Nosiła, ale w pewnym momencie doszła do wniosku, że taka nazwa nic nikomu nie mówi, i sięgnęła po historyczny szyld, popularyzowany latami przez licznych tytanów debaty publicznej, na czele z propagandystami PRL i Czesławem Miłoszem.
Oczywiście ONR spopularyzowany został jako symbol zła. Skromną liczebnie organizację (w całym kraju raptem parę tysięcy, cóż to w porównaniu z takim na przykład żydowskim Betarem, równie urzeczonym wzorcami faszyzmu, a dziesięciokrotnie liczniejszym) wykreowano na jakąś złowrogą potęgę, na „polskich faszystów", cynicznie przy tym i nikczemnie utożsamiając propagandowo włoski faszyzm z nazizmem, a więc i polskich endeków z hitlerowcami. Groźne, ciemne widmo ONR miało usprawiedliwiać wszystko – i „wypaczenia" stalinizmu, i kolaborację lewicujących elit z sowieckim okupantem, wedle formuły Marii Dąbrowskiej „wszystko lepsze od tego endeckiego ciemnogrodu".
A kiedy już intelektualne salony nabrały odwagi i chęci, żeby się zacząć na KC PZPR trochę dąsać, i ten dąs skorzystał z formuły podsuniętej z kolei przez wspomnianego już Miłosza, wyrzucając PZPR właśnie rzekome dziedzictwo ONR. Że, znowu, komunizm czysty Marksa, Lenina i Trockiego rzecz wspaniała, a całe zło w tym odchyleniu moczarowsko-przetakiewiczowskim...
Sam nie mam wobec historycznego ONR (współczesna organizacja o takiej nazwie to inny zupełnie temat) czystego sumienia, bo też tej czarnej legendzie uległem, pisząc w którejś z książek o „głupich pałkarzach". Otóż pałkarzami ONR-owcy faktycznie bywali, ale za „głupich" muszę przeprosić.
Sprawiło to dwóch historyków, których pracę, skoro już wywarła na mnie taki wpływ, pragnę tu państwa uwadze polecić. Jest to książka „Życie i śmierć dla Narodu – antologia myśli narodowo-radykalnej z lat 30. XX wieku". Tytuł przyciężki, ale prace historyczne takie właśnie tytuły zwykle mają, a polecany tu tom Arkadiusza Mellera i Patryka Tomaszewskiego nie jest opracowaniem popularnym, tylko dokładnie tym właśnie, co tytuł określa. Obaj historycy zebrali pieczołowicie najbardziej charakterystyczne wystąpienia polityków, ideologów oraz publicystów związanych z ruchem radykalno-narodowym, uporządkowali je i – co u historyków szczególnie cenne i rzadkie – powstrzymali się od komentarza, poprzestając na rzeczowym, przede wszystkim faktograficznym wprowadzeniu.
Tym samym każdy – no, może każdy, kto dysponuje podstawową wiedzą historyczną, wymaganą na egzaminie dojrzałości – sam może sobie wyrobić zdanie o tej części endeckiej tradycji. Autorzy wyboru niczego nie retuszują, nie upiększają. Inna sprawa, że, jak pokazują doświadczenia innych historyków, sam fakt, iż nie uprawiają też metody ilustrowania jedynie słusznych tez historyczną wycinanką, może wystarczyć do rozpętania przeciw nim nagonki.