Piotr Zaremba na stulecie urodzin Ronalda Reagana

Ronald Reagan urodził się 100 lat temu. Dla mojego pokolenia był „mordercą polskich kur” i kowbojem z ponurych plakatów na murach.

Publikacja: 05.02.2011 00:01

To pierwsze to oskarżenie Jerzego Urbana tylko trochę przerysowane przez żartownisiów z „Solidarności” – chodziło o sankcje nałożone na Polską rządzoną przez generałów. Jako kowboja przedstawiali go propagandziści stanu wojennego. Za jego „kowbojstwo” jestem mu wdzięczny do dziś.

Debatę, jaka wybuchła jakiś czas temu, czy Reagan jest godzien ulicy albo placu w Warszawie, uważam za żenującą. Budząca tysiące zastrzeżeń recepta na komunizm republikańskiego prezydenta – wyścig zbrojeń i zero tolerancji – okazała się skuteczna. Reagan przełamał rutynę myślenia i małą wiarę bynajmniej nie tylko amerykańskich liberałów i europejskich lewicowców – przecież detente z obozem komunistycznym była po części dziełem ludzi z jego obozu, by przypomnieć prezydenta Forda i Henry'ego Kissingera. Sięgnął do najbardziej elementarnych skojarzeń i najprostszych metod. Wygrał dzięki nim wolność dla nas wszystkich.

Co zabawne, spór o niego trwa nadal. Kilka lat temu jego nazwisko padło w mojej rozmowie z dziennikarzem, nieźle znającym Amerykę, ale idealnie mainstreamowym. – To był głupi człowiek – skrzywił się mój rozmówca.

Reagan głupi? Bywał politykiem cynicznym, uznającym, jak wszyscy ludzie władzy, że cel uświęca środki. Wtedy, gdy wygrywał debatę z Jimmym Carterem dzięki, jak wszystko na to wskazuje, podpatrzonym materiałom ze sztabu konkurenta, i wtedy, kiedy udawał naiwnego, oznajmiając w debacie z ekologami, że najwięcej zanieczyszczeń produkują drzewa i krzewy. Obsługiwał w ten nieskomplikowany sposób interesy biznesu.

Nie był z pewnością intelektualistą. Nie był nim jednak żaden z prezydentów USA ostatnich dziesięcioleci – łącznie z Kennedym i Clintonem. Lewicowe elity nie cierpiały tego byłego aktora, pisarz Gore Vidal dworował sobie: „Reagan nie odróżnia słowa Medici od słowa Gucci, bo wie, że jego żona Nancy nosi jedno z nich”. Ale ja wiem, że rozmawiając z Gorbaczowem, był wizjonerem, dokładnie wiedział, co chce osiągnąć i gdzie musi się zatrzymać.

Uwaga tego dziennikarza pokazuje, że spór o Reagana przeżył zimną wojnę i ma globalny charakter. Naturalnie niedźwiedzią przysługę wyrządzają temu pragmatykowi niektórzy jego zagorzali wielbiciele. Reaganomika, którą najpierw konkurent, a potem wiceprezydent naszego bohatera George Bush senior nazywał początkowo „ekonomią voodoo”, nie była eksperymentem do końca udanym.

Nie udało się zrównoważyć amerykańskiego budżetu, nie tylko z powodu zbrojeń. Ustawa, która zakładała, że stanie się drogą mechanicznej redukcji funkcji państwa, okazała się prawem martwym. Reagan może powiedzieć o sobie, jak wielu przywódców: „przynajmniej próbowałem”, i jest w tym jakaś racja.

Najzabawniejsi są polscy czciciele tego prezydenta popierający w Polsce partię mającą w gospodarce i życiu społecznym dokładnie odwrotne priorytety. Reagan nigdy nie uważałby, że komercjalizacja służby zdrowia to coś strasznego. Ja w tej akurat sprawie jestem bliższy Kaczyńskiemu (i generalnie europejskim politykom), ale nie udaję, że nie ma tu sprzeczności.

Ciekawy jest problem teflonowości Reagana wobec krytyki. Po części wynikała ona z tego, że w cyklach koniunkturalnych tamtejszej polityki co jakiś czas jest zapotrzebowanie na lidera, który odwołuje się do wolnorynkowego indywidualizmu i kultu sukcesu. To istota tamtejszego mitu, źródło aktywności przeciętnego Amerykanina. Ale Reagan wygrywał starcia z niecierpiącymi go mediami także dlatego, że był wyluzowany, dowcipny i zdolny do współpracy.

Nie tylko kooperował przez osiem lat z demokratyczną Izbą Reprezentantów, ale rozbrajał nieżyczliwych ciepłem, może granym, ale skutecznym. „Mam nadzieję, że wszyscy jesteście republikanami” – przemówił do lekarzy, którzy go przyjmowali do szpitala po zamachu. To wystarczyło, aby mnóstwo ludzi tajało, kapitulując przed najstarszym (obejmował urząd w wieku lat 70), ale kto wie, czy nie najżywotniejszym prezydentem USA.

„Recesja jest wtedy, kiedy twój sąsiad traci pracę. Depresja jest wtedy, kiedy ty tracisz pracę. Odrodzenie (recovery) będzie wtedy, gdy pan Carter straci pracę” – takimi prostymi grepsami panował nad wyborcami. Chciałbym, aby w Polsce politycy umieli mnie czasem rozbawić.

To pierwsze to oskarżenie Jerzego Urbana tylko trochę przerysowane przez żartownisiów z „Solidarności” – chodziło o sankcje nałożone na Polską rządzoną przez generałów. Jako kowboja przedstawiali go propagandziści stanu wojennego. Za jego „kowbojstwo” jestem mu wdzięczny do dziś.

Debatę, jaka wybuchła jakiś czas temu, czy Reagan jest godzien ulicy albo placu w Warszawie, uważam za żenującą. Budząca tysiące zastrzeżeń recepta na komunizm republikańskiego prezydenta – wyścig zbrojeń i zero tolerancji – okazała się skuteczna. Reagan przełamał rutynę myślenia i małą wiarę bynajmniej nie tylko amerykańskich liberałów i europejskich lewicowców – przecież detente z obozem komunistycznym była po części dziełem ludzi z jego obozu, by przypomnieć prezydenta Forda i Henry'ego Kissingera. Sięgnął do najbardziej elementarnych skojarzeń i najprostszych metod. Wygrał dzięki nim wolność dla nas wszystkich.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy