Dekalog przełożony na sytuacje i dylematy praktyki politycznej

Polityka, której jedynym celem jest skuteczność, z pewnością tę skuteczność utraci

Publikacja: 05.02.2011 00:01

Dekalog przełożony na sytuacje i dylematy praktyki politycznej

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Red

Nie wierzę w istnienie „etyki politycznej”, lecz jedynie w „etykę w polityce”. Chrześcijański polityk bowiem, jak każdy chrześcijanin, powinien rozstrzygać dylematy zgodnie z sumieniem w oparciu o zapisane w Ewangelii wartości.

Cóż więc specyfikuje polityka? Wyłącznie jego profesja. Tak jak pracownik stacji benzynowej narażony jest na pokusę rozcieńczania paliwa, jak ksiądz grzeszy, jeżeli nie przygotowuje się do kazań, a lekarz nieetycznie postępuje, uzależniając opiekę nad pacjentem od dołączonej koperty, tak polityk posiada specyficzne jego zajęciu pokusy, a także specyficzne zaniechania oraz działania.

Dlatego można przyjrzeć się pokusom, zagrożeniom i problemom, które stają przed politykami, w świetle zasad jeszcze powszechniej uznawanych niż Ewangelia, w świetle Dekalogu.

[srodtytul]I Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną[/srodtytul]

Pierwszym bożkiem w politycznym panteonie jest władza, a pierwszą boginią – skuteczność. Finis sanctificat media. Dwuznaczność tej łacińskiej sentencji genialnie oddaje znaczenie opinii publicznej w erze mediów. Trzeci bowiem bożek to sondaże. Tym trzem bóstwom: władzy, skuteczności i sondażom, wielu polityków nadaje status absolutu – determinują one ich działania.

W tym przykazaniu zawarłbym też grzech etatyzmu, różnorakich mutacji hegeliańskich wizji państwa jako boskiej idei. Jest to grzech przeciw zasadzie pomocniczości.

Bożkiem może też być ideologia, także chrześcijańska, krytykowana w encyklice Centesimus annus. Jest nią wiara w posiadanie schematu idealnego rozwiązania problemów politycznych i ekonomicznych oraz wiążąca się z nią pokusa narzucania go reszcie wspólnoty politycznej.

To dlatego fundamentalną cechą w życiu politycznym jest roztropność. Już Akwinata stwierdzał, że ludzka rzeczywistość jest niemal nieskończenie różnorodna, a drogi do tego samego celu bywają rozmaite. Prawie osiem wieków później świat stał się jeszcze bardziej złożony. Dlatego dynamicznie rozumiane „widzieć, ocenić, działać”, które łączy Jana XXIII z Karlem Popperem, jest dobrą polityczną metodologią, a roztropność dobrą podstawą wszelkich działań.

[srodtytul]II Nie będziesz wzywał Imienia Pana Boga swego nadaremno.[/srodtytul]

Nauczanie społeczne Kościoła podkreśla – o czym pisał już sześć wieków temu Francisco de Vitoria – iż w sprawach dotyczących dobra wspólnego należy słuchać władzy politycznej, a nie władzy kościelnej. Naruszanie autonomii państwa i Kościoła jest grzechem – grozi instrumentalizacją religii. Instrumentalizacją chrześcijaństwa jest też wszelkie obnoszenie się ze swoją wiarą dla powiększenia politycznego poparcia, mające niewiele wspólnego z ewangelicznym świadectwem, a znacznie więcej z faryzeizmem, podobnie jak wszelkie obnoszenie się z klerykalnymi koneksjami, agitacje prowadzone na terenie kościelnym czy orędzia słane do proboszczów.

Kolejnym przypadkiem łamania drugiego przykazania jest pomieszanie radykalizmu ideologicznego z radykalizmem ewangelicznym. Ten pierwszy, posługując się religijną terminologią, bywa głęboko przekonany o martyrologicznym charakterze składanego świadectwa oraz o czystości motywacji, służy jednak do dzielenia ludzi na „przyjaciół” i „wrogów”, niekiedy posuwa się do agresji, a zawsze do traktowania świata zewnętrznego jako inkarnacji zła, jako zagrożenia.

