Została potęga smaku

Powieść Bronisława Wildsteina może mieć podobny skutek jak jego lista. Ale pisarz, w przeciwieństwie do publicysty, nie wypełnił planu arcydzieła

Publikacja: 07.06.2008 02:15

Została potęga smaku

Foto: Rzeczpospolita

Powieść „Dolina nicości” utrwala mit założycielski III Rzeczypospolitej, jako tworu ludzi rozumnych – wbrew woli autora. Bronisław Wildstein nie daje alternatywy politycznej ani metafizycznej dla ugody z ubecją. Pozostaje oburzenie i współczucie dla ofiar. Czytelnik zaczyna się bać nie tylko o losy kraju, lecz także o siebie. „Oni” dalej wszystko mogą, jeśli zachowają pozory. Taki warunek stawia im bohater opozycji antykomunistycznej, a dzisiaj inżynier wielkiego zaprzaństwa i gwarant układu. Powieść może mieć podobny skutek jak lista Wildsteina. Jest książką z kluczem, zaś klucz tak dobrze pasuje do zamka, że każdy może otworzyć drzwi za kulisy i krzyknąć ze zgrozy.

Popieram publicystę, ale zdradzam pisarza, bo widzę, że nie wykonał planu arcydzieła. Chce sfabularyzować teologię zdrady, jednak – sądząc z powieści – należy do teologów małowiernych. Nie spotkał się z żywym Bogiem „Abrahama, Dawida, Jakuba” ani z Chrystusem. Walczy o rząd dusz formami religijnymi, lecz nie umie ich wypełnić treścią. Sam tytuł książki wyznaje niewiarę. Nasza dolina nie jest ciemna, jak w 23. psalmie Dawida, a pusta.

Rzuca się w oczy brak antagonisty. Co należało robić w 1989 roku? Wiedział to protagonista Michał Bogatyrowicz, twórca kompromisu z komunistami, patron esbeków i redaktor najważniejszej gazety w kraju. Gmach redakcji jest szklaną menażerią skupiającą „towarzystwo” pamiętne z afery Rywina, gdzie króluje jako samiec alfa. Nie ma godnego siebie przeciwnika. To wymowne przeoczenie, bo w rzeczywistości ma antagonistę. Niechby w powieści nazywali się Romulus i Remus, głosząc alternatywę dla Bogatyrowicza. Niechby mieli za narzędzie działania dużą partię i do pomocy radio katolickie. Co szkodziło wprowadzić ich do akcji? Albo autor uważa ich idee za błahe, albo nie znosi silniejszych od siebie sprzymierzeńców. Mimowolnie przyznaje rację Bogatyrowiczowi, którego skądinąd chce skompromitować. Skoro nie ma alternatywy dla jego projektu Polski, to musi być, jak jest.

Antagonistą zaprzańca jest nieobecny wprost demaskator Wildstein. Nie umieścił w fabule podobnej sobie postaci, unikając porównania losów. Menażeria Bogatyrowicza stoi bowiem na solidnym gruncie. To cele więzienne, gdzie spędził wiele lat za walkę z komuną. Bez legendy kajdaniarskiej jego siła byłaby znikoma. Autor nie ma takiej legendy, a nie chce braku stawiać nam przed oczy.

Zdaniem Wildsteina transformację ustrojową wymyśliła i wykonała esbecja, wykorzystując entuzjazm mas kontrolowany przez agentów. Jednak nie wyciąga wniosku, że nader bystry Bogatyrowicz musiał podejrzewać, czy aby strażnicy nie hodują go na bohatera. Tym unikiem pozbawił się najciekawszego wątku – przemiany bohatera w szulera. Literatura jest wielka, gdy demistyfikuje albo przeciwnie – mit tworzy. Nie może być nieśmiała: trochę demaskatorska, a trochę mityczna. (Uwaga! Oceniam fikcję literacką, a nie realny pierwowzór Bogatyrowicza, na którego temat nie mam dostatecznej wiedzy).

Ewangelia Judasza

Konserwatysta Wildstein wie, że ład społeczny powinien być oparty na Piśmie. Opiera więc układ III Rzeczypospolitej na Ewangelii Judasza. Tak interpretuje fakt wydania tego apokryfu. Chodziło o to, żeby zdrajca Chrystusa był niewinny. Bóg zdecydował zdradę, aby doszło do ukrzyżowania i zbawienia. Niejaki Return, gwiazdor publicystyki relatywizującej, wywodzi, że ktoś musiał wziąć na siebie ten ciężar. Jednak jego argumenty w obronie Judasza wcale nie zostały obalone w powieści! I nie ma tu projektu innej Polski niż III Rzeczpospolita. Dlatego oparcie III RP na Ewangelii Judasza stanowi oskarżenie efektowne, lecz niesprawiedliwe. Najpierw trzeba wykazać, że układy Bogatyrowicza z ubecją z roku 1980 były zbędne, zanim się go potępi jako wcielenie archetypu zdrajcy.

