roku Stanisław Jakub Stuchły jest absolwentem Uniwersytetu Lwowskiego, asystentem wybitnego lekarza prof. Ludwika Rydygiera i chirurgiem wojskowym. Członek „Sokoła” i Polskiej Niepodległościowej Organizacji Wojskowej, następnie żołnierz armii austriackiej, a od 1918 żołnierz WP. W obronie Lwowa uczestniczy razem z przyszłą żoną. Młodsza o dziesięć lat Helena Miszel (Mischel), Żydówka – polska patriotka, także niebawem ukończy medycynę. Będzie okulistką.

Od 1919 r. Stanisław pracuje kolejno w szpitalu w Przemyślu, Stryju, we Lwowie i w Żółkwi, głównie na stanowiskach ordynatorskich i kierowniczych. Z wojska odchodzi w 1921 r. w stopniu majora. W 1928 r. osiada w Nowym Sączu jako dyrektor szpitala. Oboje z Heleną będą zasłużeni dla placówki. On jako chirurg i ginekolog-położnik, ona jako okulistka. Zmarły w grudniu 2010 prof. Jan Słowikowski, wykładowca wrocławskiej Akademii Medycznej, pisał: „Szpital miał bardzo dobrą opinię, cieszył się wielkim autorytetem i szacunkiem społeczeństwa. Dyrektor miał nienaganną opinię jako bardzo sumienny człowiek, dbały o chorych, wspaniale ogólnie wykształcony lekarz, a w szczególności wybitnie manualnie utalentowany chirurg, przy tym mający ogromne doświadczenie”. Natomiast Zbigniew Stuchly kończy na Uniwersytecie Jana Kazimierza biologię i zaczyna pracę w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym jako asystent profesora Rudolfa Weigla.

We wrześniu 1939 doktor Stanisław Stuchły zostaje zmobilizowany i bierze udział w wojnie w stopniu majora. Dostaje się do niewoli sowieckiej, z której ucieka. Wraca do Sącza zajętego już przez Niemców. Zachowuje posadę dyrektora, prawdopodobnie ze względu na to, że świetnie zna język niemiecki. Jak potwierdza Eugeniusz Konstanty, prezes koła Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Nowym Sączu, od początku jest zaangażowany w sądecką konspirację. Ostrzega przed zasadzkami, leczy. Dopóki może, pomocy medycznej udziela partyzantom dr Helena Stuchłowa, świetna lekarka i bardzo energiczna osoba. Wysoki rangą oficer niemiecki ostrzega doktora przed grożącym jej aresztowaniem. W 1941 roku Helena Stuchły musi zacząć się ukrywać. Pomagają jej szarytki i niepokalanki. Wreszcie Stanisław Stuchły umieszcza żonę u siostry w Warszawie. Podróż Heleny zorganizował o. Antoni Kuśmierz, rektor kolegium jezuickiego w Nowym Sączu. Jeden z jezuitow, bardzo aktywnych w konspiracji pojechał z Heleną pociągiem. Maria Stuchły-Nowicka i jej mąż Walery przyjęli ją w swoim mieszkaniu w kamienicy na rogu Narbutta i Opoczyńskiej, gdzie na parterze znajdował się posterunek wojskowy. Helena przeżyje wojnę. Ale we lwowskim getcie straci oboje rodziców.

[srodtytul]Tajna służba[/srodtytul]

Szpital i służbowe mieszkanie doktora przy ul. Młyńskiej 3 (obecnie siedziba dyrekcji) są ośrodkiem konspiracji. To tu zgłaszają się partyzanci, otrzymując porady lekarskie i podstawowe środki medyczne. – A w razie potrzeby – potwierdza Maryna Zubek, żona Juliana Zubka „Tatara”, a krewna Stuchłego – pozostają na leczeniu. Młodszy syn doktora zapamiętał, że dla bezpieczeństwa ojciec zabierał dzieci na noc do szpitala. – Nie wiedzieliśmy jednak – tłumaczy Janusz Stuchły – że w tym czasie w części zamieszkanej przez siostry szarytki (pracujące jako pielęgniarki) operuje rannych polskich partyzantów. Ocalił w ten sposób wiele istnień ludzkich.

Za dnia Stanisław Stuchły pracował w „świeckiej” części budynku. Przy operacjach, które przeprowadzał na Niemcach, asystowali często uzbrojeni hitlerowcy. – Patrzyli uważnie – mówi Janusz Stuchły – czy ojciec „dobrze pracuje”. Pozostawał wciąż pod nieludzką presją. „Trzymam się jak spróchniały dąb” – pisał w liście do brata. W 1940 roku w kierowanym przez niego szpitalu rozegra się akcja uwolnienia Jana Karskiego, bohaterskiego kuriera, który doniósł światu o Zagładzie Żydów.

