Może już nie w formie robotniczych spędów ani uroczystych akademii z obowiązkowym wykonem Międzynarodówki, sztandarami i poezją Broniewskiego, ale ot tak, wpisać do kalendarza, by towarzyszom było sympatyczniej na starość. Przecież tęsknią za tym świętem. Tęsknią z całych sił. Mogliby przy jego okazji wypić trochę gorzały, zjeść pączki albo śledzia z gazety, jak za dawnych czasów, rozdać sobie odznaki albo pozyskać od prezydenta order. Fajniej by było celebrować rocznicę Generała. Fajniej inne rocznice. Wygłaszać (wciąż na stojąco) referat o tym, co to socjalizm dał ojczyźnie; a to reformę rolną, a to elektryfikację, no i pomógł w zwalczeniu analfabetyzmu!!!
Komuż to może przeszkadzać? Że Polska niby odcięła sobie w Wikipedii przymiotnik „ludowa"? Gdzie tam. W Wikipedii i w oficjalnych papierach może i tak, ale to przecież jedna wielka zmyła. Generałów nie osądzono. Listę Rokity skompromitowano. W mamrze wylądowali tylko nieudacznicy, a prawdziwi towarzysze, ci najbardziej cwani gdzie? No wiadomo gdzie. Część w parlamencie. Część w ministerstwach. Część pożywia się kuchnią karaibską na Bahamach i Florydzie. Towarzysz Przywieczerski Dariusz gdzie na przykład? Członek PZPR od matury do rozwiązania. Sprywatyzował sobie zgrabnie Uniwersal, a potem go udanie zbankrutował. Poszukiwany (ha, ha!!!) listem gończym. No gdzie? Długo nie było wiadomo, a dziś już wiadomo. U Baracka Obamy, w USA na wikcie, pod ochroną tak doskonałą, że o ekstradycji koledzy Polaczkowie zapomnijcie na dobre. Czy on taki jeden? Ano nie. Wielu towarzyszy śladem prezesa Darka w podobnych regionach z polskim paszportem lub bez, nie ma znaczenia. A towarzysze prezesa Dariusza ze służb? Robią własne biznesy najczęściej pod czułym okiem kolegów rozsianych po urzędach i ministerstwach, instytucjach publicznych, sądach i arbitrażach.
Jest bezpiecznie, rzec można, i bardzo peerelowo. Co nagrabiła komuna, to wciąż – zazwyczaj – całkiem bezpieczne. Dekretu Bieruta nie unieważniono. Reprywatyzacja? Ciągnie się jak sparciała guma od majtek, a kolejne generacje byłych właścicieli żebrzą w sądach o więcej łaski. Pyjas wciąż spadł po pijanemu ze schodów, a Wądołowski umarł na serce po samodzielnym obiciu sobie gęby w komisariacie. Zamordowany w Warszawie Grzegorz Przemyk niewart sejmowej uchwały, a generał Kiszczak zbyt słaby, by chciało mu się podnieść z leżaka na Mazurach i pofatygować do sądu. Zresztą, w jakiej sprawie? Wszak naród cały niemal przekonany, że stan wojenny był dla skłóconej ojczyzny jedynym ratunkiem i generałów należy za niego stawiać w ołtarze, a nie krytykować. Tylko niepotrzebnie zabrnęli w ten cholerny „okrągły stół".
Trzeba było ostrożniej, powoli przejmować ten mająteczek, bez strat niepotrzebnych. Jak w Chile. A potem hop do NATO, Unii Europejskiej, Sekuła na premiera, Siwak na prezydenta i nic z rąk by nie wypadło. Trochę w sumie żal, że nie powtórzono nad Wisłą modelu znad Dniepru czy Wołgi. Wystawić młodych towarzyszy z ZSMP. Powierzyć im majątek narodowy, a samemu osadzić się na stołkach menedżerów, deputowanych i generałów. Postawić dobrego prezydenta. Wiatr Sławomir byłby dobry. Pilnowałby i dbał o imponderabilia. Socjalistyczne i europejskie, czyli duchowe. No i materialne, a jakże. Więc o co chodzi z tym kwestionowaniem prawa do święta 22 lipca? Jest ciągłość? Jest. Ktoś się buntuje? Ciemnogród i kretyni. Premierem trzeba być wszystkich Polaków, bez wyjątku. Prezydentem? Tym bardziej. Odznaczać i jednych, i drugich na równi. Wszak Polska to wspólna jest sprawa. Poza tym wstyd straszny wypominać towarzyszom przeszłość, ciągnąć starców po sądach, męczyć, wyciągać z ogródków działkowych, zakłócać emeryturę. To tylko starsi ludzie. A system? Sam się naprawi. A więc co z tym 22 lipca? W imieniu nas wszystkich, światłych i nowoczesnych Polaków z Zygmuntem Baumanem na czele i sztandarze, apeluję do posłów: przywróćcie. I dzień wolny na dodatek. Postawicie kropkę nad „i".