Do grzechów przeciwko temu przykazaniu można także zaliczyć mienienie się przez polityków – sugerujące patent na wyłączność – obrońcami Kościoła albo też głoszenie, że ich program realizuje katolicką wizję III drogi, optymalnego katolickiego ustroju. Jak bowiem wielokrotnie podkreślał Jan Paweł II, nauczanie społeczne Kościoła nie zajmuje się obmyślaniem III drogi. Królestwa Bożego nie zrealizujemy na ziemi. Zamiast tego wszelkie wysiłki powinniśmy skierować na to, aby tu i teraz czynić ten świat bardziej sprawiedliwym i solidarnym.

[srodtytul]III Pamiętaj, abyś dzień święty święcił[/srodtytul]

W najprostszym, prywatnym wymiarze to proste przykazanie okazuje się niezwykle wymagające. Weekendy bowiem to czas spotkań z wyborcami, czas partyjnych konwencji i czas oficjalnych uroczystości. Tu także skuteczność staje w poprzek utrzymywania realnej więzi z Bogiem oraz najbliższymi, z rodziną i przyjaciółmi. Bądźmy szczerzy, nawet jeśli są to uroczystości religijne, to oficjalne w nich uczestniczenie bardzo rzadko sprzyja wzrostowi cnoty pobożności.

W wymiarze społecznym ważne są skuteczne regulacje prawne wyzwalające człowieka z terroru bezustannej produkcji, wymiany i konkurencji. Dzięki nim wprowadza się w życie społeczne – używając terminologii J.B. Metza – „zastrzeżenie eschatologiczne”, podkreśla się transcendentny wymiar ludzkiego życia.

[srodtytul]IV Czcij ojca swego i matkę swoją[/srodtytul]

Przykazanie to w polityce nakazuje szacunek dla mistrzów oraz mentorów. Pokusa przyspieszenia własnej kariery politycznej wiąże się bowiem niekiedy z publicznym minimalizowaniem cudzych zasług, a nawet – nie trzeba sięgać pamięcią aż po antyk czy też wieki średnie – z pokusą politycznego „ojcobójstwa”.

Pamiętajmy też, że patria – ojczyzna – od słowa „ojciec” pochodzi. W każdą formę polityki wpisany być powinien rozumny patriotyzm. Oznacza on przede wszystkim budowanie kultury wspólnej pamięci – więzi pomiędzy minionymi i nadchodzącymi pokoleniami. Może temu służyć polityka historyczna. W praktyce zbyt często służy ona jednak bieżącym interesom politycznym, a nie – jak powinna – wspólnej interpretacji historii.

Patriotyzm oznacza również budowanie sprawnego państwa, a politycznym grzechem przeciwko temu są złe regulacje prawne oraz niesprawne instytucje. Pamiętajmy też, że – co czytamy w Laborem exercens – państwo jest „pracodawcą pośrednim” wszystkich pracowników. Niezmiernie wiele konkretnych, ludzkich istnień zależy od tego, jak tę rolę pełni państwo.

[srodtytul]V Nie zabijaj[/srodtytul]

Jeżeli czwarte przykazanie łączyć można z troską o dobro wspólne, to przykazanie piąte łączy się z solidarnością. Po pierwsze dlatego, że zasada ta mówi, iż prawdziwy rozwój wspólnoty możliwy jest jedynie przy kreowaniu warunków rozwoju dla wszystkich jej członków. Nie można więc żadnej grupy społecznej marginalizować jako „nieproduktywnej” i wpisywać jej w „koszty transformacji” czy „modernizacji”. Po drugie, bo zasada ta nakazuje budowanie na tym, co ludzi łączy, i poszanowanie godności każdego człowieka. To właśnie do świata polityki, połączonych izb Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej, Jan Paweł II mówił z delikatną przyganą: pamięć o moralnych przesłaniach „Solidarności”, a także o naszych jakże często tragicznych doświadczeniach historycznych, winna dziś oddziaływać w większym stopniu na jakość polskiego życia zbiorowego, na styl uprawianej polityki czy jakiejkolwiek działalności publicznej.

Paręnaście lat później, w obliczu metod i inwektyw stosowanych w wojnie polsko-polskiej, papieskie słowa brzmią wyjątkowo bezradnie.

W przykazaniu tym zawiera się bowiem umiejętność kreatywnych kompromisów – niezbędnego warunku demokratycznej polityki – oraz polityczna decyzja nieeskalowania istniejących sporów. Konflikt interesów i konflikt merytoryczny wpisane są w istotę procesu demokratycznego. Są i jego warunkiem i bogactwem. W Polsce jednak spory polityczne są przenoszone na poziom antropologiczny (odmawianie adwersarzom racjonalności, uczciwości i patriotyzmu) lub też na poziom metafizyczny (ukazywanie politycznych sporów jako konfrontacji dobra ze złem oraz prawdy i fałszu). „Kto z konfliktów interesu niepotrzebnie robi konflikt prawdy, a wraz z tym konflikty sumienia, daje wyraz nie tylko politycznej, ale i etycznej nieodpowiedzialności” – słusznie zauważa Bernhard Sutor („Etyka Polityczna”).

Od chrześcijańskiego polityka trzeba jednak wymagać więcej niż jedynie powstrzymywania się od potęgowania konfliktów. Uznając nieuchronność ich istnienia, pamiętając też o – wpisanym w ludzkie dzieje – misterium iniquitatis, jest on zobowiązany do kreowania polityki przekraczania podziałów, do otwierania przestrzeni przekraczającej rachunek krzywd i wzajemnych urazów. Chrześcijański polityk powinien więc tworzyć – powołując się na Jana Pawła II – »politykę przebaczenia«, wyrażającą się w zachowaniach społecznych i działaniu instytucji związanych z prawem, w których także sprawiedliwość nabierze bardziej ludzkiego oblicza (Orędzie na Światowy Dzień Pokoju 2002).

I znów – w dzisiejszych polskich realiach – te konkretne słowa papieża, autorytetu uznawanego przez prawie wszystkich Polaków, brzmią, niestety, bardzo abstrakcyjnie oraz bezsilnie.

[srodtytul]VI Nie cudzołóż[/srodtytul]

To przykazanie, które odwołuje się do pojęcia „czystości” oraz „wierności” w życiu chrześcijanina, w dziedzinie polityki może oznaczać wierność etosowi, a więc – odwołując się do Arystotelesa – do roztropnego zachowania równowagi pomiędzy namiętnościami (tu: dążeniem do maksymalnej skuteczności) i rozwagą, której fundamentem są podstawowe wartości.

Regulacje prawne są ostatecznością, nie mogą i nie powinny obejmować całej skali potencjalnych ludzkich działań. Ich celem jest definiowanie wyraźnych nadużyć sprawiedliwości w życiu społecznym. Natomiast norma etyczna, dobry obyczaj i tak anachroniczne słowo jak „honor” powinny podwyższać i określać standardy przyzwoitych zachowań. Politycy w znacznej mierze kreują etyczną jakość przestrzeni publicznej, której prawnie nie da się i nie powinno się uregulować. Istnieją bowiem takie sposoby zachowania (kolesiowatość, której symbolem jest sławne „Rychu…”, argumenty ad personam, insynuacje, jaskrawe sprzeczności pomiędzy głoszonymi zasadami a ich stosowaniem we własnym życiu), takie decyzje personalne, takie sposoby walki o powiększenie swojego elektoratu, a także takie polityczne sojusze, które, acz prawnie i proceduralnie dozwolone, zarazem zabijają etos, obniżają standardy życia publicznego. Stwierdzenie, że finis non sanctificat media, to za mało. Niektóre środki używane do realizacji celów potrafią je wręcz unicestwić, zwłaszcza najbardziej szczytne, stając się lekcją cynizmu i bezwzględności w walce o sukces.

[srodtytul]VII Nie kradnij[/srodtytul]

W przestrzeni prywatnej przykazanie to odniósłbym do przywłaszczania sobie cudzych idei i osiągnięć, a także do nieetycznych metod zdobywania informacji.

W przestrzeni publicznej natomiast należałoby je odnieść do sprawiedliwości społecznej, a więc do uprawiania polityki sprawiedliwie traktującej wszystkie grupy i wszystkich członków wspólnoty politycznej. Grzechem przeciw temu przykazaniu byłaby więc nie tylko walka o nieuzasadnione przywileje dla mojej partii czy też mojego elektoratu, ale także wszelkie formy szeroko pojętego nepotyzmu i tworzenia partyjnej nomenklatury.

[srodtytul]VIII Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu[/srodtytul]

To przykazanie otwiera szeroką przestrzeń potencjalnych nadużyć. Od używania informacji gromadzonych przez służby specjalne dla celów politycznych poprzez organizowanie „przecieków” do mediów, niezgodną z realiami wyborczą reklamę oraz czarny PR, aż po misterne i aluzyjne insynuacje wobec konkurentów, sugerujące ich niekompetencje, skorumpowanie, brak patriotyzmu, a w polskim – choć nie tylko – kontekście wyjątkowo obrzydliwe sugestie dotyczące żydowskiego pochodzenia oponentów czy też wątpliwej jakości ich katolicyzmu.

Dodać do tej sfery należy uszanowanie prywatności, intymnej sfery życia konkurentów i przeciwników politycznych. Albowiem, jak uczy Chrystus, w świecie relacji międzyludzkich prawda oderwana od miłości jest fałszem (podobnie jak miłość oderwana od prawdy). Wszelkie więc upublicznianie, z powodów politycznych, intymnych informacji o konkurentach jest grzechem przeciw ósmemu przykazaniu.

W ten sposób wkraczamy na, często w polityce niedostrzeganą, lecz niezmiernie istotną płaszczyznę antropologii.

Dotykamy bowiem najważniejszego tematu dotyczącego chrześcijańskiego uprawiania polityki – uznania zasady personalizmu za podstawę wszelkich podejmowanych działań. Albowiem objawiona przez Chrystusa nowość w uniwersalnym samorozumieniu człowieka – choć jej fragmenty i zaczątki odnajdziemy w wielu tradycjach – dotyczy faktu, iż każdy człowiek jest osobą – obdarzonym transcendentną godnością bytem posiadającym społeczną naturę, a zarazem istotą rozumną i wolną. Dlatego wszelkie działania polityczne, a zwłaszcza legislacja, winny szanować tę pranormę personalistyczną. I nie chodzi tu jedynie o problemy poszanowania życia, o nich mówi piąte przykazanie, ale o to, by wszelkie decyzje polityczne szanowały osobowy charakter człowieka.

Niestety, dominującą dziś filozofią w prawodawstwie jest traktowanie człowieka jako bytu jednostkowego, nad którym opiekę i kontrolę powinno sprawować państwo. Mamy więc do czynienia z podwójnym błędem antropologicznym, z etatyzmem i indywidualizmem, które w praktyce wspierają osamotnienie jednostki oraz wzmacniają rolę biurokracji. Dlatego każdą propozycję legislacji należy analizować pod kątem zawartej w nim – zazwyczaj implicite – antropologii. Przykładem może być orzeczenie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, który analizując wizję człowieka zawartą w Konstytucji RFN, jasno stwierdził, że nie mówi ona o samowystarczalnych, odizolowanych jednostkach, lecz o ludziach będących w relacjach i związku ze społeczeństwem (orzeczenie z 20 VII 1954).

[srodtytul]IX Nie pożądaj żony bliźniego swego[/srodtytul]

To przykazanie zapewne najtrudniej przekłada się na polityczną interpretację Dekalogu, ale możemy je rozumieć jako nieuporządkowane pragnienie odebrania innym politykom tego, co dla nich jest najistotniejsze i najbliższe. Chodziłoby więc o zabieganie amoralnymi metodami o zdobycie posiadanego przez nich stanowiska, o cyniczne metody odbierania elektoratu (grzech populizmu), ale także o zdradzanie tych, którzy mnie wybrali lub desygnowali na zajmowane przeze mnie stanowisko.

[srodtytul]X Ani żadnej rzeczy, która jego jest[/srodtytul]

Problem korupcji. Pożądanie posiadania „cudzych rzeczy” skutkuje bowiem w życiu politycznym wydawaniem przepisów korzystnych dla sprzymierzeńców (faworyzując moich sponsorów lub przychylne mi media), sprzyja mnożeniu koncesji dających możliwość – nawet tylko potencjalną – szantażowania tych, którzy się o nie ubiegają, sprzyja też rozrostowi, mnożącemu lukratywne stanowiska, biurokracji oraz tworzeniu ad hoc korzystnych reguł wyborczych i zasad finansowania ugrupowań politycznych.

Korupcja to największe zło w życiu społecznym. Tworzy bowiem społeczeństwo antyobywatelskie, oducza ludzi szacunku dla prawa i instytucji państwowych, dyskryminuje jednostki twórcze i ambitne, preferując układy mafijne. Co więcej, ma naturalną tendencję do rozrostu, posiada rakotwórczy charakter. Znaczy to, że bez aktywnego przeciwdziałania atakuje ona całość życia politycznego, a nawet szerzej – całość życia społecznego. Dlatego nawet bierność wobec tego zjawiska oznacza grzech zaniechania w bardzo poważnej materii.

[srodtytul]Moralność nie jest nieskuteczna[/srodtytul]

Trudno się nie spodziewać ze strony polityków czytających tę aplikację Dekalogu zarzutów o idealizm, o to, że tak moralne, zapewne użyliby słowa „moralizatorskie”, podejście do polityki musi owocować nieskutecznością. Gdyby te opinie były prawdziwe, to odpowiedziałbym im to samo, co mówię przedsiębiorcom powtarzającym, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Mówię im: „jeśli to prawda, to chrześcijanin nie może posiadać pierwszego miliona”. Tak jednak w ekonomii, jak i w polityce tego rodzaju myślenie jest próbą usankcjonowania oportunizmu i usprawiedliwienia niedobrych praktyk. Skuteczność polityczna (i efektywność w ekonomii) oraz zasady etyczne nie są sobie przeciwstawne. One istnieją na odmiennych płaszczyznach. Dlatego teza, że moralność w gospodarce jest nieopłacalna, a w polityce generuje nieskuteczne działania, jest niemądrym i niebezpiecznym stereotypem. Aby ukazać polityczny realizm norm etycznych, wystarczy wspomnieć słynną replikę Churchilla na słowa powracającego z Monachium Neville’a Chamberlaina: mieliśmy do wyboru wojnę albo pokój – wybraliśmy pokój.

Mieliśmy do wyboru hańbę albo wojnę – strawestował słowa ówczesnego premiera sir Winston – wybraliśmy hańbę, a wojnę będziemy mieli później.

Wracamy do tezy początkowej. Sfera polityki nie różni się istotnie od innych wymiarów ludzkiego życia. I tak samo jak w innych wymiarach działania etyczne nam niekiedy profity, niekiedy zaś – patrząc czysto po ludzku – przynoszą straty. Skuteczność i etyka należą do innych porządków. Zadaniem chrześcijańskiego polityka jest ich roztropne łączenie z zachowaniem prymatu etyki. Jestem jednak przekonany, że nie oznacza to zmniejszenia skuteczności jego działań. Zaryzykowałbym wręcz twierdzenie, że statystycznie rzecz ujmując, w krótszym okresie czasu działania amoralne bywają bardziej skuteczne, natomiast w dłuższej perspektywie skuteczniejsze bywają działania etyczne. Staramy się jednak działać zgodnie z Dekalogiem nie dlatego, że to nam przynosi profity, lecz dlatego, że są to działania dobre. Ale jestem też przekonany o słuszności poglądu znamienitego liberała Friedricha von Hayeka, że „gospodarka, której jedynym celem jest efektywność, z pewnością tę efektywność utraci”, a także o słuszności rozszerzenia tej tezy na obszar życia politycznego: polityka, której jedynym celem jest skuteczność, z pewnością tę skuteczność utraci.

[i]Autor jest teologiem, filozofem i publicystą. Ukończył fizykę na Uniwersytecie Wrocławskim, w 1981 r. wstąpił do zakonu dominikanów. Założyciel i dyrektor Instytutu Tertio Millennio w Krakowie. Od 1998 do 2006 r. prowincjał polskiej prowincji dominikanów. Od 2007 r. do 2010 r. dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku[/i]

Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne