Rozmowa z prawnikiem Josephem Weilerem o swobodzie religijnej

Z Josephem H.H. Weilerem, prawnikiem, rozmawia Piotr Zychowicz

Publikacja: 26.03.2011 00:01

Joseph H.H. Weiler z rodziną na audiencji u Jana Pawła II

Joseph H.H. Weiler z rodziną na audiencji u Jana Pawła II

Foto: Archiwum

Wielka Izba Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu – stosunkiem głosów 15 do 2 – uznała tydzień temu, że obecność krzyży w klasach szkolnych nie ogranicza wolności religijnej uczniów ani prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Tym samym zakończyła się ciągnąca od dziewięciu lat słynna sprawa Soile Lautsi kontra Włochy.

Lautsi to Finka zamężna z Włochem, która domagała się zdjęcia krzyża ze ściany szkoły w Abano Terme koło Padwy, do której chodziło jej dwoje dzieci. Dowodziła, że obecność tego symbolu w klasie to „religijna indoktrynacja". Po tym, gdy włoskie sądy odrzuciły jej skargę, odwołała się do Strasburga. Z drobnej, lokalnej afery sprawa zamieniła się w europejską batalię o krzyż. Wyrok Trybunału będzie miał bowiem poważne skutki.

W 2009 roku Trybunał przyznał rację Latusi, ale po apelacji Włoch – wspartych przez Armenię, Bułgarię, Cypr, Grecję, Litwę, Maltę, Monako, San Marino, Rumunię i Rosję – odwrócił swoją decyzję. Wyrok został uznany za triumf chrześcijaństwa nad forsowanym w Europie laicyzmem.

– Orzeczenie przyczynia się do przywrócenia ufności w Trybunał ze strony dużej części Europejczyków, świadomych decydującej roli wartości chrześcijańskich w ich własnej historii, ale także w budowie europejskiej jedności oraz jej kultury prawa i wolności – powiedział rzecznik Watykanu ks. Federico Lombardi. – Kultury praw człowieka nie należy przeciwstawiać fundamentom religijnym cywilizacji europejskiej – dodał.

Prawnikiem, który reprezentował kraje chrześcijańskie podczas postępowania apelacyjnego, jest Joseph H.H. Weiler, światowej sławy adwokat z Nowego Jorku. Nie mógł być obecny na sali podczas odczytania orzeczenia. Miało to bowiem miejsce w piątek po południu, a Weiler jest ortodoksyjnym Żydem. Gdyby pojawił się w Trybunale, złamałby zasady szabasu.

Rz: Dlaczego zdecydował się pan walczyć o krzyż w Strasburgu?

Już dobrych parę lat temu, gdy napisałem książkę „Chrześcijańska Europa", w której broniłem pomysłu umieszczenia w preambule europejskiej konstytucji odwołania do chrześcijańskich korzeni Starego Kontynentu, wiele osób się dziwiło. Jak mogłem to napisać jako praktykujący Żyd? Moja odpowiedź była prosta. Nie zrobiłem tego jako praktykujący Żyd, ale jako praktykujący konstytucjonalista. Podobnie było ze sprawą krzyża z Abano Terme.

To znaczy?

Gdy w 2009 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu  – stosunkiem 7 głosów do 0 – uznał, że krzyże w salach szkolnych łamią europejską konwencję praw człowieka, uznałem to za skandal. Jako konstytucjonalistę i eksperta ds. prawa międzynarodowego zaskoczyła mnie płytkość i niska jakość tego orzeczenia. Natychmiast w redagowanym przeze mnie w Oksfordzie „European Journal of International Law" [pismo uważane za najważniejszy na świecie periodyk w tej dziedzinie – red.] napisałem ostrą krytykę tego żenującego wyroku.

Co pana w nim najbardziej zbulwersowało?