Ewangelii zdrady bardziej potrzebuje Return z powodów osobistych, bo wydał przyjaciela na mękę. Apokryf uwalnia go od winy. Przy okazji ułatwia mu pracę nad zmianą obyczajów, podważając sens odpowiedzialności i wszelkich konwencji. Jego lewacki program postępu ma źródło w nieczystym sumieniu. TW „Żak” został tym sposobem trafiony i zatopiony, ale nie pogrążył ze sobą nowej lewicy. Jej program stwarza człowieka wykorzenionego, gdyż takiego potrzebuje cywilizacja techniczna. Autor zbywa to jako import z Zachodu cwanego młodzika. A przecież wszystkie ideologie w Polsce pochodzą z importu i jednak pasują po poprawkach. Zamiast szydzić, należało stworzyć ideał dostatniego życia cnotliwego i sprawdzić na modelu świata w powieści, czy wytrzyma pokusy wolności.

Powieść ociera się o wielkość wątkiem Daniela Struny złamanego przez esbecję. Niestety Wildstein, samiec alfa, zwalnia się z wczucia w rolę mężczyzny upodlonego aż do seksualno-religijnej podstawy swego bytu. Daniel mógł się stać albo sukubem diabła, albo człowiekiem wydrążonym, albo świętym męczennikiem. Kim jest, nie dowiemy się z wierszy cwela, ponieważ ich nie znamy. Szkoda. Krzywda Daniela jest mocniejszym oskarżeniem III RP niż pląsy wokół Ewangelii Judasza.

Wielka literatura karmi się bezwstydem, lecz autora tak zażenują przejścia poety w celi, że je opisuje w pośredniej formie opowieści ofiary. Natomiast stosunki mężczyzn z kobietami opowiada wprost jako wszechwiedzący narrator. Seks wypełnia tu miejsce po religii. Formy religijne, jak psalmy cwela, powinny nabrać więc psychoseksualnej treści, a dobre kopulacje zyskać metafizyczny sens źródła odrodzenia duszy, jak przystało na powieść teologiczną o naszych czasach.

Czemu Daniel uzupełnił swój psałterz do 149 wierszy, a nie 150? Jak rozumiem, ostatni psalm Dawidowy jest pochwałą Pana, na którą nie zasłużył, jako nieobecny w III RP. Za to psalm 149 zapowiada pomstę na wrogach ludu wybranego. Z zakończenia wynika, że ludem wybranym jest… oświecony proletariat. On „posadzi dostojników w żelazne okowy/ aby wykonać na nich wyrok zapisany” podaję za przekładem Miłosza. Nie wiadomo wszakże, jaki pomysł zdobycia władzy umożliwi sadzanie i zakuwanie. To tylko czcza pogróżka ukryta w zakończeniu.

Felix culpa

Powieść stawia czytelnikowi pytanie, jak zachowałby się w czas próby. Byłem za granicą, gdy salon warszawski rozdawał desery z Okrągłego Stołu. Emigracja okazała się moją felix culpa, winą szczęśliwą. Będąc na miejscu, dostałbym okruch tortu i może stałbym się dzisiaj bezideowym wrakiem. Wszak Herbert ostrzegał: „gdyby tylko lepiej nas kuszono”. Szanuję więc autora za niezłomność, ale nie gardzę sprzedawczykiem, ambicjonerem, pożytecznym idiotą. Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono.

„Dolina nicości” jest wydarzeniem raczej politycznym. To rozległy fresk po części znany z gazet i niedopracowany, chociaż w wielu miejscach głęboko przeżyty. Obala fasadę, lecz nie ukazuje metafizyki świata. Wrażenie nicości osiąga się zwykle przez kontrast pełni. Byliby to ludzie serio wierzący w Boga i zarazem w Polskę, lecz nie ma ich w powieści. Tu dobrzy księża tylko deklarują wiarę, gdyż autor nie przekazuje nam ich żarliwości. Niechby chociaż objawił się diabeł, jak w prawdziwym arcydziele teologii politycznej, „Doktorze Faustusie”!

Dla Wildsteina formy religii są puste. To jego wina szczęśliwa, że ukazał, jak daleko przez pół wieku od powieści Manna zaszła erozja metafizyki. Kiedy Bóg umarł i diabeł, umiera też ojczyzna, jaką znamy, cóż nam pozostaje? Potęga smaku, czyli konserwatyzm. Ile wytrzyma bez oparcia na wierze?

Maciej Urbanowski o „Dolinie nicości”: Literatura polska nie opisała jeszcze tak beznamiętnie, a zarazem wstrząsająco „duszy” agenta bezpieki. „Dolina Nicości” bliska jest duchowi „Przedwiośnia” Żeromskiego ze względu na wspólny im gest angażowania się w polską rzeczywistość i odwagę mówienia „prawd niemiłych” o Polsce („Plus Minus”, 24 – 25 maja)

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał