Rozpisany na dziesięć części tzw. cykl pittsburski dramaturga Augusta Wilsona (1945–2005) to kronika życia Afroamerykanów. Akcja każdej ze sztuk rozgrywa się w innej dekadzie i skupia na doświadczeniach czarnych społeczności. Dwie z nich zostały niedawno zekranizowane: osadzona w erze jazzu „Ma Rainey: Matka bluesa” (2020) oraz toczące się w epoce prezydenta Eisenhowera „Płoty” (2016).
„Lekcja gry na pianinie” debiutującego za kamerą Malcolma Washingtona (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa; to syn słynnego aktora) jest drugą – po wersji Lloyda Richardsa z 1995 r. – adaptacją czwartej odsłony zbioru (nagrodzonej Pulitzerem), tym razem kierującą uwagę na lata 30., a więc dobę wielkiego kryzysu. Stojące w domu Doakera (Samuel L. Jackson) pianino jest niczym kapsuła czasu przywołująca pamięć o niewolniczej przeszłości rodziny. Nic zatem dziwnego, że gdy Boy Willie (John David Washington), bratanek mężczyzny, chce sprzedać instrument, a za zarobione pieniądze kupić ziemię należącą do dawnych ciemiężycieli, pomysłowi sprzeciwia się jego siostra Berniece (Danielle Deadwyler), która traktuje przedmiot jako nić łączącą ją z przodkami.
Czytaj więcej
Ally Pankiw w „Żarty się skończyły” przygląda się, jak ból bohaterki wpływa na jej proces twórczy.
Dwa skrajnie różne podejścia do sprawy generują konflikt pomiędzy rodzeństwem, któremu młody Washington przygląda się z ogromną ciekawością i energią (genialna sekwencja śpiewu a cappella i równie świetny, utrzymany niemal w estetyce horroru finał), zastanawiając się przy tym nad historycznym dziedzictwem czarnych Amerykanów, zbudowanym w znacznej mierze na przekazywanej z pokolenia na pokolenie traumie.
Rafał Glapiak, Mocnepunkty.pl