To, że europejski Trybunał zignorował wielowiekową tradycję i historię prawną Europy. Weźmy taką Wielką Brytanię. Kościół Anglii jest oficjalnym, państwowym kościołem, a brytyjski monarcha także jego głową. Idąc tropem myślenia Trybunału z 2009 roku, jeżeli zdejmujemy ze szkolnych ścian krzyże, to trzeba również pozdejmować z nich portrety Elżbiety II. Trzeba również zakazać dzieciom śpiewania hymnu państwowego „Boże, zbaw Królową". Wszystko to bowiem jest „religijną indoktrynacją". A może dzieci w Irlandii powinny przestać uczyć się o konstytucji własnego kraju, bo w jej preambule jest odniesienie do Świętej Trójcy? Czy Dania powinna odrzucić luteranizm jako religię państwową albo przynajmniej ukrywać ten fakt przed swoimi dziećmi? Konsekwencje orzeczenia z 2009 roku mogły być bardzo poważne.

Mówi pan o krajach Europy, w których pozycja chrześcijaństwa – przynajmniej formalnie – jest mocna. Ale z drugiej strony jest przecież laicka Francja.

Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja w Strasburgu nie walczyłem tylko o krzyż. Ja walczyłem o ratowanie wspaniałych, pluralistycznych tradycji systemów prawnych Europy. Kontynentu, na którym dokładnie taki sam szacunek okazuje się tak różnym konstytucyjnym decyzjom Francji i Wielkiej Brytanii, Włoch i Polski. Europa jest właśnie dlatego tak wyjątkowym miejscem na ziemi, bo zawiera cały wachlarz rozwiązań. Od wolności dla religii po wolność od religii. Ta unikalna kombinacja swobód sprawia, że obok siebie mogą istnieć kraje, w których są Kościoły państwowe, Kościoły związane z państwem rozmaitymi umowami, ale także państwa całkowicie laickie. I wszyscy, wyznawcy rozmaitych religii i ateiści, czują, że są w tych krajach u siebie. Wszyscy mogą brać pełny udział w życiu publicznym i sprawować najwyższe urzędy. To model dla całego świata, z którego Europa powinna być dumna.

Słyszałem, że to przeciwnicy krzyża są prawdziwymi Europejczykami.

Jest dokładnie odwrotnie. Europa ma długą tradycję pluralizmu i tolerancji, której sędziowie w 2009 roku nie wzięli pod uwagę. Taką decyzję mógłby wydać Francuski Sąd Konstytucyjny albo Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, gdzie Kościół jest ściśle oddzielony od państwa, ale nie Trybunał, który ma w nazwie słowo „europejski"! Europa to nie tylko Francja. Należy uszanować zróżnicowaną tradycję kontynentu. Chrześcijańska symbolika to integralna część tożsamości wielu narodów. Krzyż jest obecny na wielu flagach państwowych, nie przez przypadek widnieje także na karetkach pogotowia. Jest obecny w sztuce i architekturze. Jak można odcinać się od własnych korzeni?

W Europie jest jednak coraz więcej imigrantów z Trzeciego Świata.

Ich symbol krzyża rzeczywiście może razić.

To bardzo ładnie, że Europejczycy przyjmują tych ludzi. Ale tolerancja dla innych nie powinna iść w parze z nietolerancją wobec własnej tożsamości. Zwolennicy usuwania krzyża z przestrzeni publicznej argumentują, że państwo musi pozostać „neutralne". Problem w tym, że spór toczy się między chrześcijanami (którzy chcą zachowania krzyża) oraz ateistami (którzy chcą jego usunięcia). Władze, które ogołacają ściany z krucyfiksów, nie zajmują więc żadnej „neutralnej pozycji", tylko w jasny sposób opowiadają się po stronie jednej ze stron konfliktu.

Czyli o bezstronności nie ma mowy?

Pozostańmy przy przykładzie szkół. W wielu krajach państwo dotuje tylko szkoły świeckie, ale nie daje pieniędzy na szkoły religijne. Bo religia to przecież prywatna sprawa każdego człowieka i państwo musi być „neutralne światopoglądowo". To absurd, bo szkolna ściana bez krzyża to jasny sygnał dla uczniów, że państwo opowiada się po stronie laickiej, a przeciwko religii. To zdecydowana pozycja polityczna, nie żadna „światopoglądowa neutralność". Obkładanie krzyża anatemą tylko prowadzi do pogłębienia podziałów w społeczeństwie.

I odwrotnie, zezwolenie na krzyże w klasach byłoby opowiedzeniem się po stronie wierzących.

To poważny dylemat. W Wielkiej Brytanii czy Holandii zrozumiano, że bycie neutralnym nie oznacza promowania laickości przeciwko religijności. W krajach tych państwo dotuje więc zarówno szkoły religijne, jak i świeckie. I właśnie o to mi chodzi. Europa jest tak zróżnicowana, że nie może być w niej jednego wzorca, jednego rozwiązania, które narzuca się wszystkim z góry. Trzeba brać pod uwagę społeczną i polityczną rzeczywistość poszczególnych regionów i państw. Ich demografię, historię i wrażliwość ich mieszkańców.

Czy Trybunał w Strasburgu powinien się w ogóle zajmować takimi sprawami?

Być może przyjdzie taki dzień, że na przykład Brytyjczycy oddzielą Kościół Anglii od państwa. Tak jak to zrobili kiedyś Szwedzi. Ale to oni sami o tym zdecydują, a nie Trybunał w odległym Strasburgu. On nie ma prawa, by ich do tego zmuszać. Włochy, które zostały zaskarżone przed Trybunałem, również mają wolny wybór. Włosi mogą demokratycznie zdecydować o tym, że chcą, żeby ich państwo stało się laickie. Wtedy krzyże ze szkół znikną. Pani Lautsi nie chciała jednak, żeby Trybunał w Strasburgu uznał prawo Włoch do bycia laickim krajem, ona chciała, żeby zostało to Włochom narzucone. A to już byłoby bezprawie.

I dlatego podjął pan próbę obalenia pierwotnego orzeczenia?

Większość osób na świecie żyje w sytuacji ekonomicznej niepewności. Jako profesorowie świata zachodniego mamy ten przywilej, że mamy zapewnioną pracę i stabilność, a w zamian stoimy na straży wolności akademickiej. To nakłada na nas obowiązek, by wypowiadać się w imię prawdy, nawet jeżeli jest ona niepopularna. Dlatego gdy rządy, które rzuciły wyzwanie pierwotnej decyzji Trybunału – swoją drogą, gdzie była wtedy Polska?! – zapytały, czy chciałbym je reprezentować, natychmiast przyjąłem propozycję. Robiłem to pro bono, bo uważam, że był to mój święty obowiązek. Fakt, że osiągnęliśmy sukces, bardzo mnie cieszy. To orzeczenie jest zwycięstwem pluralizmu i tolerancji, a porażką prób narzucenia ludziom jednego, zunifikowanego wzorca.

Część pańskich współwyznawców uważa jednak, że krzyż symbolizuje stulecia chrześcijańskich prześladowań Żydów i katolickiego antyjudaizmu.

Zacznę od tego, że podziwiam Polskę, która korzysta dziś w pełni z demokracji, modernizacji i integracji europejskiej. Ale jednocześnie nie ma najmniejszego zamiaru wyprzeć ze swojej zbiorowej pamięci lat niemieckiej okupacji. Tej hekatomby i grabieży, po której przyszedł totalitarny, sowiecki koszmar. Pamięć jest niezbywalną częścią tożsamości i rzeczywiście, Żydom krzyż niestety nie kojarzy się najlepiej. Nikt w naszej społeczności nie zapomina o tym, co działo się przez wieki, ale coraz więcej z nas – między innymi ja – uważa, że nie powinniśmy pozwolić, by ta pamięć zdominowała nasze relacje z chrześcijanami. Nie możemy zawsze patrzeć do tyłu, bo tak jak żona Lota zamienimy się w słup soli.

W ostatnich dziesięcioleciach w relacjach Żydzi – chrześcijanie rzeczywiście dokonała się prawdziwa rewolucja.

To wielka zasługa pańskiego rodaka Jana Pawła II. To on dokonał redefinicji stosunków katolicko-żydowskich. Sam dawał zresztą przykład swoim życiem, w którym – jeszcze na długo zanim stał się sławny – nie okazywał najmniejszego śladu uprzedzeń. Już jako papież nazywał nas starszymi braćmi w wierze, co zrobiło olbrzymie wrażenie w świecie żydowskim. Wyraził też żal za całe zło, jakiego Żydzi zaznali ze strony chrześcijan. Jego wielki sukcesor Benedykt XVI działa dokładnie w tym samym duchu. Dał temu wyraz na przykład w opublikowanej ostatnio drugiej części „Jezusa z Nazaretu". Dla każdego myślącego człowieka to oczywiste, że prześladowanie Żydów nie jest prawdziwą ekspresją chrześcijaństwa. Że to Jan Paweł II i Benedykt XVI stanowią prawdziwe oblicze tej religii.

Czy dziś, w dobie promowanej agresywnie laickości, religijni Żydzi i chrześcijanie powinni grać w tej samej drużynie?

Proszę pamiętać, że wielu, może nawet większość, dzisiejszych Żydów to ludzie niewierzący. To samo dotyczy być może nawet większości mieszkańców chrześcijańskich krajów Europy. Pomiędzy religijnymi chrześcijanami i religijnymi Żydami, którzy sprawy wiary biorą poważnie, jest wiele spraw – szczególnie społecznych – na które zapatrują się dokładnie w ten samym sposób. Ludzie ci – ja nazywam ich homo religiosus – niezależnie od barw klubowych rzeczywiście powinni grać w jednej drużynie.

Czego pan jest najlepszym przykładem.

Gdy zdecydowałem się podjąć walkę o krzyż w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu, zrobiło się o tym dość głośno. Dotarło wówczas do mnie wiele reakcji ze strony żydowskich społeczności na całym świecie. I co ciekawe, najbardziej krytyczni byli Żydzi niewierzący, a najwięcej pochwał i wyrazów solidarności otrzymałem od Żydów religijnych. Myślę, że jest to bardzo wymowne.

Był pan pierwszą osobą, która użyła terminu „chrystianofobia". Co on oznacza?

Właściwie wolę używać słowa „chrystofobia". Nie tylko dlatego, że lepiej brzmi – przynajmniej po angielsku – ale dlatego, że mam już dosyć ludzi, którzy powtarzają w kółko: „Nie mam nic przeciwko Chrystusowi. Ale nienawidzę Kościoła i chrześcijan". To są rzeczy nierozerwalne. Chrześcijanie to ci, którzy wierzą w Chrystusa. Nie może być jednego bez drugiego. Wielu wyznawców Chrystusa na całym świecie jest straszliwie prześladowanych, a nawet zamęczanych na śmierć za swoją wiarę. Chrześcijaństwo to dziś najbardziej prześladowana religia na świecie. W chrześcijańskiej Europie nie wypada jednak o tym mówić!

Chrystofobia obecna jest bowiem także na Starym Kontynencie.

Tak, ale przybiera tu bardziej subtelne, społeczne, a nawet prawne formy. Dam panu przykład. Swoich pięcioro dzieci posyłam do żydowskich szkół religijnych. Gdyby któryś z ich nauczycieli przekonywał dzieci, że jedzenie wieprzowiny jest w porządku, albo sam publicznie ją spożywał lub łamał zakazy szabasu, jego kariera w tej szkole byłaby skończona. Jako rodzic domagałbym się jego dymisji. I taka dymisja zostałaby natychmiast udzielona. Wyobraźmy sobie teraz, że jakaś katolicka szkoła z Europy próbowałaby dziś wyrzucić nauczyciela, który naucza dzieci rzeczy sprzecznych z katechizmem lub prowadzi życie, które Kościół określa mianem grzesznego. Szkoła taka zostałaby ostro skrytykowana jako „wsteczna". To dziś w Europie jest po prostu niemożliwe.

Jak walczyć z tym zjawiskiem? Czy chrześcijanie są skazani na porażkę?

O nie, właśnie takie myślenie, taki defetyzm doprowadziły do tej sytuacji. W swojej książce „Wyjście ze ślepej ulicy. GPS dla chrześcijan w publicznych dyskusjach" umieściłem rozdział „Wyjście z chrześcijańskiego getta". I proszę mi tu darować protesty w sprawie „nieodpowiedniego porównania"...

Nie zamierzam protestować. Co to jest „chrześcijańskie getto"?

Określam tak wewnętrzne mury, którymi chrześcijanie się otoczyli i oddzielili od świata. Niestety dali sobie wmówić, że wiara to coś, co powinno się głęboko skrywać jako sprawę prywatną. Że na wiarę nie ma miejsca w przestrzeni publicznej. Dziś obowiązuje przekonanie, że niedziela jest dla wiary, a pozostałe dni tygodnia dla życia świeckiego. Tymczasem religijność powinna być normalną i w pełni legitymizowaną częścią naszego codziennego życia. Nie ma powodu, żeby chrześcijanie nie mogli korzystać z systemu demokratycznego, aby wywierać wpływ na sprawy publiczne zgodnie z nauczaniem swej religii. Są przecież takimi samymi pełnoprawnymi członkami społeczeństwa jak wszyscy inni.

Na razie jednak w sporze z ateistami są w wyraźnej defensywie.

Spór ten zdominowały ostatnio sprawy życia. Aborcja, eutanazja czy definicja małżeństwa. Walkę w tych sprawach można prowadzić poprzez forsowanie rozwiązań politycznych, czyli zakazów i nakazów. Jest jednak również druga droga, na której możemy najlepiej zamanifestować naszą wiarę we Wszechmogącego i jego dobroć. Droga, dzięki której możemy ocalić naszą wolność i godność. Hasło homo religiosus powinno brzmieć: „Za życiem? Róbmy życie!" (Pro-life? Make life!) Musimy odnaleźć radość w jak największej rodzinie, wychowywaniu i odpowiednim edukowaniu naszych dzieci. Chce pan wiedzieć, co będzie oznaką, że zwyciężyliśmy? Setki wózków dziecięcych przed każdą świątynią.

Joseph H.H. Weiler

(urodzony w 1951 roku w RPA)  jest znanym prawnikiem żydowskiego pochodzenia, wybitnym specjalistą ds. prawa międzynarodowego i europejskiego. Jest związany z New York University Law School, ale regularnie wykłada na najważniejszych uczelniach na całym świecie. Był członkiem komisji prawnej Parlamentu Europejskiego, która przygotowała traktaty z Maastricht i Amsterdamu. Pracował jako doradca w trakcie obrad Konwentu w sprawie przyszłości Europy. Jest autorem setek artykułów i wielu książek, m.in. głośnej „The Constitution of Europe" (1998) i wydanej w Polsce „Chrześcijańskiej Europy" (2003). „Profesor Weiler, amerykański ortodoksyjny Żyd, nie obawia się głośno powiedzieć tego, o czym europejskie środowiska akademickie wolą milczeć, a co politycy i media chcą pomijać" – pisał o tej książce ojciec Maciej Zięba.

Wielka Izba Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu – stosunkiem głosów 15 do 2 – uznała tydzień temu, że obecność krzyży w klasach szkolnych nie ogranicza wolności religijnej uczniów ani prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Tym samym zakończyła się ciągnąca od dziewięciu lat słynna sprawa Soile Lautsi kontra Włochy.

Lautsi to Finka zamężna z Włochem, która domagała się zdjęcia krzyża ze ściany szkoły w Abano Terme koło Padwy, do której chodziło jej dwoje dzieci. Dowodziła, że obecność tego symbolu w klasie to „religijna indoktrynacja". Po tym, gdy włoskie sądy odrzuciły jej skargę, odwołała się do Strasburga. Z drobnej, lokalnej afery sprawa zamieniła się w europejską batalię o krzyż. Wyrok Trybunału będzie miał bowiem poważne skutki.

W 2009 roku Trybunał przyznał rację Latusi, ale po apelacji Włoch – wspartych przez Armenię, Bułgarię, Cypr, Grecję, Litwę, Maltę, Monako, San Marino, Rumunię i Rosję – odwrócił swoją decyzję. Wyrok został uznany za triumf chrześcijaństwa nad forsowanym w Europie laicyzmem.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Jak Kaczyński został Tysonem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?