Karskiego aresztowało na Słowacji gestapo, gdy podążał z meldunkiem szlakiem kurierskim w stronę Budapesztu. W celi aresztu w Kapusanach podciął sobie żyły, ale Niemcy chcieli go mieć żywego i przewieźli do szpitala w Sączu, gdzie miało go pilnować dwóch policjantów. O pacjenta-więźnia troszczył się dr Jan Słowikowski, członek ZWZ. To on przekazał wiadomość do Inspektoratu ZWZ Nowy Sącz. Zapadła decyzja, by odbić kuriera.

Akcję pod kryptonimem „S” przygotowała i przeprowadziła w lipcu grupa pod dowództwem podch. Zbigniewa Rysia w składzie: Jan Słowikowski, policjant Józef Laskowik (ojciec Zenona, znanego satyryka),

por. Karol Głód, mgr Tadeusz Szafran, Józef Jennet i łączniczka Zofia Rysiówna, siostra Zbigniewa (później wybitna aktorka).

O północy Karski osłaniany przez Jana Słowikowskiego wyskoczył z okna szpitalnego parteru prosto w ramiona ludzi z ZWZ. Ci zaprowadzili go do kajaka, którym rzeką zawieźli do Marcinkowic. Tam Karski pod opieką Jacka Morawskiego i Feliksa Widła doszedł do zdrowia. Był uratowany.

Jak podaje Józef Bieniek, „po ucieczce Karskiego połowa personelu w sądeckim szpitalu została aresztowana i pobita w śledztwie, a następnie zwolniona, gdyż dochodzenia niczego nie ujawniły”. Karski pisał potem: „Gdyby nie doktor Jan Słowikowski, nie byłoby późniejszego emisariusza Jana Karskiego, bowiem nigdy nie dożyłby swojej misji z 1942 roku”. – I gdyby dyrektor Stuchły nie osłaniał tej akcji, wszyscy oni by wpadli – dodają zgodnie sądeczanie. Profesor Jan Słowikowski wspominał, jak dziewięć miesięcy po akcji w drodze do pracy spotkał dyrektora: „Absolutnie nie wolno ci wracać do szpitala – ostrzegał dr Stuchły – wczoraj aresztowali Zofię Rysiównę (w Warszawie. I dyrektor już o tym wiedział! – A.S.). Już szukają ciebie. Musisz zniknąć”. Słowikowski wyjechał z Sącza. Inni uczestnicy akcji wraz z rodzinami przypłacili akcję więzieniem i obozem koncentracyjnym. Niewielu przeżyło. 21 sierpnia 1941 w Biegonicach w odwecie za Karskiego Niemcy rozstrzelali z karabinu maszynowego 32 zakładników, w tym Teodora Słowikowskiego, brata Jana. Zofia Rysiówna spędziła cztery lata w KL Ravensbrück. Okrutnego dzieła dokończyła Armia Czerwona, gdy zimą 1945 wyparła Niemców z miasta: Józef Laskowik jako jeden z „bandytów” został zesłany na Syberię.

[srodtytul]Dom, czyli skrzynka kontaktowa[/srodtytul]

Stanisław cały czas pomaga Zbigniewowi, który ma dwoje małych dzieci, przesyłając mu do Lwowa paczki z żywnością. Zbyszek pracuje w tajnym nauczaniu. Jako jeden z posłańców profesora Weigla dostarcza szczepionkę przeciwko tyfusowi do lwowskiego getta. Mieszka przy ul. Małachowskiego. Nad ranem 4 lipca 1941 r. budzą go strzały. Przez okno widzi grupę cywilów i uzbrojonych żołnierzy w niemieckich mundurach polowych. Na Wzgórzach Wuleckich zginęli tamtego dnia wybitni naukowcy, m. in.: Tadeusz Ostrowski, Antoni Cieszyński, Roman Longchamps de Bérier, Włodzimierz Stożek. Razem z członkami rodzin 40 osób. Mord, który nazwano kaźnią profesorów lwowskich, Zbigniew będzie miał przed oczami do końca swoich dni.

Wiosną 1944 r. Irena i Zbigniew opuszczają Kresy. Zamieszkują w prywatnym mieszkaniu Stanisława przy ul. Jagiellońskiej 34 w Nowym Sączu. Codziennie w kuchni przygotowywano i wynoszono „nie wiadomo dokąd” kosz z żywnością. Irena zapamiętała ponadto pewnego człowieka, który całymi dniami wystawał w tym samym miejscu, w bramie, i bacznie obserwował otoczenie. Czasem witał się z kimś, ale nigdy nie wchodził do domu. Jak mówi rodzinny przekaz, był to prawnik nazwiskiem Reguła. To jemu przekazywano ów kosz. Prawdopodobnie był łącznikiem doktora z komórką Armii Krajowej. W monografii „Wojna i okupacja na Podkarpaciu i Podhalu: na obszarze Inspektoratu ZWZ-AK Nowy Sącz, 1939 – 1945” (red. G. Mazur i inni) znajduje się informacja, że w latach 1943 – 1944 przy ul. Jagiellońskiej 34 istniała w zakładzie zegarmistrzowskim Antoniego Barbackiego skrzynka kontaktowa AK. Domownicy domyślali się, że dzieją się rzeczy ważne, i modlili gorąco, by nie wkroczyło gestapo.

[srodtytul]Kim był w podziemiu?[/srodtytul]

Dyrektor tylko nieoficjalnie „mógł nie wiedzieć”, co się dzieje. Naturalnie wiedział o wszystkim, ale chronił szpital – tłumaczy Maryna Zubek. Czuwał z ukrycia. Na początku wojny do obozu jenieckiego pod Wiedniem trafił jego kolega dr Stanisław Bogusz. Został zwolniony i odesłany do szpitala w Sączu, gdzie brakowało lekarzy. I on także działał w podziemiu. – Prawdopodobnie, choć nie mam dowodów formalnych, to dyrektor Stuchły starał się o jego zwolnienie przez Heinricha Hamanna, dowódcę gestapo w Sączu – mówi doc. Jerzy Bogusz, brat Stanisława, emerytowany pracownik Politechniki Krakowskiej, a wtedy żołnierz podziemia. W ocenie sądeczan Hamann bardzo liczył się z dr. Stuchłym. – Niewykluczone, że dyrektor miał też udział w zwolnieniu mnie w 1942 roku z KL Auschwitz – dodaje doc. Bogusz, który trafił do obozu w słynnym pierwszym transporcie.

Zbigniew Stuchly przekazał dzieciom, że któregoś dnia, w lipcu 1944 r., brat powiedział mu o planowanej na Sądecczyźnie akcji zbrojnej, w której miał wziąć udział. Pytał, czy w razie jego śmierci obejmie funkcję komendanta w Nowym Sączu. Wyjawił, że jest członkiem Delegatury Rządu na Kraj. Zbigniew przyjął propozycję: jako oficer rezerwy miał doświadczenie w dowodzeniu. Oznaczonej nocy czuwał. Słyszał strzały w górach, które jednak stopniowo się oddalały, aż umilkły. Uznał, że plan się nie udał.

[srodtytul]Spowiedź życia[/srodtytul]

Na grobie doktora Stuchłego widneje rok 1945, ale to błędna data. Stanisław Stuchły zmarł we wrześniu 1944 – nie doczekał odejścia Niemców. Cierpiał na wrzody żołądka, ale nie chciał poddać się operacji, która byłaby jedynym ratunkiem. Choroba zaostrzyła się, gdy w Warszawie wybuchło powstanie i stracił kontakt z żoną. Zasłabł w drodze do pracy. W szpitalu zdiagnozowano perforację wrzodu i zakażenie. Wezwany z Krakowa wybitny chirurg, a zarazem bliski współpracownik kierownika Wydziału Zdrowia Okręgowej Delegatury Rządu prof. Jan Glatzel stwierdził, że na zabieg jest już za późno. „Nie spędzałem płodów ludzkich... Nie składałem mego podpisu pod wyrokami śmierci…” – to słowa spowiedzi lekarza i oficera, które powtórzył rodzinie ksiądz. Fotografie z pogrzebu ukazują uroczysty pochód: szeregi sądeczan, zakonnic i księży z biskupem na czele.

Późną jesienią 1944 roku jedno z dzieci zgubiło list zaadresowany do matki. Wkrótce do drzwi mieszkania Stanisława Stuchłego zapukał podejrzany typ. Zażądał rozmowy. „Po doktorze zostały cenne rzeczy. Radzę wam się zastanowić…”. Przychodził tak kilka razy. Dla rodziny było jasne, o co chodzi. Zbyszek opowiedział o tym ojcom jezuitom. Wreszcie któregoś dnia w pobliskiej bramie znaleziono zastrzelonego mężczyznę. Ojciec Antoni Kuśmierz potwierdził potem, że to AK wykonała wyrok na konfidencie.

Gdy wojna się skończyła, do domu wróciła dr Helena Stuchłowa. Zbyszek rozpoczął pracę jako nauczyciel biologii w szkole im. Królowej Jadwigi. Rok później przenieśli się wraz z Ireną do Lublina, a stamtąd na Śląsk.

Właśnie tą wojenną historią podzieliła się babcia z nieznajomym.

[i]Dziękuję Stowarzyszeniu Partnerstwo dla Ziemi Sądeckiej, lekarzom i siostrom niepokalankom z Nowego Sącza, dzięki którym mógł powstać ten artykuł. Korzystałam m.in. z prac „Małopolski słownik biograficzny uczestników działań niepodległościowych: 1939 – 1956”, „Burza w Polsce południowej”, „Wojna i okupacja na Podkarpaciu i Podhalu: na obszarze Inspektoratu ZWZ-AK Nowy Sącz, 1939-1945”, „Sądeczanina” i „Rocznika sąddckiego” [/i]

Czekając na przejście ulewy, przystanęła w bramie. Obok dostrzegła starszego mężczyznę. Nigdy nie zwierzała się obcym, ale teraz szybko nawiązali kontakt. Okazało się, że on też spędził wojnę w Nowym Sączu.

– Mieszkaliśmy u brata mego męża. Wciąż obawialiśmy się Niemców – powiedziała.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą